sobota, 30 listopada 2013

Rozdział IX

Następnego ranka, cała rodzina Lynchów z Ratliffem na doczepkę obudziła się z wielkim oburzeniem. Oczywiście nikomu nie chciało się iść do szkoły, bo nigdy tam nie chodzili. Od dzieciństwa mieli prywatnych nauczycieli. Jednak odpoczęcie od sławy i koncertów też była kusząca, gdyż pracowali ciężko od kilku miesięcy. Poznaliby nowych ludzi i może prawdziwych przyjaciół, którzy nie będą się łasić tylko na ich sławę i pieniądze. Nawet jeśli myśleliby o dłuższym spaniu, to chwilę potem Stormie Lynch obudziła Rydel, a ta (oczywiście za zgodą mamy) z chęcią zgodziła się na ekspresowe budzenie braci i przyjaciela. Wzięła butelkę i wylała prosto na głowy. I to nie wodę byle jaką, a lodowatą, która stała kilka godzin w lodówce.
Taa, Delly ma szalone pomysły.
Oczywiście wszyscy chłopacy popadli w jeszcze większe oburzenie, ta męska solidarność.
- Mamo - jęknął Riker - tak wcześnie?
- I czemu, do cholery, Rydel wylewa na nas wodę?! - krzyknął Ross.
Blondynka parknęła śmiechem.
- Bo mi mama pozwoliła, a poza tym dobrze wiecie, że idziemy do szkoły - wystawiła język bratu (Rossowi) i uchyliła się od nadlatującej poduszki. Ten przekręcił tylko oczami - i wystaw materac na słońce, drugiego nie dostaniesz.
Wyszła z pokoju, ale przypomiała sobie jeszcze coś, więc wróciła i uchyliła lekko drzwi, wystawiając przez nie głowę.
- I jeśli możesz, to nalej wodę do butelki i wstaw do lodówki. Nigdy nie wiadomo, czy nie będzie potrzebna mamie.
A potem, jakby nigdy nic, poszła do swojej sypialni i ubrała się ładnie do szkoły. Była to granatowa sukienka z krótkim rękawem do połowy ud, cieniste rajstopy i czarne balerinki. Zeszła na dół na śniadanie, a były to naleśniki robione przez Stormie.
- Zajdziemy potem po Laurę i Kelly - mruknął Rocky, gdy cała rodzina znalazła się na dole i zjadała posiłek.
- A po Raini nie? - droczył się z nim Ratliff.
 Chłopak tylko wzruszył ramionami.
- Tylko zaproponowałem.
Wszyscy parknęli śmiechem.
- Ta, jasne - powiedziała Delly i wgryzła się w naleśnika.

Cała rodzina (była ich szóstka) zapukała do drzwi państwa Marano.
Po kilku chwilach otworzyły się, a za nimi stała Laura.
- Hej - uśmiechnęła się lekko - wejdźcie, za chwilkę będę gotowa - ruchem ręki zaprosiła ich do domu.
Grupka weszła do domu i podziwiała jego piękno. Ryland aż westchnął z zachwytu. Było tu i ładnie, i czysto, i przytulnie.
- Po prostu dom idealny - mruknął Riker.
- Nie tak, jak wasz - do salonu weszła Lau z torbą na ramieniu - trochę tu pusto i cicho. Poza tym to za wielki dom jak na dwie osoby.
Ross podszedł do blatu przy kuchni, przy którym stały różne zdjęcia. I nadal stało jedno z Bobby'm, bo brunetka nie chciała sobie zawracać głowy zmienianiem "wystroju". Poza tym dalej kochała swego eks.
- Gdzie wasi rodzice? - spytał bez zastanowienia Ryland, zanim ugryzł się w język.
- Oj hen, daleko - powiedziała lekko smutnym tonem - ale to tylko kwestia przyzwyczajenia.Niedługo przez większość roku ten dom będzie stał pusty.
- Ale dlaczego?
- Vanessa przyjechała tylko na kilka tygodni, więc niedługo znów wyjeżdża na plan. Ja może będę miała koncerty, a może nawet trasę koncertową. Za rok kończę szkołę, więc nic mi w tym nie przeszkodzi. A rodziców nie ma. Z resztą chyba teraz idziemy do szkoły, prawda? Nie czas, by gadać o moim domu. Musimy jeszcze zajść po Kelly i Raini.
Wszyscy zgodnie wyszli i szli całą drogę, rozmawiając o wszystkim i o niczym. Mimo, iż poznali się przypadkowo i to do tego kilka dni temu, to czuli jakby się znali całe życie. Ile dni minęło od koncertu? Jutro minie tydzień. Tydzień, w którym poznali się przyjaciele na zawsze.
Zaszli po przyjaciółki i szli dalej. Laurze nagle do głowy wpadła genialna nuta. Zaczęła szybko biec w stronę szkoły, co nie potrwało długo, bo byli zaledwie ulicę dalej.
- Laura, gdzie biegniesz? - krzyknęła Delly. Ross pobiegł za swoją przyjaciółką.
- Szybciej do szkoły - wytłumaczyła Kellendria, ale widząc zdziwione spojrzenia grupy westchnęła głęboko i pospieszyła z wyjaśnieniami - Laura ma często takie "napady - cudzysłów zakreśliła w powietrzu - muzyczne. Wpada jej do głowy muzyka, która najczęściej jest genialna, więc aby jej nie zapomnieć, biegnie jak najszybciej do jakiegoś miejsca, by zagrać to na fortepianie i zapisać nuty. W szkole przy klubie dla nastolatków stoi klub muzyczny, do którego należy, więc może z tego korzystać.
Ryland prychnął.
- Ideał pod każdym względem, a Ross wciąż ogląda się za Maią.
- Maia jest słodka i ładna, a do tego miła - powiedziała, obraniając brunetkę Delly - nie chciała zranić Ross'a. Przecież wiadomo, że serce to nie sługa. Ale i tak Laura do niego bardziej pasuje.
- Raura - mruknęła pod nosem Raini - połączenie ich imion.
- Możemy ich od dziś shippować - zaproponował ze śmiechem Rocky, choć nie wiedział, że reszta przyjmie to tak poważnie.

