piątek, 31 stycznia 2014

Rozdział XV

*Kelly*

Rano wstałam bardzo wcześnie i przez dłuższą chwilę nie mogłam się ogarnąć, gdzie jestem. Po chwili zauważyłam uśmiechniętą Laurę siedzącą obok mnie.
- Hej - wymruczałam, przeciągając się - w kogo pokoju śpię?
- Rocky'ego - przyjaciółka zachichotała - wczoraj zasnęłaś mu na kolanach, więc cię przeniósł do siebie, właśnie tutaj. Bał się twojej reakcji, że niby będzie z tobą spać, więc przeniósł się na kanapę, do salonu.
- Spałam mu na kolanach? Poszedł do salonu? - powtórzyłam tępo.
Lau pokiwała twierdząco głową.
- Muszę go przeprosić - wyznałam, patrząc bez celu na ścianę.
- Nie sądzę, aby był zły. Nawet chyba się uśmiechał.
Spojrzałam na nią lekko zirytowana.
- No to super. Nie ma to jak zasnąć na kolanach swojego idola.
Laura wybuchnęła śmiechem i poklepała mnie po odkrytym kolanie.
- Bez przesady. Ja wczoraj siedziałam na baranach swojego idola, który robił z siebie idiotę. A potem się wywalił.
Zawtórowałam jej, kładąc się na łóżku.
- To miło, że R5 nie jest takie puste, jak większość gwiazd show-biznesu - wyznałam.
Pokiwała głową.
- No cóż, sława uderza niektórym do głowy. Mniejsza z tym. Przyniosłam ci ubrania, mamy ten sam rozmiar, więc problemu nie będzie. Idź się umyj, pierwsze drzwi po prawej, a potem zejdź na śniadanie. Pomagam dla Ross'a robić naleśniki.
Spojrzałam na nią porozumiewawczo i zrobiłam brewki. Uśmiechnęła się.
- Bez przesady. On jest zbyt głupi, żeby sam je zrobić. Jeszcze by nas zatruł.
- Ej! - usłyszałyśmy jęk Ross'a, na co roześmiałyśmy się szaleńczo.
- Nie trzeba było podsłuchiwać! - krzyknęła Lau. 
Przyjaciółka walnęła mnie lekko poduszką, ale po chwili wstała i poprawiła swoją bluzkę. Nie zwróciłam nawet uwagi, że jest już przyszykowana do dalszego dnia. Ładnie ubrana, umyta, uczesana. Cała ona.
Teatralnie przewróciłam uwagi, a koleżanka wyszła z pokoju.
- Szybciutko. Całego dnia nie mamy - szepnęła - uciekam, bo jeszcze na serio doda jakiejś trucizny do naszych naleśników.
Zamknęła drzwi, a ja zachichotałam. No co, z nimi nie można się nudzić. Poszłam do łazienki z ręcznikiem, zapominając o ubraniach. Umyłam się, wytarłam i otuliłam nim. Wyszłam ostrożnie z łazienki, by nikogo nie zbudzić. Z dołu usłyszałam ciche śmiechy Laury i Rossa.
Weszłam do pokoju Rocky'ego i wrzasnęłam.
- Aaaa!
- Aaaa! - krzyknął brunet, a po chwili zjechał mnie od stóp do głów. I do dosłownie. Wzrokiem.
- Sorry, nie wiedziałam, że tu jesteś - mruknęłam zmieszana i oblałam się rumieńcem.
- Spoko. Wchodź i się ubieraj, ja wyjdę.
Skinęłam głową i weszłam do pokoju. Gdy chłopak wyszedł, trzasnęłam nimi i z nie wiadomego mi powodu, zaczęłam się śmiać jak jakaś wariatka. Ogarnęłam się dopiero po kilku minutach, ubrałam i w jeszcze mokrych włosach zeszłam do kuchni. Tam czekało mnie pobojowisko.
- Co tu się stało? - zastałam Laurę, Rossa i całą kuchnię w mące i cieście. Wszyscy byli uśmiechnięci. No, oprócz kuchni.
- A nic takiego - wykręciła się Lau i pstryknęła mnie w nos, na którym zostało trochę mąki - Ross się trochę za bardzo nudził.
- Miałaś pilnować, żeby nas nie zatruł, a nie brudzić całą ich kuchnię - ledwo powstrzymywałam się od śmiechu.
- Nie bój się, zaraz posprzątacie - powiedział blondyn, a Laura spojrzała na niego jak na idiotę.
- Posprzątacie? A co z tobą? - założyła ręce na biodra.
- Powiedziałem posprzątacie? Chodziło mi, że posprzątamy. Przejęzyczyłem się - powiedział nerwowo i zmierzwił jej włosy.
- Tiaa, na pewno - mruknęła, ale wzięła się do roboty. On poszedł za jej przykładem, a ja uśmiechnięta poszłam do salonu. Nie będę im przeszkadzać.
Wstydziłam się trochę włączyć telewizor albo się przejść obejrzeć dom, więc siedziałam nieruchomo i wpatrywałam się w pusty ekran. Po chwili do salonu zszedł Rocky. Usiadł koło mnie i sam nie wiedział, co ma powiedzieć. Po chwili jednak lekko zakaszlał, chcąc zwrócić na siebie uwagę.
- Przejdziemy się?

