poniedziałek, 12 stycznia 2015

Serdecznie zapraszam! :))

Tak jak obiecałam, jest już ten nowy blog, bohaterowie dodani i coś na znak prologu też c:
Tym razem historia Austina i Ally. Naprawdę za nimi tęskniłam :))

Mam nadzieję, że wpadniecie i skomentujecie! ;3

austinandally-auslly.blogspot.com

Oraz zapraszam na bloga genialnej bloggerki i najwspanialszej osoby, jaką kiedykolwiek poznałam, aliven!

auslly-is-pure-love.blogspot.com

Kocham Was i miłego wieczoru, misie! 

niedziela, 11 stycznia 2015

(II) Rozdział trzynasty (KONIEC)

*Laura*

Tak. Nasze relacje są cholernie normalne.
- Co? - pytam bystro, patrząc na niego uważnie.
Wzdycha cicho i drapie się lekko po policzku.
- Posłuchaj mnie. Miałaś rację - wciąż szepcze i podchodzi powoli do mojego łóżka, aż w końcu siada na jego brzegu i dotyka swoimi zimnymi palcami mojej ręki; wyrywam ją z jego uścisku jak oparzona - jestem okropnym tchórzem i egoistą. Miałaś rację ze wszystkim, co mi wygarnęłaś.
Spuściłam wzrok.
- Tak. A uświadomiłeś to sobie dopiero wtedy, gdy mnie najbardziej zraniłeś, co?
- Przepraszam, jestem okropny.
- Jesteś - uśmiecham się pod nosem - i parszywy z ciebie gnojek. Szkoda tylko, że nie mogę zmienić swoich uczuć.
Dotyka teraz mojego policzka.
- Czemu? Twoje uczucia są unikalne.
Prycham lekceważąco i ledwo się powstrzymuję, aby na wierzch ponownie nie wyleciały łzy.
- Nieodwzajemnione. To powinno wystarczyć.
Podnosi mój podbródek, abym na niego spojrzała. Widzę w jego oczach coś na rodzaj szczerości, determinacji, trochę strachu, pewnie dlatego, że znowu zacznę krzyczeć i coś w stylu... czułości?
- Czemu tak sądzisz?
- Hmm, może dlatego, że unikałeś mnie jak ognia? - pytam z ironią i odsuwam się od niego, aby wstać z łóżka i podejść do okna - może dlatego, że traktowałeś mnie jak skończoną sukę? Tak, masz rację, to nie są wystarczająco dobre powody. Zachowywałeś się jak hipokryta.
Wzdycha ponownie.
- Masz ochotę mi przywalić? Poczujesz się lepiej - proponuje.
Chichoczę cicho.
- Czasami bym chciała, uwierz - odwracam się w jego stronę i patrzę na niego pewnie - ale to niczego nie zmieni, więc po co?
- Naprawdę dużo. Po pierwsze, będę miał sińca na pół twarzy i paparazzi mnie zeżrą - śmieje się cicho - po drugie, może nie będziesz już na mnie zła.
- Nie jestem - odpowiadam zgodnie z prawdą.
Nie byłam. Byłam po prostu zawiedziona i smutna. I czułam się zraniona.
- Przepraszam cię tak bardzo - mówi cicho i wstaje, a po sekundzie, dosłownie, jest już koło mnie i przytula mocno do siebie.
Wtulam się w jego klatkę piersiową i oddycham miarowo, słuchając bicia jego serca.
- Tak bardzo cię kocham - szepcze w moje włosy.
Patrzę na niego, mając łzy w oczach.
- Nieprawda.
- To jest cholerna prawda, nie do podważenia - jego głos drży.
- Moich uczuć nic nie pobije - mówię cicho.
Czuję, że się uśmiecha, a ja wtulam się w niego jeszcze bardziej. Podnoszę znowu głowę i patrzę w jego oczy, a po chwili nasze usta stykają się.
Wszystkie moje uczucia w tym momencie wylewają się oceanem na powierzchnie. Tym razem nie jestem pijana, on mnie nie odrzuca, a ja się przed nim nie rozbieram. Pomijając fakt, że nie mam na sobie koszulki, ale po co niszczyć tak romantyczną chwilę?
Zarzucam ręce na jego kark i przyciągam go jeszcze bliżej, choć to już niemożliwe. Ross podnosi mnie do góry, oplatam jego biodra nogami i zderzam się po chwili ze ścianą. Chłopak jeździ rękoma po moich nogach i biodrach, aby po chwili złapać mnie za policzki.
Odsuwam się od niego, a blondyn jeszcze muska moje usta.
- Tęskniłam, Ross.
- Tak. Ja też - po jego policzku płynie łza - dziękuję, Laura.

~*~

*Maia*

- Cześć, Elliot.
- Hmm, cześć? Tak, hej Maia.
Widocznie jest zdziwiony moim widokiem.
- Nie tęskniłeś? - śmieję się histerycznie i uderzam dłonią w czoło - przepraszam za najście, możemy porozmawiać w środku?
Ogląda się przez ramię wgłąb mieszkania, a potem niepewnie kiwa głową.
- Jasne, wejdź - mówi.
Wchodzę. Jasne, że wchodzę. Na dworze ziąb, ja jestem w lekkiej kurtce. Maia Geniusz Największy Idiota Świata Mitchell. Nauczyłam się tego od Laury, ha.
Dom jest ładnie urządzony, aż chce się w nim przebywać. Ściany są pomalowane ciepłymi kolorami, wiszą wszędzie zdjęcia rodzinne i obrazy, a z daleka widać palące się ognisko. Zdejmuję buty i odwieszam kurtkę na wieszak, a potem idę za chłopakiem w stronę kuchni.
- Przeszkadzam?
Mój głos jest tak suchy, że na pewno mnie nie usłyszał. Mam ochotę w tym momencie wypić wszystkie morza świata, aż pęknę.
- Nie, jasne, że nie. Jest tylko u mnie... kumpel? Tak, kumpel i trochę się niecierpliwi.
Coś kręcił. Ale to było jego życie i nie mogłam się wtrącać.
- Herbaty?
Pokręciłam przecząco głową, po chwili dopiero się orientując, że nie patrzy na mnie, więc mówię ciche nie.
- Coś poważnego się stało?
- Tak. To jest naprawdę ważne - na mojej twarzy widnieje grymas - słuchaj, pamiętasz nasze ostatnie spotkanie?
Zamyśla się na chwilę.
- Trochę się napiliśmy.
- Trochę to za mało powiedziane - odpowiadam opryskliwie, a po chwili wzdycham - pamiętasz, że byłam taka no... półnaga? I ty też?
- Boże, o co chodzi? - zaczyna się niepokoić - Maia, o co chodzi?
- Elliot, idziesz?! - słyszę krzyk z góry.
Damski krzyk. Przełykam głośno ślinę.
- Przepraszam, już sobie pójdę. Nie wiedziałam, że "kumpel" niecierpliwi się aż tak bardzo - mój głos brzmi ostro - chcę ci tylko powiedzieć, że jestem w ciąży. I jesteś ojcem. Nie mam zamiaru wnosić na ciebie skargi ani ścigać się o alimenty. To wszystko, co chciałam powiedzieć. Do widzenia.
Szybkim krokiem wychodzę do przedpokoju nakładając buty i wychodząc z domu, a po chwili przypominam sobie o zapomnianej kurtce. Z upokorzeniem na twarzy wracam do mieszkania i biorę ubranie. Elliot tępo wpatruje się w drzwi.
- Będę u Lynchów za pół godziny - mówi z głębokim żalem w głosie - wygonię Natashę i będę. Przepraszam.
Nie odpowiadam. Wątpię, żeby mu zależało. Wątpię, żeby to zrobił. Wychodzę już na zawsze.

