poniedziałek, 7 kwietnia 2014

Rozdział XXI

*Laura*

Wstałam rano przez wpadające przez niezasłonięte rolety promienie słońca. Po raz kolejny. Zawsze zapominam o tych roletach i zawsze budzi mnie słońce, nie budzik.
Usłyszałam cichą krzątaninę na dole. Zainteresowana postanowiłam zejść, bo i tak musiałam iść się napić wody. Za drzwiami hałas był już głośniejszy. Już na schodach zauważyłam, że wszyscy chłopcy posłusznie sprzątają salon po wczorajszej balandze, a z boku stoi Rydel, która nimi dyryguje.
- Cześć wszystkim - mruknęłam i przetarłam oczy - wow, jak tu czysto.
- Hej - Rydel się do mnie uśmiechnęła - widzisz moje palce? - wystawiła do mnie rękę - one mają moc.
Zachichotałam.
- No jasne, jakżeby inaczej. Kochana Rydel umie rządzić całym światem.
- I nigdy w to nie wątp.
- Nie wątpię - podniosłam ręce w geście obrony - musisz być na nich na serio wściekła.
- A jakbym nie była - przez jej twarz przeszedł cień - wychodzisz tylko na chwilę, a kretyni już robią jakąś imprezkę, a Ross znajduje sobie laskę, która go obmacuje.
- To nie była moja dziewczyna - blondyn zaprotestował - jestem wolny i przystojny - mrugnął do mnie, na co lekko się zarumieniłam.
- Miałaś wrócić dopiero dziś - zauważył Riker - gdyby nie to, to byłoby już tu czysto.
- Trzeba było uważać i nie demolować domu - wycedziła przez zaciśnięte zęby.
Wolałam się stąd wycofać. Pierwszy raz widziałam, aby się kłócili. Niezauważona przeszłam do kuchni i nalałam sobie soku, bo wody nie było. Wzięłam łyka i odetchnęłam z ulgą. Miałam naprawdę wysuszone gardło. Stałam, opierając się o szafkę i łykając co chwila napój.
- Hej - do pomieszczenia wszedł Ross - przepraszam za wczoraj. Nie wyszło tak, jak powinno.
Uśmiechnęłam się lekko.
- Przeprosiny nie do mnie, tylko do Rydel. Ale dzięki. Nalać ci coś?
- Soku.
Pokiwałam głową i wzięłam dzbanek, a po chwili podałam chłopakowi pełny kubek.
- Słyszałem, co wczoraj wyprawiałaś.
Zachichotałam.
- A ja słyszałam, że jednak masz dziewczynę - odgryzłam się - fajnie, że ją znam.
- Daj spokój. Ludzie po pijaku robią różne głupoty.
- Słyszałam nawet, że wyjeżdżają do Vegas, biorą ślub i rodzą dzieci. A ktoś niedawno mi obiecał, że skończył z każdym nałogiem.
- Laura - uśmiechnął się szeroko - to był ostatni raz.
- Poprzednim razem powiedziałeś mi to samo - spąsowiałam i odstawiłam szklankę, odwracając się do okna.
Aż się dziwię, że tak bardzo mi na tym zależało. Po chwili blondyn położył mi rękę na ramieniu.
- Obiecuję.
- Ile twoje słowo jest warte? - spytałam zdenerwowana - ile razy mi coś próbowałeś obiecać?
Z jego twarzy zniknął uśmiech i spojrzał na mnie uważnie.
- Nie ufasz mi?
Odwróciłam wzrok.
- Sama nie wiem, Ross. Przepraszam, jestem po prostu podenerwowana i płytą, i możliwością wyjechania w trasę. Wiem, że nie będziemy mogli tam wszyscy pojechać, a ja nie wiem, czy bez kogoś z was dam radę.
- Wybierasz się dziś do wytwórni?
- Chyba tak - stwierdziłam - im szybciej skończymy pracę nad płytą, tym szybciej będzie tylko lepiej i lepiej. Bez sensu bezsensownie to przedłużać.
- A mogę wybrać się tam z tobą?
- Niedawno stwierdziłeś, że nie lubisz Simona.
- Przecierpię - mrugnął znów do mnie.
Westchnęłam.
- Zgoda.
Zaskakał w miejscu i posłał mi promienny uśmiech.
- Daj mi chwilkę, tylko się...
- Ross! - krzyknęła Delly z salonu.
- Ups... Zauważyła, że mnie nie ma. Poczekasz?
- Jasne - roześmiałam się.
Chłopak zniknął za drzwiami, a mi jego zachowanie podsuwało na myśl zachowanie małych myszek z "Kopciuszka".