~~*~~*~~*~~*~~

*Laura*

- Trzeba się chyba teraz umyć - zaproponowałam przyjacielowi.
- Albo najpierw obudzić resztę i podać im śniadanie - uśmiechnął się figlarnie i puścił do mnie oczko. Zachichotałam. Cały dzień śmiechów.
- Może być. Ja rozstawię śniadanie, ty idź ich pobudź. Zacznij od Vanessy i Rikera - powiedziałam - trzymaj - podałam mu dzbanek z wodą, a on od razu zrozumiał, o co mi chodzi. Chętnie pobiegł na górę, a ja z uśmiechem na ustach porozstawiałam kubki z sokiem i talerze z naleśnikami.
Nagle usłyszałam krzyk siostry.
- To był pomysł Laury! - krzyknął spanikowany Ross i po chwili usłyszałam trzask drzwi. Po chwili kolejne krzyki i kolejne zwalanie na mnie winy. No co za człowiek! Ciężko po schodach weszła zmokła Van.
- Co to za pomysł?! - wydarła się, a ja zachichotałam.
- To Ross was budził, nie ja - zwaliłam winę na kolegę - do niego proszę mieć pretensję.
- Ross! - krzyknęła, a ja nie sądziłam, że tak łatwo mi pójdzie. Po chwili kolejnej porcji krzyków wszyscy usiedli do jedzenia.
- A gdzie Kelly i Rocky? - spytałam nagle, przełykając kolejny kęs śniadania. Każdy obejrzał się dookoła.
- Nie ma - wzruszył ramionami Ryland - pewnie gdzieś razem poszli.
Westchnęłam. Cały Rocky.
Gdy Ross dokończył swoje jedzenie, nie spuszczał ze mnie wzroku. Popatrzyłam na niego i napiłam się soku. (ale rym ♥ - od aut). Wstałam od stołu i poszłam do kuchni. Wstawiłam swoje naczynia do zmywarki i odwróciłam się, ale wpadłam na Lyncha. Wiadomo którego. I znów zatonęłam w jego pięknych oczach.
- Nie ładnie zwalać na mnie winę - mruknął, udając wściekłego, ale marnie mu to wychodziło. Wyszczerzyłam zęby w ironicznym uśmiechu.
- I co mi teraz zrobisz? Utopisz w łzach? - droczyłam się z nim.
- Nie - pokręcił przecząco głową - nic z tych rzeczy. To nie ma nic wspólnego z łzami.
Powoli do mnie dochodziło, co chce zrobić.
- Nie - mruknęłam, odchodząc - nie, nie, nie, nie, nie - powtarzałam jak mantrę, odchodząc od niego co raz dalej, ale on szedł w moje ślady. Po chwili uśmiechnął się szelmowsko, wziął mnie na barana i ignorując moje krzyki, przebiegł przez salon do ogrodu i bez zbędnych ceregieli wrzucił mnie do basenu. Wpadłam na pewien pomysł...
Udawałam, że się topię.  Spanikował jak baba. Nie wiedział, co ma robić. Po chwili podszedł do brzegu i wyciągnął do mnie rękę.
- Spróbuj podpłynąć do brzegu i złapać mnie.
Uśmiechnęłam się do siebie i "z trudem" dopłynęłam go brzegu. Mokrą ręką złapałam go za dłoń i za nim ktokolwiek zdążył się ogarnąć, pływał razem ze mną.
- Pokój z tobą, głąbie - zachichotałam i wyszłam na trawę. Patrzył za mną niedowierzająco. Pomachałam do niego i uśmiechnęłam się. I poszłam się suszyć.