~*~

*Amanda*

- Dziękuję, że zgodziłeś się ze mną spotkać - mówię z trudem.
Cieszyłam się i to ogromnie, że mogę sobie w końcu z nim wszystko omówić, choć dziwnie jest mówić o swoich uczuciach z byłym chłopakiem. Ale musiałam skończyć tamten wątek raz na zawsze.
- Ta, ja też się cieszę - burknął - co się stało?
- Rocky, możesz mieć żal do Jacoba albo do mnie, ale chyba...
- Nie mam do was żalu - przerywa mi - po prostu... wspomnienia wracają - na jego twarz wstępuje cień uśmiechu.
- Tak - mój głos się trzęsie - możemy zostać przyjaciółmi, prawda?
Patrzy na mnie zaskoczony.
- Wiesz... jesteś i zawsze będziesz mi bardzo bliski, rozstaliśmy się na tyle lat, nie chcę cię znowu stracić - uśmiecham się lekko, ale po moim policzku płyną łzy.
- Boże, Des - podchodzi do mnie i momentalnie ściera wszystkie łzy - nie płacz, proszę.
- Wspomnienia wracają - cytuję go i pociągam nosem.
Przytula mnie mocno do siebie.
Wtulam się w niego jak w pluszowego misia i moczę mu kolejne milimetry idealnie wyprasowanej koszulki.  Głaszcze mnie delikatnie po plecach, jego ciepły oddech czuję we włosach.
- Kocham Cię, Rocky i zawsze będę, jak przyjaciela - mówię szeptem.
- Ja też cię kocham, Des. Zawsze będziesz w moim sercu, przyjaciółko - chichocze.
Wtóruję mu.
Niechętnie się od niego odsuwam i wycieram mokre policzki.
- Jaka jest Kelly?
Patrzy na mnie podejrzanie.
- No co? Muszę polubić dziewczynę mojego przyjaciela i być może moją przyszłą przyjaciółkę - śmieję się - coś mogę o niej wiedzieć, przecież niedługo się spotykamy.
- Razem z Laurą, Vanessą i Rydel, tłumoku - daje mi kuksańca w bok.
Uśmiecham się szeroko i oddaje go mu.
- Kiedy będziemy na lodach nie wywiniesz mi się - mówię - będziesz kolorowy. I smakowity - znowu wybucham śmiechem.
- Pożresz mnie? - żartuje.
Spuszczam głowę w dół.
- To już działka Kells.

~*~

*2 lata później*

*Laura*

Hmm. No cóż. Nie spodziewałam się takiego ciągu dalszego naszej wspólnej opowieści.
Może wszystko po kolei, co?
Odkąd Rocky i Amanda zostali przyjaciółmi nasze życie się jako tako unormowało. Mogliśmy teraz spotykać się całą ogromną paczką, choć teraz jesteśmy już po prostu rodziną. Des wzięła ślub z Jacobem i, co tu dużo mówić, tym razem z miłości. Nie zostali do niczego zmuszeni. Dziewczyna poprawiła relacje z rodzicami i jest u niej o wiele lepiej. Rocky kocha Kelly, co mnie bardzo cieszy. To moja najlepsza przyjaciółka odkąd pamiętam.
Rydel i Ellington także wzięli ślub. Czyż to nie słodkie? Tyle ślubów. Nasza wspaniała rodzina.
Ja, no cóż, szaleję za Rossem. Rok po tamtych wydarzeniach pojechaliśmy wspólnie w trasę światową. Było genialnie, bawiliśmy się wspaniale. Wciąż powtarza mi, jak bardzo mnie kocha, to takie urocze.
Vanka pokochała jakiegoś anglika. Andrew jest dla niej bardzo kochany. Siostra jest w ciąży. Będę ciocią!
Wszyscy pokochali kogoś i są bardzo szczęśliwi.
A, jeszcze sprawa Mai i Elliota. Są przyjaciółmi, Mitchell urodziła przesłodką Jenny. Chłopak pomaga jej w wychowaniu małej, jest dla niej po prostu ojcem. Drugim ojcem.
Nasza historia była ciekawa i emocjonująca, nadal taka jest.
Czekamy tylko, co przyniesie przyszłość.

*******************************

Pff.
Okropieństwo i barbarzyństwo.
Ugh, to tak okropnie mi wyszło.
Witajcie, kochani! Jak widać okropnie jako tako kończę ten blog. Z wielkim bólem serca muszę go zostawić :(
Ta historia była dla mnie bardzo ważna. Do tego zawaliłam epilog tej cudownej historii.
Możecie mnie zadźgać, macie na to pełne prawo.
Dobrze, może małe statystyki c:

Ogólna ilość wyświetleń - 45 222 (WOW! To naprawdę dużo, dziękuję!)
Liczba obserwatorów - 43 (Dziękuję ♥)
Najwięcej wyświetleń było w lipcu 2014 - 3901 c:
Najwięcej komentarzy - 21, rozdział kończący I sezon.
Ogólnie komentarzy - 477

Dziękuję wam, kochani! To był naprawdę cudowny czas spędzony na pisaniu moich wyobrażeń.
Mogę was prosić o komentarze jeszcze tutaj, pod tym rozdziałem?
CHCIAŁABYM WIEDZIEĆ, ILE WAS BYŁO, KOCHANE PTYSIE.
Kocham Was tak bardzo i ze łzami w oczach żegnam was! 

Teraz jestem na : 
www.rauraandr5-myhistory.blogspot.com

oraz zapraszam na nowego bloga, którego działalność rozpoczynam już od jutra! 
www.austinandally-auslly.blogspot.com/ !!!!!!!!

KOCHAM WAS! 
Mam nadzieję, że ze mną jeszcze zostaniecie c: 


czwartek, 8 stycznia 2015

(II) Rozdział dwunasty

- Więc, Lauro - zaczęła Ellen - jak doszłaś do tego, że chcesz być piosenkarką?
No tak. Jaka wielka mi nowość. Zrezygnowałam z trasy koncertowej - mam wywiady. Tak dobijające, tak wwiercające się w mózg, tak bolesne, że już po prostu nie miałam sił. Musiałam robić dobrą minę do złej gry i nie miałam prawa powiedzieć, że nie chcę.
Nie chciałam. W tym momencie, zamiast siedzieć przed kamerą jak jakaś pokraka, odpowiadając po raz tysięczny na te same pytania i uśmiechając się sztucznie wolałabym obejrzeć jakiś tandetny hiszpański melodramat, który ciągnie się przez tysiące odcinków i opowiada o tym samym, zjeść całe pudełko lodów i spać do wieczora.
- Widzicie - uśmiech, aż bolały mnie policzki - to moje hobby od dzieciństwa, rodzice nauczyli mnie grać na pianinie jako pięciolatkę, odtąd chyba się zaczęło.
Byłam w totalnej rozsypce. Zaciskałam wciąż zęby, żeby się nie rozpłakać i nie przywalić komuś, bo wiem, że miałabym potem problemy, a paparazzi nie daliby mi spokoju do końca świata. Jeszcze tylko mi brakuje, abym przyniosła jakieś problemy siostrze.
- Planujesz zagrać w filmie? Są plotki, że zapisałaś się na przesłuchanie do horroru.
Kręcę przecząco głową.
- Nie rozumiem, skąd się biorą takie plotki. Uwierzcie, kocham swoich fanów, ale to muzyka jest moim powołaniem i nie zamierzam grać.
- Zauważ, Lauro, że plotki towarzyszą nam od lat. Tak samo jak plotka o tym, iż spotykasz się z Rossem Lynchem.
Miałam wrażenie, że cały świat teraz zagląda mi w twarz, aby zauważyć jakiekolwiek zmiany na mojej twarzy z powodu wymienienia jego imienia.
- To też fałsz - mówię prawie od razu.
W ukazywaniu obojętności doszłam już do perfekcji. Nikt nie mógł mnie już wytrącić bardziej z równowagi.
- Widzisz, Ellen - zaczynam sztucznie - jednak nie zawsze da się połączyć przyjaźń i miłość. Skończcie już te wygłupy, proszę was - zmęczenie można już było słyszeć w moim głosie - to jest naprawdę męczące, że próbujecie mnie połączyć w parę z moim kolegą. Nic nas nie łączy, nie kłamię.
Chciałabym kłamać.
- Kolegą? Niedawno byliście najlepszymi przyjaciółmi.
Pieprz się, kobieto. Nie łap mnie za słówka.
- Skończymy ten temat - zaciskam mocno usta - bo jeżeli nie, to wyjdę stąd.
- Co się między wami stało? - pyta prosto z mostu.
Posłałam jej twarde spojrzenie.
- Koniec wywiadu - warczę i wstaję z krzesła, prawie je przewracając, a potem szybkim krokiem wchodzę za kurtynę i wpadam w ramiona siostrze.
Łzy leją się cały czas, jakby nie miały ujścia.
Ugh. Pieprzone życie. Zawsze zakocham się w kimś nieodpowiednim.
Ale może to znak? Że nie powinniśmy być razem. Że jestem na tyle nieodpowiedzialna, aby popilnować kota, a co dopiero własnego związku.
- Laura, co jest? - nagle słyszę głos Rossa.
Spadaj stąd, chcę powiedzieć, ale nie mam siły. Na szczęście Vanessa zawsze jest w pogotowiu.
- Idź stąd, Ross. Nie widzisz, że ona to wszystko przeżywa?
- Ale...
Siostra wyrwała ramię z jego uścisku.
- Wiesz co, Ross? Najlepiej będzie, jeżeli będziesz się pieprzył. Albo Maię. Ale na pewno jej już nie skrzywdzisz.
Jej głos jest tak cholernie zimny, wręcz lodowaty, że sama zaczynam się bać. Wtulam twarz bardziej w jej szarawy sweter, który, ku niezadowoleniu Kelly, nałożyła dziś na siebie.
- Daj ją tutaj - słyszę przerywany głos, którego źródła nie odnajduję.
Ktoś podnosi mnie i tuli do swojego torsu. Mam ochotę zaprotestować, ale płacz, choć tak krótki, kompletnie wypompował ze mnie siły. Nie mam na nic ochoty, nawet podniesienie powieki. Choć po zapachu wnioskuję, że niesie mnie Rocky. Huh, słodko. Tylko on jadł dzisiaj czekoladowego batonika, którego tak uwielbiam i tylko on perfumuje się tym zapachem, który wręcz kocham.
- Możesz mnie postawić - mamroczę niewyraźnie, ale on tylko prycha cicho pod nosem.
- Nie tak szybko, księżniczko - szepcze - wiem o wszystkich twoich wieczorach. Nie możesz płakać z powodu mojego brata. Powiem szczerze, że tego się po nim nie spodziewałem. Niby to ja jestem najgłupszy w rodzinie - śmieje się łagodnie - Laura, śpij, słonko.
- Okej - mruczę i oddaję się jego władzy - dziękuję.
Nie wiem, jakim cudem on może mnie rozumieć.
- Nie ma za co. Dla przyjaciół wszystko.
Wtulam się w niego bardziej. Tak bardzo ich kocham.
- No cóż - staram się brzmieć wyraźnie - ja nie byłabym w stanie donieść cię do domu na rękach.
Chichocze.
- Tylko do samochodu. Rydel, zróbcie coś, bo paparazzi nas zjedzą.
- Co się dzieje? - pytam i gwałtownie próbuję wstać, aż chłopak prawie nie opuszcza. Mrugam zaskoczona powiekami.
- Nic - mówi spokojnie Dells - po prostu musimy jakoś wyglądać.
- Nie gadaj, myślisz tylko o swoim nowym kubraczku - mówi rozbawiony Riker.
Ile ich tutaj wszystkich jest?
- Śpij - mruczy chłopak trzymający mnie na rękach.
Postanawiam w końcu go posłuchać. To bez sensu kłócić się z kimś, kto mógłby mnie wrzucić do kałuży. Co jak co, ale nie chcę w niej wylądować.

