sobota, 30 listopada 2013

Rozdział IX

Następnego ranka, cała rodzina Lynchów z Ratliffem na doczepkę obudziła się z wielkim oburzeniem. Oczywiście nikomu nie chciało się iść do szkoły, bo nigdy tam nie chodzili. Od dzieciństwa mieli prywatnych nauczycieli. Jednak odpoczęcie od sławy i koncertów też była kusząca, gdyż pracowali ciężko od kilku miesięcy. Poznaliby nowych ludzi i może prawdziwych przyjaciół, którzy nie będą się łasić tylko na ich sławę i pieniądze. Nawet jeśli myśleliby o dłuższym spaniu, to chwilę potem Stormie Lynch obudziła Rydel, a ta (oczywiście za zgodą mamy) z chęcią zgodziła się na ekspresowe budzenie braci i przyjaciela. Wzięła butelkę i wylała prosto na głowy. I to nie wodę byle jaką, a lodowatą, która stała kilka godzin w lodówce.
Taa, Delly ma szalone pomysły.
Oczywiście wszyscy chłopacy popadli w jeszcze większe oburzenie, ta męska solidarność.
- Mamo - jęknął Riker - tak wcześnie?
- I czemu, do cholery, Rydel wylewa na nas wodę?! - krzyknął Ross.
Blondynka parknęła śmiechem.
- Bo mi mama pozwoliła, a poza tym dobrze wiecie, że idziemy do szkoły - wystawiła język bratu (Rossowi) i uchyliła się od nadlatującej poduszki. Ten przekręcił tylko oczami - i wystaw materac na słońce, drugiego nie dostaniesz.
Wyszła z pokoju, ale przypomiała sobie jeszcze coś, więc wróciła i uchyliła lekko drzwi, wystawiając przez nie głowę.
- I jeśli możesz, to nalej wodę do butelki i wstaw do lodówki. Nigdy nie wiadomo, czy nie będzie potrzebna mamie.
A potem, jakby nigdy nic, poszła do swojej sypialni i ubrała się ładnie do szkoły. Była to granatowa sukienka z krótkim rękawem do połowy ud, cieniste rajstopy i czarne balerinki. Zeszła na dół na śniadanie, a były to naleśniki robione przez Stormie.
- Zajdziemy potem po Laurę i Kelly - mruknął Rocky, gdy cała rodzina znalazła się na dole i zjadała posiłek.
- A po Raini nie? - droczył się z nim Ratliff.
 Chłopak tylko wzruszył ramionami.
- Tylko zaproponowałem.
Wszyscy parknęli śmiechem.
- Ta, jasne - powiedziała Delly i wgryzła się w naleśnika.