~~*~~*~~*~~*~~

- Tu jest naprawdę pięknie - westchnęłam z zachwytu - kiedy zdążyłeś znaleźć to miejsce?
- Dzięki - chłopak się uśmiechnął - kiedyś nasza rodzina kłóciła się bez przerwy, my na wakacje przyjeżdżaliśmy tu, do babci. Po kłótni z rodzeństwem przychodziłem tu, aby pomyśleć i odpocząć. To naprawdę relaksujące miejsce.
Skinęłam głową. Miał rację.
Byliśmy niedaleko wzgórza Hollywood, w lesie. Promienie słońca  przebijały się przez korony drzew. Trawa była usiana mnóstwem kolorowych kwiatów, które jeszcze bardziej dodawały uroku temu miejscu. Powietrze było tu czyste i zupełnie różne od tych koło ulicy. Niedaleko płynęła rzeczka. Było tu pięknie.
Podeszłam do rzeczki i przejrzałam się w jej lustrze. Woda była czysta. Wprost idealne miejsce na randkę.
Zaraz, zaraz. Jestem tu, w pięknym miejscu, które uważam za odpowiednie na romantyczną randkę. Jestem tu z Rocky'm. Oblałam się rumieńcem. O podobnych przypuszczeniach nie było mowy. Odetchnęłam głęboko i odwróciłam się w stronę chłopaka. Zagadkowym wzrokiem patrzył na mnie. Spuściłam głowę i skarciłam siebie w myślach za to, że tak na mnie działa tylko dlatego, że na mnie patrzy.
- Hej, co się stało? - spytał cicho brunet, łapiąc mnie za dłoń.
- Nic - mruknęłam - po prostu tu jest tak magicznie. Przykro mi, że dopiero teraz znalazłam te miejsce.
- Nic się nie stało - starał się unieść mi głowę, aby zajrzeć mi w oczy, ale uparcie mu się nie dawałam - Kel - powiedział miękko - przecież wszystko jest w porządku, prawda?
Mimo woli uniosłam głowę do góry i zatonęłam w jego pięknych oczach. Nim się obejrzałam chłopak zaczął się do mnie przesuwać, aż dzieliło nas tylko kilka milimetrów. Byłam oczarowana. Ale szybko z tego wszystkiego zrezygnowałam. Pocałowałam go lekko w policzek i odsunęłam się. Chciałam tego, to na pewno, ale nie byłam gotowa. Nie byłam pewna, czy chłopak nie udaje takiego fajnego. Przecież za plecami mógłby mieć każdą. I nie tylko za plecami!
Nie chciałam mieć złamanego serca...
- Wracajmy już - powiedziałam cicho - Laura z Rossem się pewnie martwią. Nie zostawiliśmy żadnej wiadomości.
- Zgoda - skinął głową i ramię w ramię wróciliśmy do domu.
A ja wciąż nie mogłam odgonić od siebie powracającego obrazu sprzed kilku chwil...

**************************************************

Siemka :) Rozdział jest w terminie. Moim zdaniem jest nudny i o niczym, ale wena często plącze mi figle. Mam nadzieję, że zostawicie po sobie komentarz z opinią ;)

Do następnego ♥
<Powinien pojawić się 8 lutego ;)>


środa, 29 stycznia 2014

Nowy blog o Raurze.

Tak jak w tytule, założyłam nowego bloga.
Tym razem o nienawiści (zabójczy śmiech) ^^
<KURDE, POWTARZAM SIĘ>

No cóż, serdecznie na niego zapraszam.

www.rauraandr5-myhistory.blogspot.com

Tu rozdział pojawi się 31 stycznia lub 1 lutego ;)
Do napisania!

niedziela, 19 stycznia 2014

Cześć.

Hej wszystkim :)
Mam do was jedno małe pytanie - czy chcecie na tym blogu drugi sezon?
Jeżeli tak, to w tym sezonie nie będzie Raury jako pary i trochę smutno się skończy, ale drugi sezon będzie lepszy. A chociażby się postaram. I już niedługo będę kończyć ten sezon jeśli co. To chcecie?
Cris