~*~

Budzę się we własnym pokoju, we własnym łóżku, otoczona swoimi własnymi czterema ścianami, nakryta własną kołdrą i zaznajomiona z każdym własnym zakamarkiem. Królestwo Laury Jestem Najmądrzejsza Na Świecie Marano.
Nagle widzę jakiś cień na ścianie. Podskakuję i piszczę cicho, gdy podbiega do mnie... Ross?!
- Co ty tu robisz? - syczę.
- Proszę, bądź cicho - szepcze przerażony - i nie krzycz, proszę.
- Jak się tutaj w ogóle znalazłeś? - pytam wściekła.
Ogląda się wokół siebie i oblizuje zaschnięte usta. Jego tętno pulsuje, było to widać na jego umięśnionej ręce. Czułam się jak w jakiejś taniej czarnej komedii. Może zaraz zza ściany wyskoczą Meryl Streep z Brucem Willisem i wykrzykną radośnie, że mnie mają.
- Przez okno. Nie chcieli mnie do ciebie wpuścić.
Klepię się mentalnie w czoło o głupocie swojej siostry, gdy widzę szeroko otwarty balkon, Nawet wiewiórka mogłaby tu wpaść. Na herbatkę, w odwiedziny. Czemu nie? Dałabym jej orzecha.
- No i bardzo dobrze. Idź stąd, Ross.
Kręci przecząco głową.
- Musisz mnie posłuchać - mówi, gdy szykuję się do krzyku - zerwałem z Maią. Proszę, musimy w końcu porozmawiać.

~*~

*Maia*

I cały plan spalił na panewce. Ale może w sumie nie. Ross dowiedział się o swoich uczuciach do Laury, dlatego znowu ze mną zerwał. Byliśmy w związku, który nawet do końca nie był związkiem. Moje życie jest chore.
Martwił się dziś o nią, a ci zakichani paranoicy nie pozwolili mu do niej dojść. Jasne, kocham ich, a oni się o nią martwili, ale halo! Ross nie jest gwałcicielem ani pedofilem, choć Laur nie jest już dzieckiem. Nie jest też złodziejem ani płatnym zabójcą. Nawet niepłatnym zabójcą nie jest.
Lecz teraz nie powinnam o tym myśleć. Patrzyłam tępo w kartkę trzymaną przeze mnie w dłoniach i stałam bez ruchu na progu mieszkania Elliota. Bałam się zapukać, nie zareagowałby pewnie dobrze. Stałam więc tylko, przystępowałam czasami z nogi na nogę i zaciskałam mocno powieki, aby po chwili znowu wpatrywać się w pozytywny wynik.
Co miałam powiedzieć?
Cześć, Elliot, wiem, że jesteśmy tylko znajomymi i w ogóle, sam pewnie układasz sobie dopiero życie, ale wiesz co? Będziesz ojcem!
Tak, to na pewno wypali.
Zazgrzytałam zębami i w końcu zapukałam. Słyszałam tylko kroki za drzwiami i ktoś otworzył drzwi.

~*~

*Amanda*

- Żartujesz, Jake? - spytałam ze śmiechem - żartujesz, prawda?
Pokręcił głową i szelmowsko się uśmiechnął, a potem wstał z kolana i spojrzał na mnie znacząco.
- Więc jak? - pyta zadowolony ze swojego własnego gestu - chcesz?
Uśmiecham się szeroko i ze łzami w oczach rzucam się na jego szyję, a po chwili na moim serdecznym palcu ląduje srebrnie połyskujący pierścionek zaręczynowy.
Cóż, byliśmy już zaręczeni. Z musu. Nasz plan rozwalenia tego przyszłego małżeństwa się niestety nie udał, nie mieliśmy innego wyboru, aby w końcu lepiej się poznać. I jesteśmy naprawdę dobrymi przyjaciółmi, a nawet mogę stwierdzić, że jestem w nim zakochana. Więc Jacob zastąpił stary, kupiony z musu złoty pierścionek na srebrny pierścień swojej rodziny, który jest przekazywany z pokolenia na pokolenie. Albo został kupiony na szybko, ale halo! Liczy się gest, nie?
I teraz jesteśmy narzeczeństwem. Tak na serio. Pewnie do ślubu dzieli nas kilka lat, nie śpieszy mi się.
Spuszczam głowę i wypuszczam cicho powietrze z ust.
- Słuchaj, Jake, pozwolisz, że cię zostawię na jakiś czas? Muszę z kimś poważnie porozmawiać.
Kiwa głową, a po chwili żegna się ze mną, całując mnie w policzek.
Pakuję wszystko do małej torebeczki, ubieram się do końca i wychodzę z domu.

*****************************

Masakra. Mówię Wam.
I mówię też, choć z wielkim bólem, że to jest przedostatni rozdział na tym blogu. W ostatnim rozdziale, który będzie również epilogiem wyjaśnię wszystkie sprawy poruszone w tym rozdziale, będzie oczywiście happy endzik, nie potrafię inaczej c:
Po zakończeniu tego bloga zaczynam nowy. Jeden. Będę prowadziła ich dwa, ale na nową historię znowu mam mnóstwo weny.

Mały szantażyk c: 
Jeżeli będzie ponad 15 komentarzy, to rozdział pojawi się jeszcze w ten weekend (: 

Kocham Was, ptysie!
Do napisania.  