Cała rodzina (była ich szóstka) zapukała do drzwi państwa Marano.
Po kilku chwilach otworzyły się, a za nimi stała Laura.
- Hej - uśmiechnęła się lekko - wejdźcie, za chwilkę będę gotowa - ruchem ręki zaprosiła ich do domu.
Grupka weszła do domu i podziwiała jego piękno. Ryland aż westchnął z zachwytu. Było tu i ładnie, i czysto, i przytulnie.
- Po prostu dom idealny - mruknął Riker.
- Nie tak, jak wasz - do salonu weszła Lau z torbą na ramieniu - trochę tu pusto i cicho. Poza tym to za wielki dom jak na dwie osoby.
Ross podszedł do blatu przy kuchni, przy którym stały różne zdjęcia. I nadal stało jedno z Bobby'm, bo brunetka nie chciała sobie zawracać głowy zmienianiem "wystroju". Poza tym dalej kochała swego eks.
- Gdzie wasi rodzice? - spytał bez zastanowienia Ryland, zanim ugryzł się w język.
- Oj hen, daleko - powiedziała lekko smutnym tonem - ale to tylko kwestia przyzwyczajenia.Niedługo przez większość roku ten dom będzie stał pusty.
- Ale dlaczego?
- Vanessa przyjechała tylko na kilka tygodni, więc niedługo znów wyjeżdża na plan. Ja może będę miała koncerty, a może nawet trasę koncertową. Za rok kończę szkołę, więc nic mi w tym nie przeszkodzi. A rodziców nie ma. Z resztą chyba teraz idziemy do szkoły, prawda? Nie czas, by gadać o moim domu. Musimy jeszcze zajść po Kelly i Raini.
Wszyscy zgodnie wyszli i szli całą drogę, rozmawiając o wszystkim i o niczym. Mimo, iż poznali się przypadkowo i to do tego kilka dni temu, to czuli jakby się znali całe życie. Ile dni minęło od koncertu? Jutro minie tydzień. Tydzień, w którym poznali się przyjaciele na zawsze.
Zaszli po przyjaciółki i szli dalej. Laurze nagle do głowy wpadła genialna nuta. Zaczęła szybko biec w stronę szkoły, co nie potrwało długo, bo byli zaledwie ulicę dalej.
- Laura, gdzie biegniesz? - krzyknęła Delly. Ross pobiegł za swoją przyjaciółką.
- Szybciej do szkoły - wytłumaczyła Kellendria, ale widząc zdziwione spojrzenia grupy westchnęła głęboko i pospieszyła z wyjaśnieniami - Laura ma często takie "napady - cudzysłów zakreśliła w powietrzu - muzyczne. Wpada jej do głowy muzyka, która najczęściej jest genialna, więc aby jej nie zapomnieć, biegnie jak najszybciej do jakiegoś miejsca, by zagrać to na fortepianie i zapisać nuty. W szkole przy klubie dla nastolatków stoi klub muzyczny, do którego należy, więc może z tego korzystać.
Ryland prychnął.
- Ideał pod każdym względem, a Ross wciąż ogląda się za Maią.
- Maia jest słodka i ładna, a do tego miła - powiedziała, obraniając brunetkę Delly - nie chciała zranić Ross'a. Przecież wiadomo, że serce to nie sługa. Ale i tak Laura do niego bardziej pasuje.
- Raura - mruknęła pod nosem Raini - połączenie ich imion.
- Możemy ich od dziś shippować - zaproponował ze śmiechem Rocky, choć nie wiedział, że reszta przyjmie to tak poważnie.