sobota, 18 stycznia 2014

Rozdział XIV

Tak naprawdę mimo mieszkania z Lynchami, unikałam Ross'a jak ognia. Nie miałam ochoty tłumaczyć tego wszystkiego ani słuchać jego przeprosin lub bezpodstawnego obrażania. Nie wspomniałam też ani słówkiem dla jego rodzeństwa o jego uzależnieniu. Jeśli będzie chciał, to to zmieni.
Kolejny piątek, po szkole. Wracałam z Kelly i Raini do domu, bo mogę na razie go tak nazywać. Z dziewczynami odzyskałam dobry kontakt. Profesorka Black uwzięła się dziś na nas i odpytywała wszystkich przez całą godzinę lekcyjną. Nie miała litości. Ja akurat dostałam naciąganą czwórkę.
- Hej! - krzyknęłam do wszystkich domowników, gdy wchodziłam do domu; stanęłam nagle zdziwiona na środku pokoju oglądając dziwaczny taniec Ross'a. Wszyscy na mnie spojrzeli. Rzuciłam tymczasowe klucze na stolik, a torbę na ziemię i wwaliłam się na kanapę, oglądając ich grę w butelkę.
- No cóż - powiedziała uśmiechnięta Rydel - chciał wyzwanie to ma.
- Grasz z nami? - zaproponował Rocky, przesuwając się trochę w stronę Delly, a ona w stronę Ellingtona.
- A co mi tam - usiadłam na podłodze, koło Vanessy. Teraz butelką kręcił Ross, który skończył swój taniec kretyna. Wypadło na Riker'a.
- Pytanie - powiedział blondyn wiedząc, do czego zdolni są jego bracia.
- Podaj imię dziewczyny, z którą pierwszy raz się całowałeś.
Mogło być gorzej.
- Margaret - wypalił bez zastanowienia. Teraz on kręcił, wypadło na Ellingtona.
- Wyzwanie - prychnął.
- Pocałuj dziewczynę siedzącą obok ciebie. 
Wokoło zapanował szum. Rydel się sprzeciwiała, ale Rik był nieustępliwy. W końcu, pod wpływem impulsu, Ell pocałował dziewczynę. Miało być kilka sekund, ale zabalowali i wyszło z tego dwie minuty. I weź człowieku nie sądź, że coś ich łączy. Blondynka była zaskoczona, ale i rozpromieniona. Tym razem wypadło na Rocky'ego.
- Wyzwanie.
- Zjedz dziesięć dużych łyżek musztardy.
- O fuu - odwróciłam się w stronę ściany, a reszta się zaśmiała - to jest odrażające.
- I o to w tym chodzi - odezwał się Ross.
Rocky poszedł do kuchni i przyniósł wielki słoik razem z łyżką i zaczął to jeść. Zacisnęłam mocno powieki, chowając głowę między kolana. Wszyscy patrzyli na chłopaka i jego minę, licząc zjedzone łyżki. Potem wypadło na mnie.
- Pytanie
Najwidoczniej postanowił mnie trochę uwolnić od głupot.
- Co ci się kiedyś zdarzyło przykrego na randce?
Skrzywiłam się.
- Kiedy byłam na randce z chłopakiem, który mi się podobał, a tam nagle przyszła jego dziewczyna.
- I co zrobiłaś? - spytała zaciekawiona Rydel.
- Wywaliłam swoje jedzenie na jego głowę i wyszłam z restauracji. Chłopak się więcej do mnie nie odezwał.
- Brawo - Ross przybił mi piątkę. No cóż, gdy nie pali jest całkiem w porządku.
Graliśmy tak naprawdę długo i nie zwracałam na nic uwagi. Siedziałam, żyjąc w swoich myślach, ale zaciekawiło mnie jedno zadanie. Było ono do Ross'a. Osobiście kiedyś zamorduje Vanesse. Oni to wszystko ustawili! Oczywiście blondyn wziął wyzwanie.
- Weź Laurę na barana i pobiegaj po ulicy krzycząc "Z drogi śledzie, bo królowa świata jedzie"!
- No cię chyba coś boli - warknęłam. Nie mam zamiaru brać udziału w ich durnych gierkach wyswatania nas.
- Wyzwanie to wyzwanie, kotku - powiedział przesłodzonym głosem Riker.
- Nie jestem twoim kotkiem - zmrużyłam oczy w wąskie kreseczki, ale nim zdążyłam się ogarnąć, Ross wziął mnie na ręce i wybiegł z domu. Próbowałam mu się wyrwać, ale trzymał mnie naprawdę mocno. Potem przełożył mnie sobie na barana i biegł po ulicy krzycząc słowa zadane przez Van. Na początku byłam zła, ale potem się rozchmurzyłam i śmiałam w najlepsze. Ludzie patrzyli się na nas - niektórzy jak na idiotów, a niektórzy jak na przesłodką parę. Kilka dziewczyn patrzyło nawet na mnie z zazdrością, pewnie kolejne fanki R5. Gdy wracaliśmy, bo Ross się trochę zagalopował, szedł spokojnie.
- Nie było chyba aż tak źle - wymruczał, podnosząc na chwilę głowę do góry.
- Tak. Nie ma to jak siedzieć na baranach swojego idola robiącego z siebie idiotę - powiedziałam roześmiana.
- Więc nadal jestem twoim idolem? - w jego głosie usłyszałam nadzieję.
- Można tak powiedzieć - wzruszyłam ramionami - ale im dłużej cię poznaje, tym bardziej widzę twoją drugą stronę, której nikomu nie pokazujesz. I ona mi się nie podoba.
- Jeśli chcesz wiedzieć, to rzuciłem palenie - powiedział lekko - dla ciebie i mojej rodziny.
- Chyba dzięki mnie dla twojej rodziny - poprawiłam go, ale potrząsnął przecząco głową.
- Nieprawda. Zrobiłem to dla ciebie.
- To słodkie - znów się uśmiechnęłam.
- Mimo krótkiej znajomości czuję, jakbyśmy znali się całe życie. I jesteś dla mnie bardzo ważna - wyznał, a mnie oblał lekki rumieniec.
- Dziękuję - wyszeptałam i przez przypadek pociągnęłam naszą dwójkę do tyłu. Ross się zachwiał i polecieliśmy razem na trawę, tocząc się dłuższą chwilę. Oboje wybuchneliśmy niepohamowanym śmiechem. Gdy się ogarnęliśmy, wstałam i otrzepałam spodnie z trawy, a potem go objęłam. Bardzo mocno. Chłopak zdziwił się moim gestem, ale po chwili go odwzajemnił. A jeżeli jego zadanie ma być zrobione do końca, znów wziął mnie na barana i wracaliśmy wśród przyjemnej ciszy.