czwartek, 25 grudnia 2014

(II) Rozdział jedenasty

*Maia*

*Kilka minut wcześniej*

Dobra. Ta dwójka ma coś źle poukładane w głowie. Ceniłam sobie Rossa odkąd się poznaliśmy, był moim przyjacielem i byłam mu wdzięczna, że nie rozgłosił całemu światu, jaką to jestem suką zostawiając go dla jakiejś przybłędy. Ale po prostu do siebie nie pasowaliśmy. A on powinien teraz zachować się jak mężczyzna i wyznać Laurze swoje uczucia, a nie udawać, że wcale go nie interesuje i próbując wzbudzić w niej zazdrość. A brunetka mogłaby przestać zachowywać się jak dziecko.
Naprawdę, czy ja żyję z samymi dzieciakami?
Mają szczęście, że dziewczyny wzięły tę sprawę w swoje ręce. I szczerze mówiąc nie przeszkadzały mi pocałunki Rossa. Był słodkim chłopakiem, choć już nie moim.
Nawet nie wiem, jak doszło do ponownego naszego "zejścia się". Poprosił mnie o pomoc, był taki zrozpaczony, a ja mu wdzięczna, że wciąż przy mnie jest. Nie powinnam tego robić. Ranię swoją przyjaciółkę.
Ale nie potrafiłam inaczej. Najpierw poprosiłam go o czas do przemyślenia, ale potem dziewczyny postanowiły to wykorzystać i wręcz wepchnęły mnie w ponowny związek z nim. Kochałam je, były takie kochane. Chciały dla nich jak najlepiej, to nie ich wina, że są tacy nieodpowiedzialni. I mogę się założyć, że Marano uniesie się dumą i przyprowadzi niedługo do domu jakiegoś chłoptasia.
Z moich przemyśleń wybudziła mnie nagła wrzawa w domu. Wszyscy się kłócili, Ratliff, Rocky i Kelly gdzieś zniknęły, a Vanessa wręcz niewiele hamowała się, aby nie przywalić Rikerowi.
- Co się stało? - spytałam szeptem wciąż siedzącego przy mnie Rossa.
- Rydel zaprosiła do nas na obiad byłą dziewczynę Rocky'ego z jej nowym chłopakiem.
No tak. Normalka.
Westchnęłam cicho.
- Idę na chwilę do toalety - ponownie wyszeptałam i odsunęłam z cichym skrzypem krzesło, a potem prędkim krokiem pobiegłam na górę. Przemyłam twarz zimną wodą i oparłam się o umywalkę, patrząc się wciąż w lustro. Źle się czułam.
Poczułam, jak wszystko się komplikuje. I w życiu, i w moim żołądku.
- Maia? - usłyszałam melodyjny głos chłopaka - co się dzieje?
Podbiegłam szybko do sedesu i zwymiotowałam wszystko, co dzisiaj wzięłam do ust. Ross wszedł do pomieszczenia i zebrał moje włosy, przetrzymując je z tyłu. Jak on tu wszedł?!
- Co się dzieje, kochanie?
Chciałabym wiedzieć. Uwierz mi, Ross.
Boże, co się dzieje?
A potem wszystko do mnie wróciło. Kilka tygodni temu spotkałam się z Elliotem. To mój stary przyjaciel. Upiliśmy się i chyba...
O matko. Kurwa. Cholera.
Powstrzymałam ponowne wymioty i wstałam na równe nogi, aby ponownie przemyć twarz.
Okres mi się spóźnia. A ja niczego się nie domyślałam.
- Wszystko w porządku, Ross - uśmiechnęłam się słabo, choć równie dobrze mogę się założyć, jak to złożyło się w grymas. Złapałam go za dłoń - pewnie zjadłam w domu coś nieświeżego. Wracajmy już na dół.
Spojrzał na mnie z powątpiewaniem, ale kiwnął głową. Uwierzył. I ma wierzyć. A ja muszę spotkać się z Elliotem. I to jak najszybciej.

~*~

*Amanda*

Dobra. Nie wiedziałam, jak mam się zachować. To było takie niezręczne. Najchętniej zakopałabym się w kołdrę albo rzuciła na ziemię i płakała do utraty tchu, waląc pięściami w podłogę.
Rocky. Mój Rocky. Ten Rocky, który zawsze przy mnie był, gdy tego potrzebowałam. Ten Rocky, który zawsze mnie pocieszał, gdy w domu znowu wybuchała jakaś kłótnia. Ten Rocky, którego kochałam całym sercem i pragnęłam być z nim już zawsze. I nadal go kocham. Nie tak, jak kiedyś - minęły już te czasy, że wszystko na świecie było beztroskie. A teraz przy nim stała jakaś blondynka. Jakaś piękna blondynka, z którą nie mam żadnych szans. Była piękna, szczupła i wyglądała na miłą.
Chciałabym wrócić do tamtych czasów.
Szkoda, że posiadanie dżina albo magicznej lampy jest możliwe tylko w bajkach.
- Jacob - mój chłopak podniósł się lekko i wyciągnął rękę ku brunetowi.
Widziałam wahanie w jego oczach.
- Rocky - koniec końców uścisnął jego dłoń - a to Kelly i Ellington.
Kelly. Nawet imię ma lepsze.
- Usiądźcie - nakazała Rydel - obiad już stygnie. A ciebie, Rocky, zamknę kiedyś na klucz w piwnicy. Brakuje ci czegoś bardzo ważnego.
- Czego?
- Dojrzałości. Jakbyś nie mógł pogodzić czegoś ważnego z czymś innym ważnym.
No tak. Rydel jak zawsze próbuje być dyskretna, choć nie zawsze jej to wychodzi.
Chłopak przewrócił teatralnie oczami, a potem cała nowo przybyła trójka usiadła do stołu. Ta Kelly patrzyła na mnie z zaciekawieniem. Starałam się nie myśleć o tym i robiłam dobrą minę do złej gry. Jake nałożył mi trochę jedzenia i zaczęłam jeść, wciąż patrząc w talerz.
Nie mogę uwierzyć, jak Jacob mógł się zmienić przez tak niewiele czasu. Jeszcze kilka tygodni temu nienawidziliśmy się i staraliśmy się zrobić wszystko, aby tylko nie spędzać w swoim towarzystwie ponadczasowo chwil. Chyba jednak mu zależało.

Atmosferę w jadalni można było ciąć nożem. Maia coś wciąż szeptała do Rossa, Laura mierzyła dokładnym wzrokiem Rikera, który wyglądał, jakby chciał się rzucić na Jacoba; Rydel rozmawiała cicho z Ellem, a Vanessa kręciła swoje włosy na palcu. Rocky chyba udawał, że mnie tu nie ma, tak samo jak ja udawałam, że nie ma tu ani jego, ani Kelly.
- Kelly, idziesz z nami jutro do kina? - spytała ją Delly.
O kur...de.
- Poznałabyś lepiej Amandę - dopowiedziała Van.
Rocky zmierzył je zabójczym spojrzeniem.
- Nie sądzę, aby...
- Bardzo chętnie - blondynka uśmiechnęła się do mnie szczerze - chciałabym poznać nową koleżankę. Wiem, jakie były relacje między tobą, a Rockym, ale... - potem uświadomiła sobie, że powiedziała coś, co było tutaj nie na miejscu - przepraszam - oklapła.
Przełknęłam ślinę i gorączkowo szukałam słów, które mogłabym teraz powiedzieć.
- W... w porządku - głos mi zadrżał - bardzo chętnie bym z tobą porozmawiała. I się poznała - zdobyłam się na lekki uśmiech.
Dziewczyna szybko go odwzajemniła. Mogłaby pozować na okładkę "Vogue", była taka piękna.
- W sumie czasami bywam samotna w domu - wyznałam - moją jedyną przyjaciółką jest jednocześnie moja 'nauczycielka', a Jacob też nie może mi zapewnić przyjacielskich rozrywek. Musimy się przecież nauczyć żyć jako zakochani.
Ups. Powiedziałam o jedno zdanie za dużo. Rocky zmierzył bruneta złym spojrzeniem, a potem odłożył widelec.
- Zaraz wracam.
- Siadaj - zaoponowała Rydel - musisz się nauczyć żyć z Amandą i Jacobem. Dorośnij w końcu.
- Nie rozumiesz.
- To ty tego nie rozumiesz! Masz Kelly, Amanda ma Jacoba! Naucz się z tym żyć, każdy ma prawo być szczęśliwy!
Zacisnął mocno dłonie w pięści i usiadł z powrotem na krześle. Z biegiem lat spędzanych w ich gronie nauczyłam się, że każdy z chłopców nie umiał sprzeciwić się jedynej dziewczynie w domu. Ciekawe...
A teraz atmosfera była jeszcze gorsza. Boże, czemu?