*Tymczasem, klub muzyczny, oczami Laury*

- Taratatatam - nuciłam sobie pod nosem, biegnąc do klubu. Zakryłam sobie uszy i wpadłam do pokoju. Dosiadłam się do fortepianu i zaczęłam grać to. Po chwili do mnie dobiegł i Ross, którego dopiero teraz zauważyłam; usiadł koło mnie i wpatrywał w moje ręce, które wędrowały i grały dźwięk.
- To jest piękne - szepnął, gdy skończyłam.
Uśmiechnęłam się lekko.
- Dzięki.
- Ale i tak nasze piosenki są lepsze - wyszczerzył zęby w ironicznym uśmieszku.
Prychnęłam.
- Chciałbyś - mój głos ociekał sarkazmem - Nienawidzę cię - dodałam z przekąsem i zwaliłam go z krzesełka. Wywalił się, na co parknęłam śmiechem. Zrobił smutną minkę próbując wywołać we mnie poczucie winy.
- Jesteś wredna.
- Nie ze mną takie gierki, koleś - przekomarzałam się z nim - nikt nie jest lepszy ode mnie w piosenkach.
Wstał chwilę później i zaczął mnie gilgotać, co było dziwne ze względu na miejsce, w jakim się znajdowaliśmy. Byłam jeszcze w kurtce, więc przy upadku na podłogę nie odczułam takiego bólu.Wiłam się ze śmiechu. Chciałam się wyrwać, to prawda, ale on był za silny. Gdy miałam już ostatecznie dość przeprosiłam go (oczywiście nieszczerze) za wymówione słowa i oddałam mu "władzę". Gdy usiadłam, oddychając ciężko, on próbował mnie rozbawić. Skutecznie, byłam już i tak cała czerwona. O cholera! Jak ja się pojawię na lekcji? Ale na rozmowie z nim czas mijał mi szybko i niepostrzeżenie, więc gdy się obejrzałam, minęła już połowa pierwszej lekcji. W sumie na moją korzyść, nienawidzę biologii, a jeszcze bardziej nauczycielki, która nas uczy tego przedmiotu. Jest ona jedną z najwredniejszych, najbardziej uniosłych profesorek w naszej szkole. Wstałam, otrzepując spodnie z paprochów i odetchnęłam ciężko. Chłopak zrobił to samo.
- Widzisz? Przez ciebie minęła mi pierwsza lekcja - dałam mu kuksańca w bok.
- A co ja mam powiedzieć? Pierwszy dzień w nowej szkole i już ucieczka.
Roześmiałam się.
- Co pomyśli twoje rodzeństwo?
Wzruszył ramionami.
- Chyba znam odpowiedź. Że sprowadzam cię na złą drogę - powiedziałam z bananem na twarzy.
- A tak nie jest? - spojrzał na mnie przenikliwie.
- No przepraszam cię bardzo, to ja cię zagadałam? Ja cię łaskotałam? - oburzyłam się lekko.
Widząc moją winą, wybuchnął śmiechem.
- Żebyś widziała swoją minę - wykrztusił między salwami śmiechu - przepraszam. A tak na serio to mnie lubisz?
- Ciebie? Ciebie nie da się nie lubić - wyznałam szczerze - jesteśmy przyjaciółmi, tak?
Pokiwał po chwili głową.
- Więc widzisz. Jakbym cię nie lubiła, chciałabym być twoją przyjaciółką?
- No wiesz, nigdy nie wiadomo, czy akurat nie łasisz się na moją kasę.
Otworzyłam usta szeroko ze zdziwienia.
- Wiesz co? Tą swoją kasę możesz sobie gdzieś wsadzić. Nie chcę twojej forsy, skoro niedługo sama będę ją miała?
Już się odwróciłam i miałam odejść, ale złapał mnie za rękę.
- Przecież tylko żartowałem.
Przewróciłam oczami i spojrzałam na niego krzywo.
- Czyli teraz wychodzi na to, że nie znam się na żartach. Dzięki.
Sytuacja znów się powtórzyła, tylko że teraz złapał mnie trochę mocniej.
- Lau, uspokój się.
Stanęłam i założyłam ręce na biodra.
- Nie mam ku temu zastrzeżeń, żeby się uspokoić, ale moja decyzja jest o wiele bardziej kusząca. To pa - pomachałam mu i zanim zdążył mnie złapać, uciekłam z sali, zgarniając z ławki nuty piosenki. Skoro i tak nie było sensu wracać na kończącą się lekcje, pobiegłam do szatni w końcu się przebrać. Gdy już dochodziłam zza zakrętu wyłonił się... Ross. Podskoczyłam ze strachu.
- Do cholery, możesz mnie nie straszyć?! - krzyknęłam.
- Myślałaś, że tak łatwo ode mnie uciekniesz? - spytał uwodzicielskim głosem, pochodząc do mnie i tuląc ramieniem. Umyślnie nadepnęłam mu na nogę i odepchnęłam od siebie.
- I to niby ja jestem nienormalna - sapnęłam i doszłam w końcu do szatki, wieszając kurtkę i zmieniając buty na tenisówki.Poszedł oczywiście za mną.
- Może idź już pod swoja salę - powiedziałam ironicznie.
- Nie trafię - spojrzał na mnie błagalnie.
- Co teraz masz? - westchnęłam głęboko.
- Matematykę w 210.
- Ja też, pójdziemy razem. Chodź - pociągnęłam go za rękaw, by szedł za mną.
Przez całą drogę milczeliśmy, choć czułam, że chłopak uważnie się nad czymś zastanawia i nie stąpa twardo po ziemi. Gdy doszliśmy, rzuciłam torbę na ziemię i usiadłam obok niej. Blondyn powtórzył wszystko po mnie. Wyjęłam telefon i zaczęłam SMS-ować z Kelly, która użerała się ze znienawidzoną historią. Oczywiście, jak zawsze, nie uważała i szybko mi odpisała. Po pięciu minutach ciszy zadzwonił dzwonek i na korytarzu zrobił się straszny tłok. Ledwo przepchnęłam się do stojącej na końcu korytarza Delly.
- Masakra - jęknęła, gdy doszłam do niej.
- Czemu?
- Cała klasa wciąż wlepiała we mnie wzrok, gdy siedziałam z Rikiem. A do tego nie było Ross'a.
- Obecny - powiedział szybko, wyszczerzając zęby w uśmiechu - byłem z Laurą - wskazał na mnie.
- No dzięki - klasnęłam w ręce z udawaną radością - jestem taka zaszczycona uciekając z tobą z lekcji. A tak na serio to masakra. Ryd, jak ty z nim wytrzymujesz? Oczywiście spędzam z nim trochę czasu, ale nie 24 na 24.
- Sama się temu dziwię - pokręciła niedowierzająco głową.
Przerwa jednak szybko minęła, a zaczęła się matma. Nie uważałam na całej lekcji. Gdy wyszłam z sali natknęłam się na Marissę, szkolną zołzę, która próbuje tylko każdego upokorzyć.
- To co, Marano, pospolitujesz się kręcąc z Rosse'm i R5? - spytała irytująco skrzeczącym głosem.
Parsknęłam śmiechem.
- Bardzo byś chciała być na moim miejscu, co, Santiago? Ja chociaż nie potrzebuję tony makijażu, żeby się komuś podobać - zgasiłam ją.
- Mnie chociaż stać na makijaż - próbowała się obronić, ale słabo jej to szło.
- Ta, jasne. Pewnie podkradasz od matki i tyle.
Dumnie odeszłam, odprowadzała mnie wzrokiem. Jak ja jej nienawidzę!
Wszystkie lekcje minęły mi dość szybko, a na każdą z kimś chodziłam : na biologię z Raini (która była zawiedziona, że nie przyszłam), na matmie z Rossem (który jej kompletnie nie ogarnia i nawet nie ma zamiaru, próbował mnie rozśmieszyć przez całą lekcję), historię z Rikerem, angielski z Rydel, a wf z Kelly i Rocky'm. Nie mogłam się nudzić.
Na lunchu zjadłam szybko lunch i pobiegłam do klubu muzycznego, by jeszcze raz zagrać piosenkę. Tym razem dołączył i śpiew.