~*~






Po wyjściu Ross'a i Laury graliśmy dalej.
- Rydel - powiedział do mnie Ell, kiedy zakręcił butelką. jednocześnie wybudzając mnie z transu - pytanie czy wyzwanie?
- Pytanie.
- Gdybyś była na bezludnej wyspy kogo byś uratowała? Rikera, Rocky'ego czy Vanessę?
- Oczywiście, że Vanessę - powiedziałam bez zastanowienia - Riker i Rocky byliby największymi divami na całej wyspie i pozjadaliby wszystkie kokosy. Van by sobie raczej z nimi nie poradziła.
- Przyjaźń na całego - mruknął Riker, ale Rocky się trochę oburzył.
- Ja? Divą?
Parsknęłam śmiechem.
- To małpą, lepiej?
- Jasne - wyszczerzył zęby w ironicznym uśmieszku.
Gdy ja kręciłam wypadło na Rocky'ego.
- Wyzwanie.
- Wsadź sobie lód do gaci - powiedziałam obojętnie.
W sumie to było marnotractwo lodu i obrzydlistwo, ale jakoś tak wyszło. Chłopak wykonał swoje zadanie z dość niezadowoloną miną. Gralibyśmy dalej, ale do domu wpadła Raura. Dziewczyna siedząca na jego ramionach ledwo zmieściła się we framudze; była uśmiechnięta i rozgrzana, a policzki miała czerwone. Ross nie wyglądał inaczej.
- Coś się tu kroi romansik - przesłodkim głosem powiedział Ell, a Laura parsknęła śmiechem.
- Jeśli moja siostra daje jemu głupie zadanie to jest jedna sprawa. Ale żeby plątać w to mnie? Zeskoczyła z jego ramion i stanęła, patrząc się na zebrane osoby. Nagle zadzwonił jej telefon i wyszła przed dom.
- No to... - próbowałam przerwać ciszę panującą w całym pokoju.
- No to... - powtórzył po mnie Ellington. Każdy to powtarzał po kolei (wyglądało to dość komicznie), aż do Ross'a.
- No - uśmiechnął się - to czemu nie kontynuujecie gry?
- Jakoś przeszła atmosfera - wyznałam. Nagle do domu wpadła Lau. I to dosłownie wpadła.
- Kelly ma jeden problem - powiedziała cicho - rodzice w kłótni wywalili ją z domu na całą noc i nie ma gdzie spać. Przygarniecie ją? - spytała z nadzieją.
- U niej to taka patologiczna rodzina? - spytał mój brunetowłosy braciszek (haha XD - od aut).
- Można tak powiedzieć. Nie jest łatwo z matką alkoholiczką, piątką rodzeństwa i zapracowanym tatusiem.
Każdy wytrzeszczył oczy.
- Nigdy nic nie mówiła.
- To jest kwestia skromności i dumy. Ona nienawidzi, gdy ktoś lituje się nad nią bez powodu. Uważa swoją rodzinę za pikuś, gdy chodzi o prawdziwe kłopoty. To może dziś u was spać?
- Jasne - kiwnęłam głową - nie można jej przecież tak zostawić.
Brunetka zaczęła pisać SMS-a, a ja wstałam i przeciągnęłam.
- No cóż - rzekłam - trzeba powoli sprzątać. Zbliża się 21.
- Obejrzyjmy jakiś film - zaproponowała Nessa, a ja kiwnęłam głową.
- To idź wybierz jakiś, a ja pójdę zrobić popcorn. Moi kochani braciszkowie ogarną w salonie i rozłożą fotele oraz kanapę.
Związałam włosy w luźnego kucyka i poszłam do kuchni. Wzięłam kilka paczek z szafki i wsadziłam do mikrofali. Stałam i czekałam na nie, patrząc bez celu w okno, aż do pomieszczenia wpadł Ell.
- Chłopacy się pytają, czemu tak długo - przymknął drzwi i zbliżył się o kilka kroków bliżej mnie.
- Przekaż im, że popcorn nie chce szybciej się wykluwać z jajeczek - sarknęłam.
Podszedł do mnie.
- Czy ten pocałunek coś dla ciebie znaczył? - spytał niepewnie po kilku chwilach ciszy, podchodząc jeszcze bliżej. Szczerze to tego pytania się nie spodziewałam. Odwróciłam się w jego stronę i spojrzałam prosto w oczy.
- Ell, to tylko wyzwanie. Już po wszystkim.
- Nie o to zapytałem.
- Nie mogę powiedzieć, że nie - stwierdziłam - ale jak ty to sobie wyobrażasz? A jeśli nasz związek nie przetrwa? Zniszczylibyśmy wtedy zespół i chłopcy nie byliby zadowoleni.
Podszedł do mnie i przytulił mocno, a ja zarzuciłam mu ręce na szyję. Wtuliłam się w jego tors i słuchałam bicia serca. Był taki ciepły i bezpieczny, i przytulny. Do tego uwielbiałam jego zapach. Ta świetna woda kolońska.
- Poczekajmy chociaż trochę, ok? - zaproponowałam, gdy się od siebie oderwaliśmy.
- Zgoda - westchnął, ale się uśmiechnął - poczekać nie zaszkodzi.