~*~

*Laura*

Po całej tej wspaniałej akcji na obiedzie zaczęłam zbierać talerze ze stołu. Rydel kazała mi to zostawić, sama poszła się chyba odświeżyć w łazience (źle przeżywa sytuację między Rockym a Amandą), ale ja, jako pyszna i uparta osoba, nie zamierzałam jej nie pomóc. Chłopacy są okropni, tyle pracy zwalają tylko na barki Dells.
Brałam po kilka talerzy i przemywałam je pod wodą, a potem wsadzałam do zmywarki. Z własnego doświadczenia wiem, że nieprzemyte naczynia zachodzą pleśnią, blee. Od kiedy stałam się takim specem od naczyń? Jestem naczynioznawcą, powinnam nosić znak rozpoznawczy i ratować świat przed... nawet nie wiem czym. Przed pleśnią? Naczyniami? Pff.
Popchnęłam biodrem drzwi, aby kolejną porcję zanieść do kuchni, gdy usłyszałam za sobą chrząknięcie. Podskoczyłam lekko, naczynia się zachwiały, ale w porę udało mi się je ogarnąć. Nawet się nie odwróciłam w stronę przybysza.
- Czego chcesz? - spytałam miło.
Miło. 
- Możemy porozmawiać?
Minęłam blondyna w drzwiach.
- Sądzę, że nie mamy o czym.
- A ja myślę, że mamy.
Znowu go minęłam i postawiłam całą wieżę na stół.
- No to mów - mruknęłam, ale nie zamierzałam przerywać.
- Możesz posłuchać mnie przez chwilę? - spytał zirytowany.
Przewróciłam teatralnie oczami.
- Przecież cię słucham. Cały czas. To już za dużo.
Teraz postanowił nie dać mi przejść, łapiąc mnie za ramię. Szarpnęłam się, ale był nieustępliwy.
- Nie zachowuj się jak dziecko, Laura.
Prychnęłam.
- Jasne, ja zawsze wszystkiemu jestem winna. Jeżeli jestem takim dzieciakiem, to nie proś mnie o rozmowy, bo po twoim tonie sądzę, że nie masz na to ochoty. I podzielam twój zapał.
Znowu próbowałam wyszarpać rękę z jego dłoni, ale i tym razem nic.
- Jesteś strasznie uparta i upierdliwa, ale i tak mnie wysłuchasz.
- Skąd ta pewność? - starałam się nie zabrzmieć słabo.
Co dziwne, nie widziałam twarzy Rossa, ale wiedziałam, że jest na mnie zły. I może na siebie, ale jest zbyt dumny, aby to przyznać. Zupełnie jak ja.
- Bo cię nie puszczę, dopóki nie porozmawiamy jak ludzie.
- A jak rozmawiamy? Jak psy? Hau hau - "zaszczekałam" z ironią.
Znając życie przewrócił teatralnie oczami. Znam go lepiej niż nawet siebie.
- Proszę cię, nie bądź taka.
- Ty też nie bądź taki - odważyłam się spojrzeć mu prosto w twarz - to ja zachowuję się jak dziecko? To nie ja próbuję udawać, jaka jestem od ciebie niezależna. Będę pilnować swoich spraw, nawet jeśli mamy się nienawidzić. Nie rozumiesz, Ross. Nie zrozumiesz moich uczuć, bo ledwo rozumiesz swoje. Jesteś pieprzonym egoistą i parszywym tchórzem. Uciekłeś i nie dałeś nic mi wytłumaczyć. Zachowujesz się jak dzieciak, bo próbujesz wywołać we mnie zazdrość.
W moich oczach zebrały się łzy.
- Ale ja...
- Wiesz co? - przerwałam mu, próbując wyjść jeszcze z tej sytuacji z godnością - zobacz, udało ci się. Osiągnąłeś co chciałeś.
- Ale ja...
- Nie próbujesz wywołać we mnie zazdrości? - spojrzałam na niego uważnie - naprawdę? Uważasz mnie za idiotkę? Spójrz mi prosto w oczy i powiedz, że naprawdę kochasz Maię. Że naprawdę chcesz jeszcze z nią być.
- Ja... nie mogę.
Spuścił wzrok.
- Tak właśnie myślałam - korzystając z chwili nieuwagi chłopaka wyrwałam się w końcu z jego uścisku - to ja ci pomagałam wyjść z dołka, kiedy cię zostawiła. To ja starałam się zawsze być przy tobie. To mi zawsze zależało bardziej na tobie niż tobie na mnie. Nawet nie próbuj zaprzeczać - powiedziałam, widząc jego reakcję - kocham Maię, jest moją przyjaciółką i życzę jej jak najlepiej, ale mogłaby się pohamować. Ty mógłbyś. Oboje moglibyście. Naprawdę cieszysz się widząc, jak cierpię? Osiągnąłeś co chciałeś, gratuluję.
Wybiegłam z kuchni Lynchów i ubrałam buty, a potem zniknęłam z ich domu. Gdy tylko przekroczyłam ich teren po moich policzkach pociekły łzy. Tak przejmujące i tak dużo ich było, że zamazały mi cały widok.

****************************

Więc...
Dzień dobry...
Dobry wieczór...
Witajcie kochani!
Kocham pisać emocjonujące dla mnie rozdziały. Łatwo mi się jakoś pisze o czyiś uczuciach. Łatwiej niż o moich.
Cóż, takie życie.
Nie mam pojęcia, co mogę tu jeszcze napisać. Kocham was tak bardzo! Głowa mnie boli, szklanka po kawie stoi obok mnie, a ja pracowałam nad rozdziałem. I znowu miesiąc w plecy... chyba muszę się nauczyć systematyczniej pisać tutaj rozdziały.
A dużo ich już nie zostało. Wiadomo, wielki happy end, z OGROMNYM udziałem Raury i koniec. Nienawidzę zostawiać swoich blogów :(
Komentujcie kochani! Kocham was ptysie i czekajcie cierpliwie. :))


I LOVE IT ♥ I LOVE HER, I LOVE HIM. 




wtorek, 23 grudnia 2014

Życzenia ((:

W związku ze zbliżającymi się świętami chcę Wam życzyć kochani wszystkiego dobrego ze zbliżającym się nowym rokiem 2015, spełnienia marzeń, zdrowia, szczęścia, pomyślności (zupełnie jak na urodziny :')), dostania się do wymarzonej szkoły (jeśli ktoś już kończy, tak jak ja!), dobrych wyników w nauce i ogólnie wszystkiego dobrego!
KOCHAM WAS, PTYSIE :') ♥




środa, 26 listopada 2014

(II) Rozdział dziesiąty

To badziewie dedykuję Abi :3


Kiedy chcę, potrafię być normalna.
Potrafię być miła.
Potrafię być pomocna.
Potrafię być przyjacielska.
Potrafię przyznać komuś rację, a nie być nieustępliwa.
Ale jeżeli nie chcę, to po co to komu?
Kiedyś naprawdę podziękuję kochanej siostrzyczce.
Zamordowaniem jej.

Wszystkie one, moje przyjaciółki dobrze wiedziały o "wojnie" z Rossem. W sumie to żadna wojna. Nie odzywamy się do siebie zbyt często, tylko w ostatecznych chwilach. Dotąd jeszcze nic nie wybuchło, nic nie zostało zniszczone ani zbite.
Ja chodzę wiecznie obrażona, a on, jako palant, nawet nie zechce nic wytłumaczyć. Mężczyzna. Tiaa.
No więc doskonale o tym wiedziały. A Vanessa, miłosierna siostrzyczka od siedmiu boleści wplątała mnie w kolację u Lynchów. Powiedziała, że to ważny wieczór dla Rydel i jako jej przyjaciółka mam obowiązek się tam pojawić. Pieprzyć cały świat.
Ale jednak tam pojechałam. Tak czy siak nie chciałam jej zawieść, to jedna z moich najlepszych przyjaciółek, zawsze mogłam na niej polegać. Musiałam jej pokazać, że ona na mnie też może, nawet jeśli jej młodszy brat to dupek i tchórz uciekający od problemów.
Siedząc w samochodzie z centrum handlowego kręciłam się na siedzeniu pasażera. Wciąż coś palcami targałam, dotykałam, jakaś choroba.
Vanessa wciąż patrzyła na mnie pobłażliwie, kiedy tylko mogła zerkała na mnie.
- Masz chorobę sierocą czy co?
Wzruszyłam ramionami.
- Denerwuję się.
- Jeżeli nie chcesz...
- Chcę - przerwałam jej.
Przewróciła teatralnie oczami i zabębniła palcami o kierownicę czekając na zielone światło.
- Możesz go unikać albo traktować jak powietrze. Wielkie mi co. Ja tak traktowałam Rikera, kiedy mnie wkurzał.
- Dzięki, przekażę mu to.
- Tej blondwłosej małpie? On ma mózg wielkości orzeszka i jest tępy jak ołówek. Nic nie zrozumie.
Zachichotałam i spuściłam wzrok. Zagryzłam wargę nie mogąc się powstrzymać od niekontrolowanych łez. Mam chyba depresję. Wyję z byle powodu, a po chwili mogę śmiać się do rozpuku.
Pogładziłam swoje jeansy i westchnęłam cicho.
- Kiedy kolejny wywiad? - spytała siostra.
- Jutro - odparłam z dumą - będę występowała z piosenką i udzielę krótkiego wywiadu. Zapewne znowu będzie pytanie o moje miłostki.
- Mała, musisz się tak jeszcze wiele nauczyć.
Zmrużyłam oczy.
- Hmm?
- Tym żyje show-biznes i paparazzi. Nie odpędzisz się od tego. Taka jest zawsze kolej rzeczy. Nawet jeżeli potwierdzisz, że się z kimś spotykasz, będzie milion pytań kim on jest, jak wygląda, jaki jest czy czym się zajmuje. Potem będą cię śledzili i próbowali wyłapać, z kim chodzisz. A jeżeli się pojawisz na wywiadzie z chłopakiem będzie mnóstwo pytań o wasz związek i przede wszystkim jaka jesteś, kiedy kochasz. Wtedy on nie będzie się potrafił połapać w tym wszystkim.
Westchnęłam cicho i spojrzałam przez okno, opierając głowę o dłoń. Mnóstwo osób biegło, śpieszyło się. Nie doceniamy tych dobrych, drobnych, niewielkich chwil, które przynoszą naszemu życiu najwięcej radości i szczęścia. Jesteśmy tchórzami i masochistami. Zamiast ułatwiać utrudniamy sobie życie. Uciekamy przed szczęściem, przed miłością, przed radością z życia. Biegniemy tylko za karierą i pieniędzmi. Z mojego punktu widzenia jest to straszne.
- Wiesz, że Jimmy Fallon polecił mnie komuś i dostałam propozycję bycia jurorem w The Voice of Usa?
Van zahamowała gwałtownie, co zaowocowało zatrąbieniem na nas przez jakiegoś grubego faceta z młodą laską u boku. Kryminalista lub mafiozo. Siostra pokazała mu środkowy palec i zamknęła okno od samochodu, aby nie słyszeć jego przekleństw.
- Że co? I dopiero teraz się o tym dowiaduje?!
Wzruszyłam ramionami.
- Nie wiem, czy mam się zgodzić - wyznałam.
- Laura, ty kretynko, musisz! To świetnie Cię zareklamuje i będziesz bardziej popularna! Spójrz na Demi Lovato lub Kim Kardashian. One po tych programach miały więcej fanów!
- Nie wszystko opiera się na popularności.
- Moim zdaniem powinnaś przyjąć tę propozycję. Możliwe, że taka okazja więcej się nie zdarzy.
Ness miała rację. Nie chodziło tu o popularność, ale o sam fakt. Ona mnie wspierała.
Znowu oparłam czoło o szybę i znudzona patrzyłam na mijane samochody.