Have you ever, had this feeling
Like you can't believe in what you're seeing?
Head is spinning, in slow motion
Heart is pounding, Time is frozen

Don't close your eyes
Look around, your dreams are coming alive
Don't be surprised
You know that you were born to shine

You're a firefly, you're the sunlight
You're a shooting star breaking through the night
You're a rocket, in the darkness
And you sparkle like a diamond sky
You're gonna be anything you wanna be
If you open your heart and just believe that
The light within will be your guide, ohh
You're amazing, fire blazing
No more waiting, it's your time to shine

It's your story (It's your story), never ending (Never ending)
Fairy tales, such a magical beginning
Like a candle, you're eyes glisten
As you view the wonder, you're reminicsin.


- Masz piękny głos - do pomieszczenia weszła Delly - nadajesz się na gwiazdę. Może będziesz bardziej popularna niż my.
Roześmiałam się.
- Jakbym śmiała.
- Piosenka też jest bardzo super.
- Dzięki - uśmiechnęłam się nieśmiało - nie wiedziałam, że tu jesteś. Ale nie mam ci tego za złe.
Porozmawiałyśmy chwilę i poszłam na ostatnią lekcję. Potem wszyscy razem wracaliśmy do domu, żartując i śmiejąc się w najlepsze. Jak ja kocham tych ludzi!

****************************************************

Hej wszystkim!
Rozdziału nie było tak długo bo:
Number uno :  nie miałam czasu (szkoła mnie wykańcza)
Number dos : nie miałam weny
Number tres : nie mogłam dobrze dobrać słów.
I mam do was wielką prośbę : Komentujcie nasze rozdziały, nawet jednym głupim słowem "czytam". Chcemy wiedzieć, ile mamy czytelników.
Następny należy do Cherry, więc pewnie szybko się pojawi (:D).
A teraz was żegnam!
Tinky Winky mówi papa!