*Tymczasem, klub muzyczny, oczami Laury*

- Taratatatam - nuciłam sobie pod nosem, biegnąc do klubu. Zakryłam sobie uszy i wpadłam do pokoju. Dosiadłam się do fortepianu i zaczęłam grać to. Po chwili do mnie dobiegł i Ross, którego dopiero teraz zauważyłam; usiadł koło mnie i wpatrywał w moje ręce, które wędrowały i grały dźwięk.
- To jest piękne - szepnął, gdy skończyłam.
Uśmiechnęłam się lekko.
- Dzięki.
- Ale i tak nasze piosenki są lepsze - wyszczerzył zęby w ironicznym uśmieszku.
Prychnęłam.
- Chciałbyś - mój głos ociekał sarkazmem - Nienawidzę cię - dodałam z przekąsem i zwaliłam go z krzesełka. Wywalił się, na co parknęłam śmiechem. Zrobił smutną minkę próbując wywołać we mnie poczucie winy.
- Jesteś wredna.
- Nie ze mną takie gierki, koleś - przekomarzałam się z nim - nikt nie jest lepszy ode mnie w piosenkach.
Wstał chwilę później i zaczął mnie gilgotać, co było dziwne ze względu na miejsce, w jakim się znajdowaliśmy. Byłam jeszcze w kurtce, więc przy upadku na podłogę nie odczułam takiego bólu.Wiłam się ze śmiechu. Chciałam się wyrwać, to prawda, ale on był za silny. Gdy miałam już ostatecznie dość przeprosiłam go (oczywiście nieszczerze) za wymówione słowa i oddałam mu "władzę". Gdy usiadłam, oddychając ciężko, on próbował mnie rozbawić. Skutecznie, byłam już i tak cała czerwona. O cholera! Jak ja się pojawię na lekcji? Ale na rozmowie z nim czas mijał mi szybko i niepostrzeżenie, więc gdy się obejrzałam, minęła już połowa pierwszej lekcji. W sumie na moją korzyść, nienawidzę biologii, a jeszcze bardziej nauczycielki, która nas uczy tego przedmiotu. Jest ona jedną z najwredniejszych, najbardziej uniosłych profesorek w naszej szkole. Wstałam, otrzepując spodnie z paprochów i odetchnęłam ciężko. Chłopak zrobił to samo.
- Widzisz? Przez ciebie minęła mi pierwsza lekcja - dałam mu kuksańca w bok.
- A co ja mam powiedzieć? Pierwszy dzień w nowej szkole i już ucieczka.
Roześmiałam się.
- Co pomyśli twoje rodzeństwo?
Wzruszył ramionami.
- Chyba znam odpowiedź. Że sprowadzam cię na złą drogę - powiedziałam z bananem na twarzy.
- A tak nie jest? - spojrzał na mnie przenikliwie.
- No przepraszam cię bardzo, to ja cię zagadałam? Ja cię łaskotałam? - oburzyłam się lekko.
Widząc moją winą, wybuchnął śmiechem.
- Żebyś widziała swoją minę - wykrztusił między salwami śmiechu - przepraszam. A tak na serio to mnie lubisz?
- Ciebie? Ciebie nie da się nie lubić - wyznałam szczerze - jesteśmy przyjaciółmi, tak?
Pokiwał po chwili głową.
- Więc widzisz. Jakbym cię nie lubiła, chciałabym być twoją przyjaciółką?
- No wiesz, nigdy nie wiadomo, czy akurat nie łasisz się na moją kasę.
Otworzyłam usta szeroko ze zdziwienia.
- Wiesz co? Tą swoją kasę możesz sobie gdzieś wsadzić. Nie chcę twojej forsy, skoro niedługo sama będę ją miała?
Już się odwróciłam i miałam odejść, ale złapał mnie za rękę.
- Przecież tylko żartowałem.
Przewróciłam oczami i spojrzałam na niego krzywo.
- Czyli teraz wychodzi na to, że nie znam się na żartach. Dzięki.
Sytuacja znów się powtórzyła, tylko że teraz złapał mnie trochę mocniej.
- Lau, uspokój się.
Stanęłam i założyłam ręce na biodra.
- Nie mam ku temu zastrzeżeń, żeby się uspokoić, ale moja decyzja jest o wiele bardziej kusząca. To pa - pomachałam mu i zanim zdążył mnie złapać, uciekłam z sali, zgarniając z ławki nuty piosenki. Skoro i tak nie było sensu wracać na kończącą się lekcje, pobiegłam do szatni w końcu się przebrać. Gdy już dochodziłam zza zakrętu wyłonił się... Ross. Podskoczyłam ze strachu.
- Do cholery, możesz mnie nie straszyć?! - krzyknęłam.
- Myślałaś, że tak łatwo ode mnie uciekniesz? - spytał uwodzicielskim głosem, pochodząc do mnie i tuląc ramieniem. Umyślnie nadepnęłam mu na nogę i odepchnęłam od siebie.
- I to niby ja jestem nienormalna - sapnęłam i doszłam w końcu do szatki, wieszając kurtkę i zmieniając buty na tenisówki.Poszedł oczywiście za mną.
- Może idź już pod swoja salę - powiedziałam ironicznie.
- Nie trafię - spojrzał na mnie błagalnie.
- Co teraz masz? - westchnęłam głęboko.
- Matematykę w 210.
- Ja też, pójdziemy razem. Chodź - pociągnęłam go za rękaw, by szedł za mną.
Przez całą drogę milczeliśmy, choć czułam, że chłopak uważnie się nad czymś zastanawia i nie stąpa twardo po ziemi. Gdy doszliśmy, rzuciłam torbę na ziemię i usiadłam obok niej. Blondyn powtórzył wszystko po mnie. Wyjęłam telefon i zaczęłam SMS-ować z Kelly, która użerała się ze znienawidzoną historią. Oczywiście, jak zawsze, nie uważała i szybko mi odpisała. Po pięciu minutach ciszy zadzwonił dzwonek i na korytarzu zrobił się straszny tłok. Ledwo przepchnęłam się do stojącej na końcu korytarza Delly.
- Masakra - jęknęła, gdy doszłam do niej.
- Czemu?
- Cała klasa wciąż wlepiała we mnie wzrok, gdy siedziałam z Rikiem. A do tego nie było Ross'a.
- Obecny - powiedział szybko, wyszczerzając zęby w uśmiechu - byłem z Laurą - wskazał na mnie.
- No dzięki - klasnęłam w ręce z udawaną radością - jestem taka zaszczycona uciekając z tobą z lekcji. A tak na serio to masakra. Ryd, jak ty z nim wytrzymujesz? Oczywiście spędzam z nim trochę czasu, ale nie 24 na 24.
- Sama się temu dziwię - pokręciła niedowierzająco głową.
Przerwa jednak szybko minęła, a zaczęła się matma. Nie uważałam na całej lekcji. Gdy wyszłam z sali natknęłam się na Marissę, szkolną zołzę, która próbuje tylko każdego upokorzyć.
- To co, Marano, pospolitujesz się kręcąc z Rosse'm i R5? - spytała irytująco skrzeczącym głosem.
Parsknęłam śmiechem.
- Bardzo byś chciała być na moim miejscu, co, Santiago? Ja chociaż nie potrzebuję tony makijażu, żeby się komuś podobać - zgasiłam ją.
- Mnie chociaż stać na makijaż - próbowała się obronić, ale słabo jej to szło.
- Ta, jasne. Pewnie podkradasz od matki i tyle.
Dumnie odeszłam, odprowadzała mnie wzrokiem. Jak ja jej nienawidzę!
Wszystkie lekcje minęły mi dość szybko, a na każdą z kimś chodziłam : na biologię z Raini (która była zawiedziona, że nie przyszłam), na matmie z Rossem (który jej kompletnie nie ogarnia i nawet nie ma zamiaru, próbował mnie rozśmieszyć przez całą lekcję), historię z Rikerem, angielski z Rydel, a wf z Kelly i Rocky'm. Nie mogłam się nudzić.
Na lunchu zjadłam szybko lunch i pobiegłam do klubu muzycznego, by jeszcze raz zagrać piosenkę. Tym razem dołączył i śpiew.