- Obudź się, śpiąca królewno - usłyszałam nad uchem.
Zerwałam się z miejsca i upadłam na żwirową ziemię.
Usłyszałam chichoty nad głową.
- Baby - mruknęłam i potarłam się po bolącym miejscu - Rocky jako książę od siedmiu boleści się znalazł.
Poruszył brwiami.
- Cwaniak. Bój się dziś iść do łóżka. Dzień dobry dzieciaki.
Kiedy ja w ogóle zasnęłam?
- Dobry, staruszko - powiedział zadowolony Riker.
Koło niego stał jeszcze Ellington i Rydel oraz moja kochana siostrzyczka.
- Co dziś na obiad? - spytałam beztrosko.
Starałam się udawać, że mam gdzieś humory Rossa i starałam się dobrze bawić bez niego.
- Nie zdążyła przyjechać i już o jedzeniu myśli - Vanessa przewróciła oczami.
- Kurczak z ryżem i ogórkami w śmietanie - odpowiedziała Delly - idźcie, chłopcy, nakładajcie sobie i temu piątemu czubkowi. I Van - dodała widząc morderczy wzrok szatynki - ja muszę chwilę porozmawiać z Laurą.
- Ale... - nie zdążyłam skończyć, bo wszyscy zdążyli już zniknąć za progiem.
Westchnęłam cicho i przejechałam sobie dłonią po twarzy.
- Laura... ja już o wszystkim wiem - głos Rydel brzmiał na... zmartwiony - Ross jest nieswój. Ty też. On mi wszystko powiedział. Nie ma powodu do żadnego wstydu.
- Jakiego wstydu? - spytałam zdziwiona - co on ci powiedział?
Blondynka wyglądała na zaskoczoną.
- No... wiesz. Że go pocałowałaś, a potem jako tako stchórzyłaś, coś w ten deseń.
Zła zacisnęłam dłonie w pięści.
- Zabiję gnoja - warknęłam.
- Nie przed obiadem, ok? Nie chce mi się chować talerza - zażartowała.
- Ale i tak zginie.
I już moja w tym głowa.
Ale tak naprawdę Delly wyglądała na zmartwioną, ale też na podekscytowaną. Ona coś przede mną ukrywa. Pewnie coś ustaliła z Van.
- Chodźmy, pewnie jesteś głodna.
Kiwnęłam głową. Pod ciepłym dotykiem palców Rydel złagodniałam i posłusznie poszłam za nią w kierunku domu. Słyszałam radosne przekomarzania i ciche śmiechy. To wszystko było takie odległe od mojego teraźniejszego nastroju.
A gdy zdjęłam buty i weszłam do kuchni kolejna głupia, ostra szpilka przeszyła moje serce. Poczułam ostrą niechęć, było mi tak cholernie niedobrze. Miałam ochotę wymiotować, chciałam się stąd wydostać, zakopać się gdzieś i nigdy już nie wychodzić.
Poczułam tę niechęć do Mai, choć ona niczemu nie zawiniła. No może oprócz tego, że to przez jej zerwanie z blondynem zbliżyliśmy się do siebie i poczułam te zawistne uczucia.
On ją całował. Byłam pewna, że robił to celowo. Na pewno słyszał, jak wchodzę do domu albo śledził moje ruchy zza okna. Nie sądziłam, że nawet on jest taki beznadziejny. Nawet on. Uważałam go za ideał faceta. Tak kochał Mitchell, płakał za nią. Zawsze marzyłam o księciu, który by mnie kochał. Nie trafiłam. Cóż za ironia.
Moje oczy stały się wilgotne, ale odwróciłam głowę i usiadłam na wyznaczonym sobie miejscu. Starałam robić dobrą minę do złej gry. Starałam się udawać, że go nie ma. Że nie oddycham tym samym powietrzem co on. Śmiałam się z wygłupów Rocky'ego i Rattlifa, czekałam na podanie obiadu przez blondynkę i żyłam. Nikt z nich nie wiedział, jak okropny jest stan mojej duszy.
- Jeszcze dwa talerze? Kto jeszcze przyjdzie? - usłyszałam aksamitny głos Kelly.
Jestem cholerną egoistką. Nie zauważyłam nawet obecności mojej jednej z najlepszych przyjaciółek.
- Co? - spytała zamroczona Rydel niosąc dzbanek jakiegoś napoju i ziemniaki na stół. Wstałam, aby jej pomóc - dziękuję. A będzie jeszcze Amanda z Jacobem.
Nastała cisza, którą po chwili rozdarł stukot widelca odbijanego od podłogi.
- KTO?
Pierwszy raz słyszałam tak przerażony, ale jednocześnie pozbawiony uczuć głos Rocky'ego. Brunet odsunął krzesło, mocno skrzypiąc i wstał, a potem wybiegł z domu.


No cóż. Na pewno nie tak sobie wyobrażałam ten dzień. Już nawet nie mówiąc o użalaniu się nad sobą. Kto by pomyślał?
Nastała wrzawa. Riker był wściekły na siostrę. Rat razem z Kelly wybiegł z domu w poszukiwaniu przyjaciela. Ross nagle oderwał się od Mitchell i zainteresował światem nie kręcącym się wokół Mai. Vanessa starała się uspokoić najstarszego blondyna, a potem, gdy wciąż wrzeszczał na przyjaciółkę sprzedała mu uderzenie w policzek. Ryland jako jedyny normalny usłyszał dzwonek do drzwi. Do mieszkania weszła znajoma mi kolejna blondynka, z którą tak bardzo się upiłam na plaży i jakiś chłopak, brunet. Amanda uśmiechnęła się nieśmiało.
- Chyba przyszliśmy nie w porę - zauważył nowo przybyły.
- Nie, wszystko okej - powiedziała Delly nieswoim głosem.
- Ty jesteś? - spytał niemiło Riker.
- Jacob - przedstawiła Destiny - a to jest Rydel, Riker, Ryland, Ross, Maia, Laura i Vanessa.
Rozejrzała się po kuchni, zapewne w poszukiwaniu jeszcze jednego członka tej pokręconej rodziny.
- Kim dla ciebie jest Jacob? - spytała Ness.
Blondynka zarumieniła się.
- Jesteśmy narzeczeństwem - powiedział Jake - nie z własnego wyboru - dodał przerażony, kiedy kolejny widelec opadł ze stukiem na podłogę.
Oby komuś się wbił ten sztuciec w stopę. Może wtedy nauczyliby się kontrolować swoje uczucia.
- Chętnie ten widelec wbiłbym w coś innego - syknął Rik i usiadł na swoim miejscu posyłając nowemu znajomemu ostre spojrzenie.
Przewróciłam teatralnie oczami i weszłam do kuchni, aby pomóc całkowicie Lynch i zanieść ten obiad na stół.
- Nie musisz - Rydel próbowała powstrzymać jedną moją dłoń.
Uśmiechnęłam się szeroko i wzięłam w drugą rękę kolejny podłużny talerz.
- Ale chcę - zaoponowałam.
Odwzajemniła mój gest.
- Dziękuję.
Kiwnęłam głową i zaniosłam posiłek do jadalni. Lynchowie ogólnie rzadko z niej korzystają, tylko w ograniczonych przypadkach.
Amanda i Jacob zdążyli się już rozebrać. Była dziewczyna Rocky'ego gawędziła z moją siostrą, a brunet wręcz dusił się pod oburzonym spojrzeniem Rikera. Miał szczęście, że siedziałam naprzeciw przyjaciela. Kopnęłam go w kostkę i posłałam morderczy wzrok. Zrozumiał mnie bez słów. Starał się rozluźnić, co nie było dla niego łatwe.
Dołączyłam do rozmowy dziewczyn, które już umawiały się na pójście do kina.
- Wstęp tylko dla dziewczyn, oszołomie - starsza siostra wystawiła w moją stronę język.
Ona jest starsza? Chyba tylko na papierku.
- Czyli że Cię nie będzie? - odgryzłam się z udawanym smutkiem.
Amanda zachichotała, a potem westchnęła.
- Chciałabym mieć rodzeństwo.
- Chcesz? Mogę Ci ją oddać za darmo. Jest też dobrym łamaczem łóżek - zaoferowałam.
- Zamknij się, Marano - syknęła szatynka.
- Masz to samo nazwisko, cielaku. Coś Ci nie wyszło.
Przewróciła oczami i dała mi kuksańca w bok.
Zapadła kilkusekundowa cisza. Już po chwili do domu wpadły trzy osoby - Ellington Ratliff, jego najlepszy przyjaciel i dziewczyna najlepszego przyjaciela.
A wzrok Amandy mówił więcej niż tysiąc słów.