Wasza Cris


piątek, 15 listopada 2013

Rozdział VIII

~*~
-Ty debilu-krzyczała na cały regulator Vanessa
-Co ja znów zrobiłem-rzekł Calum i klapnął na kanapę
-No to na przyszłość może wycieraj brud pomiędzy palcami-dokończyła spokojniej
-Jestem!!!-rozległ się krzyk,dobiegający z korytarza.Ross wszedł do pomieszczenia w którym odbywał się ten cały cyrk.Zobaczyła tam rudzielca,który grzebał Van pomiędzy palcami.Mina Rossa,nie do opisania.Szybko się otrząsnął i wstrzymał rudego od grzebania między palcami Nessy.
-Nie,nie-jedyne co udało się wykrztusić blondynowi.Rudy opuścił ręce.
-Mam balsam-dodał blondas i pokazał opakowanie z kremem.Otworzył opakowanie i nalał sobie na ręce trochę balsamu.Potarł dłońmi i zaczął masować brunetce stopy.Calum przyłączył się do niego i oboje masowali odnóża najstarszej Marano.Jednak,Van nie chciała aby masowano już jej stopy,więc kazała Rossowi odnieść balsam.
-Ty rudy-powiedziała
-Co?-spytał piegowaty 
-Podobno umiesz gotować?-odpowiedziała na pytanie pytaniem
-Tak,a co-rzekł
-Ugotujesz mi pizze-powiedziała dumnym głosem
-Żarłok-powiedział i wszedł do cudownej kuchni rodziny Lynch. Wyciągnął z szafki potrzebne składniki i zabrał się za przygotowywanie posiłku. Vanessa w tym czasie,oglądała telewizję.Leciał film z lat 70-tych Grese. Rudzielec był pochłonięty,rozwijaniem swojego talentu,a Van filmem o nastolatkach.Po paru minionych minutach,blondyn wrócił i pomógł swojemu przyjacielowi w przygotowaniu pizzy.Ciasto było gotowe po 40 minutach,i obydwoje wstawili je do piekarnika.Nastawili na 180 stopni i dołączyli do Vanessy. Film wo gule ich nie interesował,więc wrócili do pilnowania pizzy.Była ona gotowa po 1,5 godziny.Wyciągnęli gorącciasto z mnóstwem dodatków na ogromny talerz i pokroili na kawałki.Każdy miał po dwa.Pizza o dziwo wyszła znakomicie.Vanessa,gdy skończył się film wróciła do swojego domu.Chłopcy ze zmęczenia padli na kanapę.Potajemnie włączyli Jim Jam i zaczęli znów oglądać teletubisie.Zakochali się w nich[tak jak ja w nutelli-od Cherry].Jednak gdy usłyszeli,trzaskanie drzwi przęłączyli na kanał z golfem.Na ich szczęście to był Riker
-Gdzie byłeś?-spytał Ross
-U dentysty-odpowiedział i usiadł w fotelu
-U którego?Pieniążka czy Ząbka?-spytał Calum
-U Ząbka-odpowiedział,takim tonem jakby to było oczywiste.Nagle po domu rozległ się donośny krzyk
-Rydeelll,widziałaś moją drugą zieloną skarpetkę-Był to Ellington.Za nim szedł Ryland.Zeszli na dół do salonu
-O,hej widzieliście Rydel.Nie mogę znaleźć mojej drugiej zielonej skarpetki-powiedział i posłał wszystkim uśmiech,który oznaczał ,,Włączamy teletubisie i robimy teatrzyk ze skarpetkami w roli głównej''
-To dlatego,Rossowi zginęła różowa skarpetka-powiedział Calum
-Nie pytajcie-dodał błyskawicznie brązowooki
-To co oglądamy teletubisie?-spytał Ratliff
-Nie,dostaliśmy karę i musieliśmy masować ohydne stopy Vanessy-powiedzieli jednocześnie poszkodowani
-Okej,to może teatrzyk-znów zaproponował Ell
-Niee,giną skarpetki a potem Rydel domyśla się cośmy wyprawiali-rzekł Riker
-A tak właściwie to gdzie jest Rocky?-spytał Calum