~*~ 




Zapukałam niepewnie do drzwi domu Lynchów. Byłam tu zaledwie parę razy, ale już znałam całą drogę na pamięć. Poza tym Laura w sms-ie dała mi dokładne wskazówki. Jak zawsze opiekuńcza.
Otworzył mi Rocky i gestem ręki zaprosił do środka. Od razu dopadła do mnie Lau, przytulając mocno.
- Tak mi przykro.
Machnęłam ręką.
- Gorsze rzeczy mnie spotykały.
- Jakie? - teraz spytał Rocky, a ja postawiłam torbę z kilkoma ubraniami na ziemię.
- Na przykład dopóki nie poznałam Laury i Raini, byłam zwykłym popychadłem.
Przyjaciółka objęła mnie ramieniem.
- Nadal pamiętam dzień, gdy się poznałyśmy - uśmiechnęła się Marano.
Rozejrzałam się po przestronnym salonie. Nic się tu nie zmieniło od mojej ostatniej wizyty. Wszyscy poznikali oprócz Lau i Rocky'ego.
- Tak. Chciały wylać na mnie sok na środku stołówki, ale ty się im przeciwstawiłaś. W sumie Elizabeth była w szoku.
- Pewnie. Nie każda nowa jej się przeciwstawia.
Roześmiałam się.
- Gdzie mam spać?
- Masz do wyboru pokój Rocky'ego albo Rikera - do pokoju weszła Rydel i uśmiechnęła się - poza tym hej.
- Nie chcemy chyba, żeby Van była zazdrosna - odezwał się Ratliff - więc chyba wybierzesz pokój Rocky'ego.
- Spoko.
- Idź się przebierz. Wieczorek filmowy zaraz się zacznie - Laura popchnęła mnie lekko w stronę schodów.
- A który pokój?
- Pierwszy po lewej - poinstruowała mnie.
Weszłam tam i szybko się przebrałam w piżamę. Gdy zeszłam na dół wszyscy byli już obecni. Usiadłam koło Lau i bruneta. Oglądałam jakiś tandetny horror, gdy nagle zasnęłam.
Ale nigdy bym tego nie zrobiła, gdybym wiedziała, jak to wszystko się dalej potoczy.




***************************




Hej. Rozdział jest taki nijaki i nic się nie dzieje, ale jutro nie miałabym czasu go wstawić. Ani w za tydzień. Więc jest dziś =)


Mam nadzieję, że w sposób euforii albo odrzucenia, ale wyrazicie swoją opinię w sporej ilości komentarzy :)


Do następnego!
Cris






sobota, 11 stycznia 2014

Rozdział XIII

- Nie mają panie żadnych podejrzeń, kto to mógł być? Jakiś wróg? - odpytywał nas policjant, kiedy przyjechali pod nasz dom. Pozostali oglądali właśnie wszystko w środku.
- Nikogo nie podejrzewam - stwierdziła Van i spojrzała na mnie - a ty może, Lau?
- Nie - pokręciłam przecząco głową - nie mam pojęcia, kto to mógł być.
- Czy panie wchodziły do domu i coś ruszały?
Vanessa zaprzeczyła.
- I bardzo dobrze - powiedział uśmiechnięty brunet (policjant) otwarcie flirtując z moją siostrą - jak możecie, to przenieście się na kilka dni lub tygodni do jakichś znajomych czy rodziny. Postaramy się rozwiązać zagadkę.
- Tylko wejdę i zabiorę mój plecak z książkami - powiedziałam, ale facet mnie zatrzymał.
- Nie możesz.
- Jakby pan nie wiedział, to muszę chodzić do szkoły i muszę mieć te książki. A teraz albo mnie pan puści samotnie, albo pan sam wejdzie do pokoju nastolatki przeszukując go.
Wiedziałam, że to go złamie.
- Masz pięć minut - zastrzegł i odwrócił się do Nessy, rozmawiając z nią.
Weszłam do domu i szybciutko pomijając mężczyzn w mundurach pobiegłam na górę. Spakowałam moje książki, pieniądze i ubrania oraz ubrania siostry i wybiegłam na podwórko.
- Trzymaj - wcięłam się między rozmawiających ludzi wpychając w ręce starszej siostry torbę z ubraniami - do kogo my się zabierzemy?
Spojrzała na mnie jak na idiotkę.
- Nie, nie, nie. Nie pójdziemy do Lynchów.
- Nie mamy wyboru - wzruszyła ramionami myśląc, że zaraz się złamię.
- Mamy. Możemy pójść do Kelly albo do Raini - myślałam na głos.
- Kelly ma za mały dom na nas wszystkich, ponieważ ma zbyt dużo rodzeństwa, a Raini pojechała na kilka tygodni do chorej babki na wioskę. Zapomniałaś?
Klepnęłam się w czoło.
- Masz rację - westchnęłam, wyciągając telefon z kieszeni - zadzwonię do Delly.
Wpisałam cały ciąg liczb w klawiaturę, a przyjaciółka odebrała po kilku sygnałach.
- Macie może miejsce dla dwóch osób?