~*~

- No to co? Gotowy? - spytałam przyjaciela, kiedy sama byłam już ubrana.
Na sobie miałam szary t-shirt, różową spódnicę w kwiaty i jeansową kurtkę.
- Zaraz! - krzyknął z łazienki, a ja kopnęłam nogą w drzwi.
- Serio Ross, serio? Ja już szybciej z niej wyszłam. Co, nakładasz fototapetę na twarz?
Drzwi uchyliły się lekko.
- Za kogo ty mnie uważasz, Lau?
- Za gościa, który absolutnie za długo siedzi w łazience!
- No już - wyszedł po chwili i był normalnie odpicowany jak choinka.
Żel we włosach, specjalne ubrania, w których wcześniej go nie widziałam. Spojrzałam na niego krzywo.
- Chcesz się komuś spodobać, zgadza się?
- Nie. Chcę w kimś wzbudzić zazdrość i dopiec jednemu takiemu gościowi.
Pokręciłam niedowierzająco głową.
- Ruszaj pierwszy, królewiczu.
- Chciałabyś - uśmiechnął się cwanie i podniósł mnie na ręce, zbiegając szybko po schodach.
- Niedługo wrócimy! - zdążyłam krzyknąć do przyjaciół, zanim znaleźliśmy się na zewnątrz - co ty wyrabiasz?
- Niosę królową na rękach.
- Puść mnie! - wydarłam się, próbując się wyrwać, ale na darmo.
Kilkanaście osób zwróciło na nas swoją uwagę.
- Przestań, to będziemy bezpieczni.
Już z daleka zauważyłam fotoreporterów z aparatami na szyi.
- Chciałbyś - zacytowałam jego kwestię - Ross, proszę.
Pokręcił przecząco głową.
- No daj spokój - warknęłam, uderzając go w ramię - co ty, w strongmena się bawisz? Mało ci zdjęć w internecie i plotek, że jesteśmy razem?
Wzruszył ramionami.
- To mnie nie wzrusza. Taki los plotek.
- Już wiem, o co ci chodzi. Próbujesz udowodnić Mai, że umiesz bez niej żyć, a tymczasem próbujesz moim kosztem zwrócić na siebie uwagę, aby do ciebie wróciła. Brawo, Lynch - powiedziałam oschle.
Spojrzał na mnie zdziwiony, przystając.
- O czym ty gadasz, co? Chcę się po prostu trochę zabawić, a ty wiecznie marudzisz. Proszę bardzo - postawił mnie na nogi - Zadowolona?
- Bardzo! - krzyknęłam - fajna mi zabawa. Bawienie się moimi uczuciami. Super, prawda?
- Jakimi uczuciami?!
- A takimi, że jesteśmy przyjaciółmi, a ty tylko bawisz się moim kosztem! Daj spokój, wracaj do Mai i daj mi święty spokój!
Wściekła zaczęłam odchodzić. Nie gonił mnie, nie przepraszał, nic nie tłumaczył. Z jednej strony to dobrze, bo nie chciałam z nim rozmawiać, ale z drugiej odezwała się bezsilność, a po moich policzkach popłynęły łzy. Nie chciałam kłótni, po prostu miałam już dość tych ich idiotycznych zagrywek i wiedziałam, że mam rację. Zawsze chodziło tylko o Maię. Robił te głupoty, aby robili nam zdjęcia i aby nimi świecili, gdzie się da. Rozpłakałam się.

~*~

Stojąc pod wytwórnią wytarłam oczy w rękaw kurtki i weszłam do środka. Tam od razu powitał mnie przemiły i znany zapach i widok. Pani Murphy nadal stała za biurkiem i uśmiechała się do mnie miło. Po drodze spotkałam mojego szefa, któremu trzeba było powiedzieć tradycyjne "dzień dobry", choć mój nie był taki dobry. Szłam znanymi korytarzami i dotarłam do znanego pomieszczenia. Tam przywitały mnie znane i miłe twarze, pełne uśmiechów i zadowolenia.
- Nagrywamy?
- Po co innego bym tu dziś nie przyszła - przyznałam gorzko.
- Co się stało? - spytał Simon.
Pokręciłam przecząco głową.
- To dziś nie ważne. Teraz liczy się tylko ja i muzyka.
- Kto cię skrzywdził?
- Simon, to nieważne! Sama zaczęłam, więc sama będę ponosić konsekwencje. Proszę, grajcie kawałki, które już znacie, a ja będę śpiewać. Poprawi mi się humor.