Have you ever, had this feeling
Like you can't believe in what you're seeing?
Head is spinning, in slow motion
Heart is pounding, Time is frozen

Don't close your eyes
Look around, your dreams are coming alive
Don't be surprised
You know that you were born to shine

You're a firefly, you're the sunlight
You're a shooting star breaking through the night
You're a rocket, in the darkness
And you sparkle like a diamond sky
You're gonna be anything you wanna be
If you open your heart and just believe that
The light within will be your guide, ohh
You're amazing, fire blazing
No more waiting, it's your time to shine

It's your story (It's your story), never ending (Never ending)
Fairy tales, such a magical beginning
Like a candle, you're eyes glisten
As you view the wonder, you're reminicsin.


- Masz piękny głos - do pomieszczenia weszła Delly - nadajesz się na gwiazdę. Może będziesz bardziej popularna niż my.
Roześmiałam się.
- Jakbym śmiała.
- Piosenka też jest bardzo super.
- Dzięki - uśmiechnęłam się nieśmiało - nie wiedziałam, że tu jesteś. Ale nie mam ci tego za złe.
Porozmawiałyśmy chwilę i poszłam na ostatnią lekcję. Potem wszyscy razem wracaliśmy do domu, żartując i śmiejąc się w najlepsze. Jak ja kocham tych ludzi!

****************************************************

Hej wszystkim!
Rozdziału nie było tak długo bo:
Number uno :  nie miałam czasu (szkoła mnie wykańcza)
Number dos : nie miałam weny
Number tres : nie mogłam dobrze dobrać słów.
I mam do was wielką prośbę : Komentujcie nasze rozdziały, nawet jednym głupim słowem "czytam". Chcemy wiedzieć, ile mamy czytelników.
Następny należy do Cherry, więc pewnie szybko się pojawi (:D).
A teraz was żegnam!
Tinky Winky mówi papa!

Wasza Cris


7 komentarzy:

  1. Nie no ludzie,jak można być tak zajebistym.Masz większy talent od J.K.Rowling choć ta napisała mą ulubioną książkę Harry Potter.No normalnie rozdział cudowny.Wpadłam na pomysł aby nie cudować z jakimiś tam wymysłami tylko zrobić normalną komedię romantyczną.Co o tym sądzisz?
    Ps.Ten rozdział bardzo mi się podobał,bardzo to mało powiedziane.Po prostu cudowny
    Nie rozpisuje się
    Cherry

    OdpowiedzUsuń
  2. Czekam na kolejny zarąbisty next!!!
    Masz talent:D
    Blog jest świetny!!!!<3

    OdpowiedzUsuń
  3. genialny rozdział :)

    OdpowiedzUsuń
  4. super rozdział czekam na nexta

    OdpowiedzUsuń