-W Seatle-odrzekł szybko najstarszy.Ross przełączył na jakiś film,i wszyscy wpatrywali się w telewizor jakby mieli tam zaraz wejść
~*~
-GOLLLL-krzyknęła z radości Vanessa.Rydel zrezygnowana usiadła na kanapę.Mruknęła coś pod nosem.Najstarsza Marano,choć najstarsza odtańczyła swój taniec zwycięstwa.Laura w tym czasie przygotowywała spaghetti. Rydel rozłożyła talerze,a Van,Van jak to Van leń śmierdzący.Gdy posiłek był gotowy,wszystkie zabrały się za pożeranie go.Rydel jadła powoli,a Van i Lau jakby nie widziały makaronu polanego sosem.
-Żarłoki-Dziwie się,że macie taką figurę-rzekła blondi-To dlatego Rikier tak leci na Vanesse-dodała
-Ale ona to grubas-powiedziała szatynka[Lau] zaprzestając na chwile jedzenia.
-Bardzo śmieszne.-odpowiedziała dwudziestojednoletnia brunetka.[Ness]
-Ciekawe,czy Riker był dzisiaj u doktora ząbka?-spytała kompletnie od czapy Rydel.
-Ja chodze do doktora pasty-powiedziała Van-A młoda to mnie nie obchodzi-dodała spoglądając na Laurę
-Ja wole doktora pieniążka-odrzekła z dumą najmłodsza
-A właśnie.Jestem ciekawa co oni robią?-spytała dwudziestolatka
-Pewnie,znowu oglądają teletubisie-zgadywała Van i przewróciła oczami
-Chyba nasza kara im nie wystarczyła-dokończyła blondi-Zadzwonię do Ratliffa,on mi wszystko powie-dodała.Wybrała numer do szatyna,po kilku sygnałach odebrał
Rozmowa telefoniczna
Rydel:Co porabiacie?
Ellington:My nic,kto ci powiedział
Rydel:Tylko tak się pytam
-Ellington,zaraz koniec reklam-rozbrzmiał donośny krzyk kogoś z domu Lynchów
Ellington:Muszę kończyć.Pa
Chłopak się rozłączył się.Rydel wzruszyła ramionami i wróciła do jedzenia.
~*~
-Gargamel idzie. Smerfy tego nie przeżyją-dramatyzował Ratliff
-Przeżyją,zawsze przeżywają-powiedział oczywistym tonem rudowłosy
-Oby-dodał Elli,i zaczął przytulać Rikera
-Stary,uspokój się.Od przytulanek masz Kelly-rzekł i odsunął się od bruneta.Dwudziestolatek rozpłakał się na dobre,spadł z kanapy na podłogę i zaczął się po niej tarzać.Smerfy się skończyły,a ten nadal dramatyzował nad tym że niebieskie ludki nie przeżyją.Trwało to dłuugggooo.W końcu do domu wróciła Rydel.Mężczyzna od progu przytulił ją
-Smerfy nie przeżyją-powiedział i dalej tulił blondynkę
-Riker,Ross,Calum i Ryland do mnie-krzyknęła.Cała czwórka zbiegła po schodach.Staneli w szeregu.
-Co znów,nagadaliście Ratliffowi?-spytała stanowczo
-No,oglądaliśmy smerfy-powiedzieli jednocześnie.
-Ratliff,smerfy przeżyją.Nie masz się co o nie martwić.Jutro też będą lecieć-rzekła,bardzo powoli i zrozumiale.Chłopak wrócił do swojego pokoju
-Za kare,zrobicie jutro śniadanie.Ma to być cały szwedzki stół-powiedział blondi i skierowała się do swojego pokoju.W swojej prywatnej łazience,umyła się.Włosy spięła spinką.Narzuciła na siebie piżamę i wlazła pod ciepłą kołderkę.Po chwili poddała się objęciom Morfeusza.....
-----------------------
Takie tam sobie.Długi wyszedł.Myślę że będziecie happy.Więc komentujcie.Następny będzie należał do Olki[Cristal] więc ja napisałam.Po za tym mam nowego Fun Cluba,jest w nim plakat R5,artykuł o Rossie i Laurze ,,Czy oni naprawdę się kochają'' i rady Laury jak pozbyć się przyszczy.