~*~




- Wciąż nie mogę uwierzyć, że wam ktoś coś takiego zrobił - dumała się Lynch - jesteście przemiłe.
- Może to zwykli włamywacze? - spytał Rocky.
Wzruszyłam ramionami.
- A ja tam wiem? Niech kończą tą swoją super sprawę i oddadzą mój pokój - wzdrygnęłam się na samą myśl, że któryś z tych facetów miałby coś przeszukiwać w moim pokoju.
Ratliff się uśmiechnął.
- Ktoś musi wam zazdrościć. Utalentowana rodzinka.
- Taa - mruknęłam - ja wokalistka, Van aktorka, a rodzice sławni biznesmeni. Marzenie każdej nastolatki - jeśli pozwolicie, to wyjdę się przejść na taras i zadzwonię do Kelly. Ostatnio ostro ją zaniedbałam.
Spojrzałam na milczącego Ross'a, który także przyglądał się mnie. W sumie nie on jeden, każdy patrzył się na mnie dopóki nie wyszłam do ich pięknego ogrodu. Przeszłam się kawałek i odetchnęłam świeżym powietrzem.
- Mogłem się domyślić, że nie idziesz naprawdę do niej zadzwonić - obok siebie usłyszałam głos Ross'a, ale nie odwróciłam się.
- Dopiero wyszłam - stwierdziłam z ironią - nie muszę chyba od razu wyciągać telefonu i dzwonić.
- Chcesz? - obejrzałam się i ze zdziwieniem odkryłam, że blondyn proponuje mi papierosa - mi zawsze pomaga na stres.
- Nie - burknęłam - nie używam takich świństw. I tobie też bym nie radziła.
- Nie to nie - wzruszył ramionami, wyciągając fajkę z paczki i podpalając ją - te świństwa mi pomagają.
- Te świństwa? - otworzyłam szeroko usta ze zdziwienia - co jeszcze robisz? Pijesz, bierzesz marihuanę?
- Papierosy w liczbie mnogiej - dmuchnął dymem przed siebie.
- Twoje rodzeństwo wie?
- Chyba nie - podszedł do huśtawki i usiadł, bujając się lekko. Poszłam za jego przykładem - nie powiedziałem im tego wprost, ale nigdy nie wiadomo, czy nie szperali mi w pokoju.
Westchnęłam.
- Ciekawe w czym te świństwa ci pomagają. W skrócaniu sobie życia? W niszczeniu sobie zdrowia? Wiesz, że fanki na ciebie liczą?
- A co ty o tym wiesz? - spytał mnie z wyższością.
- Bo sama nią niedawno byłam - powiedziałam zimno i wstałam szybko na nogi, wracając do domu. Chłopak chciał coś jeszcze powiedzieć, ale już zniknęłam za drzwiami.