~*~

Nie myliłam się. Po kilku piosenkach i na mojej twarzy pojawił się promienny uśmiech. Po nagraniu kolejnej pod tytułem "Battlefield" postanowiliśmy zrobić sobie przerwę. Jeden z chłopców przyniósł kanapki, a teraz obżeraliśmy się nimi, śmiejąc się i żartując.
- No więc, jak łatwo utopić blondynkę? - spytał Brandon.
Spoważniałam.
Nie lubiłam kawałów o blondynkach, a skoro Brandon był blondynem, to mogłam sobie i z niego zażartować.
- A jak łatwo utopić Brandona? - zadałam mu pytanie.
Spojrzał na mnie dziwnie.
- Nie żartuj sobie z blondynek, bo kilka z nich jest moimi przyjaciółkami. Z resztą nieważne. Muszę już iść.
Nałożyłam torbę na ramię.
- Do zobaczenia niedługo.

~*~

Po powrocie do domu to pierwsze, co zauważyłam, to siedzący na kanapie policjant.
- Co się stało?
Usiadłam koło Vanessy i reszty domowników.
- Pan policjant powiedział, że ma nowe ślady w sprawie naszego domu - powiedziała mi siostra.
- No to słucham uważnie.
- Nasz sprzęt naprowadził nas na...


*************************************************

Haahhaha, i tak to pewnie nie interesuje xd
Dacie radę dobić do 15 komentarzy?
Wyzwanie dla was!
Czyta mnie prawie 30 osób, więc połowa z nich mogłaby skomentować.
Następny niedługo ♥


24 komentarze:

  1. Zajebisty rozdzialik. Cudooo...Ja już chcę nexta. Co w sprawie domu Lau i Van. Dawaj mi tu szybko następny!

    OdpowiedzUsuń
  2. Czemu skłóciłaś Ross'a i Laurę???!!
    Czekam na nexta:-D

    OdpowiedzUsuń
  3. Super !!! Czekam na nextaaa :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Ja chcieć Raure !!!!!!

    OdpowiedzUsuń
  5. Rozdział jest zawalisty. Czekam na next z niecierpliwością. I proszę odpowiedz mi na jedno... noo może dwa pytania.Pierwsze: Kiedy Next ? Drugie: Kiedy będzie Raura? :)

    OdpowiedzUsuń
  6. Super rozdział! Nie mogę się doczekać nexta, bo ciekawa jestem co tam dalej wymśliłaś :D

    OdpowiedzUsuń
  7. Jak mogłaś ich skłócić!?!? Rozdział zajebist!! Dawaj szybciusieńko nexcika bo oszaleję!!!

    OdpowiedzUsuń
  8. Chce juz next! Kto to bedzie pisz szybciutko <3

    OdpowiedzUsuń
  9. Chcemy RAURE !!!! <3

    OdpowiedzUsuń
  10. Ciekawe kto to bedzie. Chcemy next TERAZ!!!!

    OdpowiedzUsuń
  11. to będzie ciekawe... tiaa może ślady krwi... taaaa zadużo horrorciów
    ^Ola;**

    OdpowiedzUsuń
  12. rozdział... genialny.
    Czekam niecierpliwie na next.
    <3 <3 Karcia 5436 <3 <3

    OdpowiedzUsuń
  13. Zaskoczę cię, bo mi to nawet pasi, że ich na chwilę tak oddaliłaś, bo z pewnością zbliżą się do siebie w bardzo ciekawy sposób. Jak mogłaś w takim momencie?! Dawaj szybko next!!!
    Czekam z niecierpliwością

    OdpowiedzUsuń
  14. Rozdział jak zawsze cudowny :) nie moge się doczekać dalszej części :>
    ~ twoja wierna czytelniczka Alex :>

    OdpowiedzUsuń
  15. Świetny blog:) Nadrabiam zaległości, ale już mi się podoba:D

    OdpowiedzUsuń
  16. Wstawiaj nexta *-*
    Nie mg się doczekać, kto im dom zdemolował? Aileen? Bobby? Elizabeth? Fanka r5?
    A może wina zostanie zwalona na Rossa i nadal się nie dowiemy?

    OdpowiedzUsuń
  17. Dawaj nexta !! Dziś ! Proszę !

    OdpowiedzUsuń