niedziela, 10 listopada 2013

Rozdział VII

Chłopcy szybko zbiegli na dół i zobaczyli krzyczącą Rydel.
- Co jest? - spytał zdezorientowany Ross.
- Co to za oglądanie teletubisi? Cofneliście się w rozwoju? Za karę jesteście pod rządami Vanessy, a ja tymczasem pójdę do Laury. Miłego dnia - powiedziała szybko blondynka i wyszła z domu.
- Co mamy robić? - spytał znudzony Calum.
- Hmm... Niech się zastanowię - Vanessa teatralnym gestem udawała, że myśli - musicie wymasować mi stopy!
- Co?! - dla Lynch'a kopara opadła - że co mamy zrobić?!
- Nie wrzeszcz. To, co słyszałeś. Do dzieła, wy sknery jedne.
Blondyn poszedł jak na skazanie do łazienki po balsam, a Worthy w tymczasie przygotował szybko miejsce do 'zabiegu'. Ness rozłożyła się wygodnie i zamknęła oczy.
- Tylko porządnie - powiedziała z naciskiem na porządnie.
- Wiesz co, Calum? Już nigdy więcej nie obejrzę teletubisi - powiedział zniesmaczony Ross i przystąpił do dzieła.

~*~

- Hej, Laura, wszystko ok? - Rydel doszła już do domu przyjaciółki i weszła do środka. Marano właśnie siedziała i czytała książkę. Gdy blondynka weszła, oderwała się od lektury.
- Hej, Delly - Lau uśmiechnęła się - jasne, że tak. A co niby miało się stać?
- Bo wiesz... Wczoraj i ty, i Ross... po waszej rozmowie byliście... tacy jacyś smutni - dziewczyna nie wiedziała, jak dobrać słowa.
Laura trochę spochmurniała.
- Ross nie rozumiał, że chciałam mieć trochę prywatności i miałam zły humor - powiedziała dziwnym głosem - już po kilku dniach znajomości chciał wiedzieć o mnie wszystko i znać wszystkie nasze sekrety - brunetka wstała i pochodziła trochę po domu - a to tak nie działa. Nie zaufam mu tak szybko. Zraniono mnie raz, nie pozwolę, by zraniono po raz drugi... - Laura przerwała nagle swój monolog, a na twarzy wyskoczyły jej wypieki.
- Hej, mała, co się kiedyś stało? - blondynka podeszła do nastolatki i opiekuńczo objęła ją ramieniem.
- Widać, że dociekliwość to wasza rodzinna cecha - Lau zachichotała nerwowo i westchnęła - po prostu zbyt szybko zaufałam dla chłopaka, który mnie ranił. I zbyt szybko mu wybaczałam - dodała - a byłam w nim tak beznadziejnie zakochana.
- Ross jest inny... - zaczęła Rydel, ale Marano jej przerwała.
- Ryd, nie ważne jaki on jest, a jaki nie jest. Pewnie nawet nie patrzysz obiektywnie, bo to twój brat. Być może masz rację, ale ja dostałam nauczkę na całe życie. Chcesz zagrać na Xboxie? - nagle zmieniła temat Laura.
- Wiesz, że chętnie? Po tej dołującej rozmowie obie musimy się rozerwać.
- To prawda. Chcesz się w coś przebrać? - brunetka zlustrowała koleżankę wzrokiem, Rydel była w któtkiej mini - Wydaje mi się, że coś starego Vanessy znajdzie się na twój rozmiar. Teraźniejsze ubrania nie, bo styła moja siostra. Jest na dobrej drodze, by zmienić się w słonia.
Delly zaśmiała się ciepło.
- Bardzo chętnie. Coś mi się wydaje, że w któtkiej spódniczce będzie ciężko grać i skakać czy co tam robić.
Laura pokiwała ochoczo głową.
- Też mi się tak wydaje. A teraz wybacz, ale muszę iść do pokoju mojej siski.
Gdy Lau poszła na górę, Rydel zaczęła się rozglądać po salonie. Na zegarku widniała godzina 15.40, więc wiadomo, że brunetka jest po szkole. Na stoliku stało wspólne zdjęcie sióstr Marano, a obok niego całej ich rodziny. Był plazmowy telewizor, biała kanapa i brązowy puszysty dywan. Ogólnie było tu przytulnie. Blondynka podeszła powoli do zdjęcia w złotej oprawie. Widniała tam Laura i jakiś chłopak. Rydel przejechała palcem po podobiźnie dziewczyny i w tym momencie brunetka weszła do pokoju i zamilkła.
- To Bobby, mój były chłopak - powiedziała i od razu zmarkotniała Laura - to on mnie wykorzystał. Z resztą, to stare dzieje - machnęła ręką, podała ubrania przyjaciółce i zabrała jej zdjęcia, rwąc je na tysiące małych kawałeczków i wrzucając to palącej się świeczki.
- Nadal go kochasz, prawda? - spytała cicho Delly.
W domu zapanowała cisza jak makiem zasiał.
- Tak - przyznała Marano po kilku chwilach ciszy - ale mu za żadne skarby nie przebaczę. Już za późno, żeby cokolwiek odkręcać. Z resztą, miałyśmy miło spędzić czas, prawda? A my tu gadamy o moich kłopotach miłosnych. Niepotrzebnie się przy tobie rozgaduję - obie uśmiechęły się do siebie.
Gdy blondi się przebrała zaczęły grać w tenisa na Xboxie, a Laura już zapomniała o ich wcześniejszej rozmowie. Czuła się naprawdę dobrze i była szczęśliwa.