*********

Witam was po dłuższej przerwie. Naprawdę mi przykro i głupio, że po miesięcznej przerwie daję wam TO, ale już chyba nic tu nie poradzę. Po prostu was przepraszam.
Akcja jako tako się rozkręca. A jeżeli chodzi o Maię to bez toporów wojennych i bez patelni w moją stronę. Powiem tylko tyle, że to doprowadzi do pogodzenia Raury i Mitchell jest z Rossem tylko z powodu jednego planu. Ale csii, nic nie mówiłam.
Jeżeli ktoś będzie mnie szukał to jestem w schronie. Ukrywam się przed kimś.
Miłego wieczoru, kochani. Czekajcie cierpliwie na nexta. Pojawi się on szybciej :3

sobota, 25 października 2014

(II) Rozdział dziewiąty

*Laura*

Cholerne słońce, nawet wyspać się nie da!
Naciągnęłam kołdrę na swoją twarz. Nawet nie chodziło już tylko o kwestię słońca. Było mi zimno, miałam gęsią skórkę. Co się w ogóle dzieje? I czemu mnie tak piekielnie boli głowa?
A potem powolutku, jakby na paluszkach do moich myśli zaczęły wkradać się wspomnienia ze wczorajszego wieczoru. Jęknęłam cicho i złapałam się za głowę, przez którą przeszła kolejna fala bólu.
- Dzień dobry, słoneczko - do pokoju wparadował Ross.
Zaraz, zaraz, co on tu robi?
Odsłoniłam lekko oczy i spojrzałam na chłopaka, który był już całkowicie ubrany, a w rękach trzymał talerz z parującymi naleśnikami, a w drugiej ręce jakieś opakowanie tabletek i butelkę wody.
Zaraz, zaraz, co ja tu robię?
Bo to, to na pewno nie mój pokój.
- Wszystko w porządku? - chłopak zmarszczył brwi - na krześle zostawiłem ci ubrania Rydel, są dla niej trochę za małe, więc nie ma nic przeciwko, abyś je sobie wzięła.
- Ubrania? Naleśniki? Twój pokój? - pokręciłam przecząco głową - trochę tego dla mnie za dużo. Co ja tu w ogóle robię?
- Pamiętasz, że byliśmy wczoraj na otwarciu tego klubu?
- Nie odpowiada się pytaniem na pytanie - wytknęłam mu, ale po chwili westchnęłam i pokiwałam głową.
- Spotkałaś Amandę i upiłyście się prawie do nieprzytomności. Wyrabiałaś różne głupoty, dlatego wziąłem cię do domu, ale Vanessy jeszcze nie było, więc przywiozłem cię do nas.
- Jakie głupoty? Gadałam przez sen?
- Zadajesz strasznie dużo pytań - uśmiechnął się szeroko - powiem ci potem, ale najpierw zjedz.
Pokręciłam przecząco głową.
- Nie zjem, dopóki mi nie powiesz.
Westchnął głęboko i postawił talerz oraz cały ekwipunek na szafce koło łóżka.
- Pójdźmy na kompromis. Ty zaczniesz jeść, a ja ci powiem.
- Okej - wyszeptałam i wzięłam się za pałaszowanie śniadania - no to mów - powiedziałam widząc, że chłopak wciąż milczy - umowa to umowa.
- Weź jeszcze tabletki - zignorował mnie - pomoże to na kaca.
- Ross! - warknęłam - albo powiesz, albo wyjdę z domu.
- W bieliźnie chyba nigdzie nie pójdziesz - zaszydził, a ja się zarumieniłam. Zajrzawszy pod kołdrę stwierdziłam, że się nie mylił - po prostu zaczęłaś gadać o przyjacielu, który był latarnią. Potem powiedziałaś, że nie mogę go obrażać, ale po chwili zmieniłaś zdanie i wykąpałaś się w morzu i... to wszystko.
Wiedziałam, że kłamie.
- Łżesz - stwierdziłam - co jeszcze?
- Ale...
- Ross! Bo zacznę krzyczeć! A Rydel, kiedy jest zmęczona to ty też będziesz zmęczony. Psychicznie.
- Pocałowałaś mnie, może być? - prychnął - daj spokój. Weź te tabletki, zjedz, ubierz się i idź do domu. Po prostu idź.
Wstał prędkim ruchem i wyszedł z pokoju trzaskając drzwiami.

~*~

Nie wierzę. Po prostu nie wierzę.
Wysoki kucyk, okulary przeciwsłoneczne, ubrania Rydel i wio! Nawet się z nim nie pożegnałam. Nie chciał mnie widzieć? Tak chciał pogrywać? Dobra. Ale niech liczy się z tym, że wojna dopiero się zaczyna.
Teoretycznie nie wiem, czemu tak zareagowałam. Nachlałam się i zrobiłam głupotę. Tyle. Nic wielkiego. Ale gdy o tym myślę, nawet o tym nie pamiętając w miejscu pod moim sercem rodzi się ciepłe uczucie. Chlolera!
Miał jednak powód. Nie chciał mnie. Byłam na tyle okropna, a jestem tylko jego przyjaciółką. Nie chciał mnie jako dziewczyny. Tylko wielka szkoda, że nie dał mi zareagować i uciekł, jak tchórz.
Miałam ochotę krzyczeć na cały świat, zacząć zachowywać się jak rozkapryszony bachor, niech wszyscy przy mnie skaczą. Ross zachowuje się jak dupek, a ja jak dziecko. Idealne połączenie. A jednak zaczęłam się w nim zakochiwać. Boże, jestem psychiczna.
Nie miałam pojęcia, że to wszystko tak wyjdzie. Miała to być tylko krótkotrwała, idealna historyjka zakończona happy endem. Przez moje uczucia nic nie wyjdzie. Wszystko się zniszczy. Jestem od nich tak cholernie uzależniona, jak gdyby byli najlepszym gatunkiem narkotyków. Po prostu nie potrafię już bez nich żyć.
Po moim policzku poleciała łza, którą natychmiastowo starłam. Nie zapłaczę po nim. Niech umawia się z Maią, chodzi na prostytutki czy robi co mu się żywnie podoba. Nie obchodzi mnie już to.
Teraz zaczęłam żywić do niego nieuzasadniony gniew, złość i żałość. Nie dał mi odpowiedzieć, po prostu wyszedł. Dupek!
Po prostu mnie to wszystko przerasta. Go pewnie też. Chyba będzie najlepiej, jak przez jakiś czas nie będę się z nimi widywać. Zajmę się swoją karierą, poukładam sobie wszystko w życiu. Tak będzie lepiej.
Wyciągnęłam telefon z kieszeni i odnalazłam w kontaktach numer.
- Jillian? Bardzo chętnie wystąpię w twoim programie. Dziś wieczorem.
Tak będzie lepiej.