~*~




- Wychodzę! - krzyknęłam do wszystkich obecnych w domu, nakładając sandały.
- Gdzie idziesz? - Vanessa jak zawsze opiekuńcza.
- Pójdę się przejść. Może zrobię jakieś zakupy spożywcze, bo jak tylko weszłam po szklankę wody zauważyłam w kuchni pustki. I być może spotkam się z Kelly.
- Nie musisz... - zaczęła Rydel, ale jej przerwałam.
- Ej, blondi, bez przesady - uśmiechnęłam się - to może być taki drobny prezent za to, że nas gościcie u siebie.
- A jakbyśmy mogli inaczej? - blondynka odwzajemniła mój gest.
- Dobra, ja lecę - i nie czekając na kolejne narzekania Delly wprost wybiegłam z domu i zadzwoniłam do Kellendrii. Umówiłyśmy się na za pięć minut w parku niedaleko. Szłam drogą mając nałożone na nos okulary słoneczne (znowu). Przechodząc koło automatu kupiłam sobie cappuccino i szłam dalej. Nagle po drugiej stronie zobaczyłam znajomą dziewczynę ze szkoły, która szła pod ramię z moim byłym, Bobby'm! Zabolało mnie serce, ale to zignorowałam. Szłam jak najdalej od nich i miałam nadzieję, że mnie zostawią.
Niestety, nadzieja jest matką głupich.
- Laura?! - krzyknął nagle blondyn zza drugiej strony. Zignorowałam także właśnie to, co było niezbyt dobre, ponieważ przebiegł na drugą stronę i złapał mnie za rękę - kochanie, dawno się nie odzywałaś. Co się stało?
Spojrzałam na niego jak na idiotę.
- Co się stało? - prychnęłam - przepraszam cię bardzo, ale nie jestem już twoją dziewczyną.
Wyrwałam rękę z jego uścisku.
- I nie jestem żadnym twoim kochaniem i już nigdy nie będę twoją zabawką - powiedziałam chłodno - żegnaj.
- Zostawiłaś mnie dla tego luzera w przyciasnych portkach? - warknął. Wiedziałam, że chodzi o Ross'a.
- Przykro mi, ale nie. Nie jestem z żaden sposób zwiazana z "luzerem w przyciasnych portkach" - cudzysłów zakreśliłam w powietrzu - jest tylko moim... dobrym znajomym - zająknęłam się - nawet jeśli nie byłabym fanką R5 ani nie poznałabym Lynchów i tak nie byłabym już z tobą. A teraz zostaw mnie w spokoju.
I zanim zdążył przetrawić moje słowa uciekłam mu. Każdemu dziś uciekam.
Doszłam do parku i od razu rzuciłam mi się w oczy Kelly. Dziewczyna siedziała niecierpliwie na ławce stukając w nią paznokciami.
- Hej - powiedziałam nieśmiało i dosiadłam się do niej - przepraszam za spóźnienie, ale Bobby mnie zatrzymał.
Spojrzała na mnie.
- Hej. Ileż to można na... Zaraz, zaraz. CO?!
- No co? Wziął się uwziął i niby zapomniał, że już nie jesteśmy razem. Gość powinien trzymać się odemnie z daleka.
- No cóż, do niektórych nic nie dociera.
- Na przykład do Rocky'ego, że się tobie podoba? - uśmiechnęłam się wesoło.
- Tak. Nie. Może - zarumieniła się - przepraszam, ale możemy zmienić temat?
Przez cały spacer, który trwał ponad dwie godziny gadałyśmy o wszystkim i o niczym. Okazało się, że była też na mnie zła, bo zaniedbałam trochę ją i Raini. Przy najbliższej okazji postaram się to naprawić...
Potem razem poszłyśmy do spożywczaka. Kupiłam coś na podwieczorek i kolację. Wiedząc, że w domu są same żarłoki kupiłam naprawdę dużo. Banany, truskawki, czekoladę, budyń, normalnie wszystko. A na kolację kupiłam chleb tostowy, masło, wędlinę i ser oraz różnorakie warzywa. No cóż, takie życie mieszkającej tymczasowo u Lynchów. Aż blondynka się zdziwiła, ale tylko się uśmiechnęłam, a ona od razu zrozumiała.
Jakoś z jej pomocą dotargałam torby do domu tymczasowego. Pożegnałam ją buziakiem w policzek i umówiłyśmy się, że jutro przyjdzie po nas do szkoły.
- Wróciłam! - krzyknęłam, przez przypadek trzaskając drzwiami w ścianę i odpadło trochę tynku - przepraszam - szepnęłam, gdy Delly wyszła na korytarz i spojrzała na mnie karcąco.
- Ściana to tam pikuś. Wariatko, jak możesz tyle dźwigać. Cała czwórka na dół, już! - krzyknęła i jak na zawołanie zbiegli jej trzej bracia (bez Rylanda) i Ellington - zakupy brać, już!
Spojrzałam na nią zdziwiona, a ona się tylko uśmiechnęła.
- No co? Jak przegrywają ze mną zakłady to niech liczą z karą.
Zaśmiałam się. Ten wieczór zapowiada się bardzo fajnie i sympatycznie.


*********************************************


Hej. Jak tam? :) Bo u mnie nie jest źle :D
Idę jutro na WOŚP i będzie Patrycja Markowska XD


Co do następnego rozdziału to nie wiem czy będzie za tydzień, czy dwa.
I powiem wam, że bardziej skupię się na relacji między Rocky'm i Kelly oraz Rydellington ♥ ;)
Ale Lau też będzie miała niezłą niespodziankę...


Do następnego :)