~*~

- Vanessa, możemy już przestać? - po pół godzinie chłopacy już naprawdę byli zmęczeni, a do tego skończył im się balsam. Pokazali dziewczynie puste opakowanie.
- Nie, nie możecie. Oduczycie się oglądać bajki. Jak ty chcesz poderwać moją siostrę, skoro wpatrujesz się w te maskotki jak w jakieś nagie modelki? Bo tak robią chłopacy w waszym wieku - zwróciła się do Rossa - dziecko, wróć do życia.
Blondyn się zarumienił.
- Skończ te gadki. Daj kasę to pójdę po jeszcze jedne opakowanie kremu - przerwał jej Calum - skończmy wreszcie tą "zabawę" - cudzysłów zrobił w powietrzu - kary stało się zadość.
- Nie mam kasy przy sobie. Ale możesz polecieć do mnie do domu, w łazience stoi cała butelka.
- Nie wiem, gdzie mieszkasz - powiedział z sarkazmem rudowłosy.
- To ja pójdę - zgłosił się Lynch - trochę męczarni mniej = niebo!
- Spoko, jak wolisz - zgodziła się Marano. Chłopak umył ręce i wyszedł z domu. Szedł powolnym krokiem, nie spieszył się ani trochę. Godzina wolnego czym narażając się na złość Vanessy można przetrwać.
Szedł przez park, podpisał kilka autografów i porobił trochę sobie zdjęć z fankami. Na szczęście nie spotkał ich dużo, bo miał zwalony humor i nie miał ochoty na nic. Gdy doszedł do domu Marano zapukał cicho.
- Proszę - odezwała się Laura.
Chłopak wszedł do środka i zauważył swoją siostrę grającą z Laurą dalej w tenisa.
- Co tam? - spytała brunetka, zgarniając niesforny lok za ucho.
- Rydel wplątała mnie w karę za oglądanie teletubisi. Musimy razem z Calumem masować nogi Vanessie.
Dziewczyny słuchały, dalej grając w grę.
- Teletubisie? - pasrknęła śmiechem Lau - masowanie nóg Vanessie? Co za dziecinada.
Odwróciła się na chwilę od tv, rozproszyła się i spojrzała na blondyna.
- Hahahah, punkt dla mnie - krzyknłęła nagle Delly, aż Laura podskoczyła do góry.
- To było nie fair - zaczęła się przekomarzać z blondynką - przez twojego brata oderwałam się od ekranu.
- Gdzie trzymacie balsam? - spytał po chwili ciszy Rossy, uśmiechając się na widok dwóch kłócących się dziewczyn.
- Uhmm? - spytała Laura i znów zwróciła uwagę na Ross'a - Aa, w łazience - powiedziała - tylko jest wysoko. Weź jak możesz krzesło i wnieś na górę, za mną - poleciła.
Po chwili byli na górze. Ross postawił krzesło przy szafce, a Laura weszła na nie i zaczęła szukać kremu.
- Mam... - powiedziała i przerwała nagle, tracąc równowagę. Spadła prosto w ramiona blondyna - Hmm... dzięki - mruknęła cicho i uśmiechnęła się lekko - niezdara ze mnie.
- Słodka niezdara - wypsnęło się z ust Lynchowi.
Marie zarumieniła się i nic nie mówiąc wyszła z łazienki.
- Dzięki - powiedział po kilku chwilach, gdy dziewczyna dała mu balsam - to ja już będę leciał. Zostawiłem tam Caluma samego. Wiesz...
- Tiaa, męska solidarność - powiedziała cicho - jasne, leć.
- A wiesz, czym różni się męska solidarność od damskiej? - zapytał.
Pokręciła przecząco głową.
- Jeśli żona zadzwoni do kolegów męża, to wszyscy powiedzą, że jest u nich i bierze prysznic albo nie może rozmawiać. Po prostu kłamią, by obronić kolegę. A jak mąż zadzwoni do koleżanek żony, to każda zaprzeczy i powie, że jej nie ma. Będą mówić prawdę.
- Masz rację - uśmiechnęła się Laura - kto ci to mądrego powiedział?
- Rocky - uśmiechnął się, na co Lau parsknęła znowu śmiechem.
- Taa, mądre słowa. Ty już musisz lecieć, pa blondasku.
- Cześć. Do jutra. Zobaczymy się w szkole.
- Lubi się - szepnęła Rydel, gdy chłopak wyszedł - jesteś dla niego dobrą koleżanką. I ci ufa - nałożyła nacisk na ostatnie zdanie.
- Delly, zrozumiałam twój przekaz. Teraz ty zrozum mój. A teraz wracajmy do gry. Ciekawe jak zareagują dziewczyny z mojej klasy, że przyjaźnię się z Rossem Lynchem.
Lynch wybuchnęła śmiechem.
- Będzie z tego niezły hałas.
- Żebyś wiedziała...

***************************************************

Dzień, dzień, dzień dobry wszystkim!!!
Rozdział miał być wczoraj, wiem.
Rozdziału nie było wczoraj, to też wiem.
Wiem także, że zwiększyła się nam liczba obserwatorów o 4.
Wiem też, że nie umiem pisać.
Wiem także, że wczoraj nie miałam jak tego rozdziału napisać.
Tata mój wie, że dał mi karę i nie miałam jak tego rozdziału napisać.
Wiem też, że jednodniowe kary na komputer są super.
I wiem, że więcej nie powinnam niechcący rwać i niszczyć czegokolwiek - bo za to dostaje jednodniowe kary.

/////////////////////////////////////////////////////////

Chyba dałam wam już usprawiedliwienie mojego jednodniowego spóźnienia - moja jednodniowa kara na komputer! xd

Rozdział jest jaki jest. Następny należeć będzie do Julki.
A do was przemawia Ola *lekki ukłon* :D
Proszę o brawa *applause*



PS. Mam też do was jedną ważną prośbę. Nie chodzi tym razem o komentarze - ale komentować!!!!! ani o wejścia - ale wchodzić!!!!! ani o obserwatorów - ale się zapisywać!!!!!
Chodzi mi o różnorakie nominacje. Jak nominujecie, to piszcie kogo to się tyczy. Macie do wyboru mnie - Cristal i Julkę - Cherry. Albo nominujecie nas obie, albo oddzielnie, ale piszecie kogo.
To tyle na dziś.
Do napisania!
Cris