~*~

- Dasz radę - promienny uśmiech Vanessy - jesteś wspaniała i piękna, na pewno dasz radę.
Odwzajemniłam jej gest.
- Dziękuję. Za wszystko.
Miałam najwspanialszą siostrę na świecie. Zrozumiała mnie i obiecała nie zapraszać Lynchów do nas do domu, kiedy ja jestem. Oczywiście ona utrzymuje nadal z nimi normalny kontakt, ale ja już w tym nie uczestniczę. Na razie.
- Nie masz za co. Wiesz, że zawsze możesz na mnie liczyć.
Pokiwałam smutno głową i westchnęłam.
- Uczucia nie wybierają.
- Może jak pobędziesz z dala od niego to się okaże, że to tylko zauroczenie. Albo po prostu ci się podoba. Czemu od razu ma być to miłość?
Spuściłam wzrok w dół.
- Ale... ja nie muszę sobie tego udowadniać - powiedziałam cicho - Vanessa, ja znam swoje uczucia. Ty też mnie znasz.
- Wiem - objęła mnie lekko ramieniem - kogo ja okłamuję?
- Ja nie rzucam słów na wiatr. A tym bardziej uczuć. Wiesz o tym doskonale, że od wielu lat mam wciąż te same zainteresowania, ten sam szampon do włosów, pastę do zębów, ulubione piosenki, moich ulubionych aktorów, którzy mi się podobają, a już na pewno te same uczucia. I jednak pomimo tego, jak bardzo Bobby mnie zranił, nadal go kocham. Tak samo jak kocham Rossa. W moim słowniku nie istnieje takie coś jak "tymczasowa miłość", "romans", "zdrada" lub "zauroczenie", które zawsze kończy się źle.
Wiedziałam, że mam rację. I siostra też to wiedziała.
Usiadłam na wygodnym fotelu w opustoszałym pomieszczeniu, biorąc do ust kilka kulek winogron. Jeszcze niedawno wesoło gawędziłam z Debby Ryan oraz Peyton List też zaproszone dziś do programu, a teraz siedziałam smętnie, bo ciężkiej rozmowie z moją siostrą.
- Laura Marano, wchodzisz za pięć minut - powiedział mężczyzna, który nagle otworzył drzwi do pomieszczenia, by po chwili je zamknąć i zniknąć za kolejnymi korytarzami.
Wstałam na równe nogi, przez chwilę się zachwiałam na miętowych koturnach, więc musiałam przetrzymać się ściany, aby nie wywinąć orła. Poprawiłam sukienkę w tym samym kolorze co buty i sprawdziłam, czy na szyi nadal mam naszyjnik z fioletową ozdobą. To było automatycznie. Naszyjnik po mamie. Znalazłam go dziś rano.
- Wszystko będzie dobrze - Van za wszelką cenę próbowała mnie rozluźnić - jeśli tylko nie zdemolujesz studia Jillian.
- Ha-ha, bardzo śmieszne - powiedziałam z sarkazmem, ale potem wyobrażając sobie siebie w roli złej rockmenki demolującej studio talk-showu zachichotałam - jaką piosenkę mam zaśpiewać? Z nowej płyty, oczywiście.
Starsza siostra spojrzała na mnie jak na idiotkę, a potem uśmiechnęła się szeroko.
- "Parachute" - westchnęłam cicho wiedząc, jak Ness uwielbia tę piosenkę.
Ja też ją bardzo lubię.
Wyszłyśmy z pokoiku i poszłyśmy znajomym korytarzem ku scenie. Zza kurtyny widziałam jeszcze, jak Debby i Peyton żegnają się z Jillian, więc musiałam popędzić trochę dalej, ku mojemu zespołowi.
- Pamiętacie wszystkie chwyty i dźwięki do "Parachute"? - spytałam chłopców.
- Jasne - Simon uśmiechnął się lekko, a Paul przygryzł kawałek swojej kanapki pokazując mi kciuk do góry.
- To dobrze - odetchnęłam - wchodzimy za trzy, dwa, jeden...
- Proszę, powitajmy na scenie gorącymi oklaskami Laurę Marano!
Kurtyna się podniosła. Mój zespół zaczął przygrywać na swoich instrumentach, a ja swoim głosem zaczęłam śpiewać słowa własnej piosenki.
Pamiętałam jeszcze, gdy zaczęłam ją pisać. Miałam wtedy piętnaście lat, inspirowałam się pierwszymi kawałkami R5 oraz Christiny Aguilery i napisałam swój pierwszy utwór. Nie miałam wtedy pojęcia jak daleko dziś zajdę.
Gdy piosenka się skończyła podeszłam do fotelu obok Jillian, a długonoga szatynka wstała i objęła mnie delikatnie. Byłyśmy znajomymi, byłam z nią kilka razy na kawie.
- Cześć, Laura. Wykonanie twojej piosenki na tej oto scenie było genialne, prawda?
Gdy siadałam tłum zaczął bić mi brawa. Nie zasługiwałam na nie. Na pewno nie dziś, skoro jestem tutaj tylko dlatego, aby odreagować Lynchów.
- Dziękuję wam serdecznie - sztuczny uśmiech na mojej twarzy - jest mi naprawdę miło.
- Sama napisałaś tę piosenkę?
Pokiwałam twierdząco głową.
- Jak wszystkie pozostałe z płyty.
- Naprawdę? - Jillian była zdziwiona, nigdy jej się z tego nie spowiadałam. Z resztą, nikt o tym nie wiedział z wyjątkiem Ness'y.
- Tak. Ta piosenka była pierwszą, którą kiedykolwiek napisałam. Ma dla mnie ogromną wartość sentymentalną.
- Wow, to niesamowite. Jesteś jedną z niewielu gwiazd, które piszą własne piosenki.
- Gdyby ktoś inny je za mnie napisał nie czułabym ich. Nie opowiadały by o moich doświadczeniach, przeżyciach, uczuciach.
No właśnie, uczuciach.
- Kim się zainspirowałaś?
- Christiną Aguilerą oraz pierwszymi kawałkami R5 - wyznałam zgodnie z prawdą.
I wtedy zapadła cisza.
- R5? Jesteś ich fanką od tak długiego czasu?
Pokiwałam twierdząco głową.
- Cenię ich od bardzo dawna.
- A teraz kim dla ciebie są?
- Przyjaciółmi. Wszyscy. Bez wyjątku - powiedziałam twardo, starając się tak brzmieć - miałam wielkie szczęście mogąc ich poznać, już nie mówiąc o tym, jak bliską jestem dla nich koleżanką.
- Taa, przyjaciółmi - Jill pokiwała twierdząco głową. Ten wywiad przechodził na niebezpieczne tory, a ja nie mogę na to pozwolić - nie wiem, czy słyszałaś, ale niektórzy twoi fani shippują cię z Rossem Lynchem. Miałam za zadanie zadać ci pytanie, czy coś was łączy.
- Nie. Tylko przyjaźń. Ross to naprawdę świetny facet, ale nie widzę go w roli mojego chłopaka. Z resztą, on kocha inną dziewczynę. I Jillian, przyszłam tu tylko dla rozmowy o mojej muzyce i o podstawowych rzeczach, a nie o moim życiu prywatnym. Proszę, aby ono zostało w cieniu.
- Dobrze - kobieta westchnęła - szybkie pytania, a potem będziesz już wolna.
- Albo dobrze, zaczekaj. Posłuchajcie mnie uważnie. Jeśli was to tak ciekawi to jestem w kimś zakochana. Jego tożsamość pozostanie w cieniu, jeśli on będzie odwzajemniał moje uczucia zapewne zauważycie nasze zdjęcia w internecie i wszystko będzie wiadomo. Proszę, nie shippujcie mnie z moimi przyjaciółmi, to jest zawstydzające, kochani. Jeśli coś mnie będzie z kimś łączyło, dowiecie się o tym jako pierwsi. Możemy zaczynać ten quiz?

***************************************

Rozdział jest do dupy ;')
Opowiada tylko o Laurze, ale kompletny brak weny, zero.
Długo już tego bloga nie pociągnę. Wymyślę tylko, jak się to wszystko skończy i zajmę się pozostałymi blogami.
Pisząc to męczę nie tylko was, ale i siebie. Od kilku tygodni nie mogę wymyślić, co ma się dziać, jak to wszystko ubrać w słowa. To jest bez sensu. Zabiorę się za pozostałe dwa blogi, zacznę pisać kolejny, już założony, będzie wtedy łatwiej.
Skończę też blog "Czasami coś w nas umiera i nie chce zmartwychwstać", bo go kompletnie zawaliłam. Historia miała być kompletnie inna, a wyszło jeszcze inaczej. Wybaczcie ;c
Jeśli chcecie się o coś zapytać lub po prostu porozmawiać szukajcie mnie na twitterze : https://twitter.com/kalinowska_ola
Tam ostatnio jestem najczęściej :3
Kocham Was!