sobota, 2 listopada 2013

Rozdział VI

      Była godzina 12;00 a pewien blondas spał jeszcze smacznie nie pamiętając o bożym świecie.Nagle po jego pokoju rozbrzmiało głośne ,,Dryń,Dryń'' był to znienawidzony przez Rossa budzik.Wstał i przypomniało mu się o tym o wczoraj powiedziała mu Laura "Słuchaj, znam cię trzy dni. Ty mnie też. Skąd możesz wiedzieć, co mi w duszy gra? mam już dość. Daj mi już dziś spokój''.Z ponurą miną wstał z łóżka i poszedł się ubrać.Nie ubrał się nadzwyczajnie,była to tylko biała koszulka,czarne Jeansy,butów nie ubrał bo Rydel by go zabiła że chodzi w butach po domu.Zszedł na parter,gdzie nikogo nie było. ,,Pewnie śpią,Ugh z kim ja żyje''-pomyślał.Zaczął przygotowywać jajecznice,gotowanie posiłku zajęło mu ledwie 5 minut.Posypał śniadanio-obiad solą i zaczął jeść posiłek.Postanowił że porozmawia ze swoim najlepszym przyjacielem,Calumem. Zadzwonił do niego i już po chwili rudzielec pojawił się w domu Lynch.Usiedli na kanapie.
-Wiesz co zastanawiam się,czy dobrze zrobiłem zaprzyjaźniając się z Laurą,ostatnio powiedziała,cytuję; "Słuchaj, znam cię trzy dni. Ty mnie też. Skąd możesz wiedzieć, co mi w duszy gra? mam już dość. Daj mi już dziś spokój' Co mam o tym myśleć?-powiedział powoli i poważnie 
-Bardzo ją polubiłem,i wydaje się by miła.Może miała gorszy dzień.To musisz wziąć pod uwagę
-Masz rację.Może po prostu miała zły dzień.Nie będę się tym tak przejmował-odpowiedział i zrobił poważną minę.Rudowłosy próbował powstrzymać się od śmiechu,lecz jednak głupawka przejęła nad nim kontrolę i zaczął się śmiać.Na twarzy blondaska pojawił się zarys uśmiechu,po sekundzie dołączył do przyjaciela i śmiali się z byle czego.Gdy opanowali napad głupawki,poszli na boisko od kosza,gdzie czekała na nich mała niespodzianka. Calum wziął piłkę od kosza pod pachę i ruszyli w stronę boiska.Na miejsce szli krótko.Nagle blondas się  zatrzymał,przy czym piegowaty też.Ross zobaczył Maię i Stevena całujących się! Miał ochotę wybuchnąć i rozprysnąć krwią po całym Los Angeles. Lecz nie zrobił tego,tylko jak gdyby nigdy nic wraz z zszokowany rudzielcem wparowali na boisko.Maia i szatyn odczepili się od siebie. Ross przyznał się w myślach, że jest po prostu o Maię zazdrosny i nadal darzy ją silnym uczuciem. Dla Mai Ross też do końca nie był obojętny, bo zarumieniła się lekko i zmieszała.
-Cześć-powiedziała jednocześnie para.Rudzielec i blondas odpowiedzieli tym samym.Jednak Steven miał coś do Rossa więc podszedł do osiemnastolatka.
-Może zagramy małego mecza,ty na mnie-zaproponował chłopak
-Oczywiście-powiedział Rossy.
~*~
Zaczęła się gra na śmierć i życie.Ross posłał szatynowi mordercze spojrzenie i wyrwał mu piłkę.Oderwał się od ziemi i wbił piłkę do kosza,przy czym przebiegł połowę boiska.Wszystko to wyglądało śmiesznie,jakby dwójka 2-letnich chłopców biła się,który z nich dostanie całusa od mamy.Tak jak to mówi Vanessa Marano ,,bez komentarza''.Grali dalej,wszystko to obserwowała grupka dziennikarzy,Maia i Calum. Reporteży robili zdjęcia,lecz nikt ich nie widział.Było już 12;10,Steven przegrywał i Ross był szczęśliwy,lecz wszystko może się zmieni.Szatyn był tak wściekły że specjalnie odbił piłkę tak wysoko,że ta gdy upadała walnęła prosto w łeb Rossa.On nic nie poczuł,złapał piłkę i wbił gola do kosza.Steven był coraz bardziej zły. Maia obawiała się o obydwóch nastolatków,przecież oni sobie krzywdę zrobią.Gdy skończyli wygrał blondyn.Obydwoje byli strasznie spoceni.W drodze do domu Calum i Ross rozmawiali o jakiś kosmitach i filmie ,,Piła Mechaniczna''.Po powrocie do domu obejrzeli ten film o którym tak zawzięcie rozmawiali.Jednak na samym początku wyłączyli,ponieważ nie spodobało im się to że ktoś zabił dziecko. Wiecie co by powiedziała ,,Sknery jedne..Ugh..Normalnie gorsze niż moja siostra.Baby''-to powiedziałaby nasza kochana Van.Uwielbiam ją ale teraz przejdźmy do rzeczy,bo wiosna przyjdzie.Chłopaki,jednak jak to mężczyźni włączyli ..Teletubisie..Zgodziłabym się z Van gdyby tu była.Normalnie wpatrywali się w telewizor jak w nagą modelkę.OMG.Nagle do salonu,jak do obory wpadła upragniona.. Vanessa.. i spojrzała na Tv
-Sknery jedne..Ugh...Normalnie gorsze od mojej siostry.Baby.Bez komentarza-powiedziała i wyrwała pilot z ręki Rossa
-Ej,leci tu ciekawy serial..Nigdy nie oglądałaś teletubisiów-powiedzieli jednocześnie przyjaciele
-Wiecie co.Nie bo nie jestem DZIECKIEM!-powiedziała z naciskiem na DZIECKIEM. Vanessa opuściła pomieszczenie i wróciła do Rydel.Mężczyźni bez pilota nie mogli włączy telewizora,więc poszli na komputer i tam zabrali się za oglądanie bajki dla 5 latków.Znów gapili się w to jak w gołą modelkę,tylko tym razem  Van im nie przeszkodziła.Nagle ich niezmiernie ,,ciekawy serial'' przerwały krzyki ...
-------------------------------------
Taki bezsensu.Teletubisie jakoś mi się przeszły przez głowę, i napisałam.Myślę że trochę się wam podoba.Ostrzegam dodałyśmy tak późno to Cristal mnie zmusiła.

OD CRISTAL : Cherry sama to pisała i mi się podoba ;)