czwartek, 25 grudnia 2014

(II) Rozdział jedenasty

*Maia*

*Kilka minut wcześniej*

Dobra. Ta dwójka ma coś źle poukładane w głowie. Ceniłam sobie Rossa odkąd się poznaliśmy, był moim przyjacielem i byłam mu wdzięczna, że nie rozgłosił całemu światu, jaką to jestem suką zostawiając go dla jakiejś przybłędy. Ale po prostu do siebie nie pasowaliśmy. A on powinien teraz zachować się jak mężczyzna i wyznać Laurze swoje uczucia, a nie udawać, że wcale go nie interesuje i próbując wzbudzić w niej zazdrość. A brunetka mogłaby przestać zachowywać się jak dziecko.
Naprawdę, czy ja żyję z samymi dzieciakami?
Mają szczęście, że dziewczyny wzięły tę sprawę w swoje ręce. I szczerze mówiąc nie przeszkadzały mi pocałunki Rossa. Był słodkim chłopakiem, choć już nie moim.
Nawet nie wiem, jak doszło do ponownego naszego "zejścia się". Poprosił mnie o pomoc, był taki zrozpaczony, a ja mu wdzięczna, że wciąż przy mnie jest. Nie powinnam tego robić. Ranię swoją przyjaciółkę.
Ale nie potrafiłam inaczej. Najpierw poprosiłam go o czas do przemyślenia, ale potem dziewczyny postanowiły to wykorzystać i wręcz wepchnęły mnie w ponowny związek z nim. Kochałam je, były takie kochane. Chciały dla nich jak najlepiej, to nie ich wina, że są tacy nieodpowiedzialni. I mogę się założyć, że Marano uniesie się dumą i przyprowadzi niedługo do domu jakiegoś chłoptasia.
Z moich przemyśleń wybudziła mnie nagła wrzawa w domu. Wszyscy się kłócili, Ratliff, Rocky i Kelly gdzieś zniknęły, a Vanessa wręcz niewiele hamowała się, aby nie przywalić Rikerowi.
- Co się stało? - spytałam szeptem wciąż siedzącego przy mnie Rossa.
- Rydel zaprosiła do nas na obiad byłą dziewczynę Rocky'ego z jej nowym chłopakiem.
No tak. Normalka.
Westchnęłam cicho.
- Idę na chwilę do toalety - ponownie wyszeptałam i odsunęłam z cichym skrzypem krzesło, a potem prędkim krokiem pobiegłam na górę. Przemyłam twarz zimną wodą i oparłam się o umywalkę, patrząc się wciąż w lustro. Źle się czułam.
Poczułam, jak wszystko się komplikuje. I w życiu, i w moim żołądku.
- Maia? - usłyszałam melodyjny głos chłopaka - co się dzieje?
Podbiegłam szybko do sedesu i zwymiotowałam wszystko, co dzisiaj wzięłam do ust. Ross wszedł do pomieszczenia i zebrał moje włosy, przetrzymując je z tyłu. Jak on tu wszedł?!
- Co się dzieje, kochanie?
Chciałabym wiedzieć. Uwierz mi, Ross.
Boże, co się dzieje?
A potem wszystko do mnie wróciło. Kilka tygodni temu spotkałam się z Elliotem. To mój stary przyjaciel. Upiliśmy się i chyba...
O matko. Kurwa. Cholera.
Powstrzymałam ponowne wymioty i wstałam na równe nogi, aby ponownie przemyć twarz.
Okres mi się spóźnia. A ja niczego się nie domyślałam.
- Wszystko w porządku, Ross - uśmiechnęłam się słabo, choć równie dobrze mogę się założyć, jak to złożyło się w grymas. Złapałam go za dłoń - pewnie zjadłam w domu coś nieświeżego. Wracajmy już na dół.
Spojrzał na mnie z powątpiewaniem, ale kiwnął głową. Uwierzył. I ma wierzyć. A ja muszę spotkać się z Elliotem. I to jak najszybciej.

~*~

*Amanda*

Dobra. Nie wiedziałam, jak mam się zachować. To było takie niezręczne. Najchętniej zakopałabym się w kołdrę albo rzuciła na ziemię i płakała do utraty tchu, waląc pięściami w podłogę.
Rocky. Mój Rocky. Ten Rocky, który zawsze przy mnie był, gdy tego potrzebowałam. Ten Rocky, który zawsze mnie pocieszał, gdy w domu znowu wybuchała jakaś kłótnia. Ten Rocky, którego kochałam całym sercem i pragnęłam być z nim już zawsze. I nadal go kocham. Nie tak, jak kiedyś - minęły już te czasy, że wszystko na świecie było beztroskie. A teraz przy nim stała jakaś blondynka. Jakaś piękna blondynka, z którą nie mam żadnych szans. Była piękna, szczupła i wyglądała na miłą.
Chciałabym wrócić do tamtych czasów.
Szkoda, że posiadanie dżina albo magicznej lampy jest możliwe tylko w bajkach.
- Jacob - mój chłopak podniósł się lekko i wyciągnął rękę ku brunetowi.
Widziałam wahanie w jego oczach.
- Rocky - koniec końców uścisnął jego dłoń - a to Kelly i Ellington.
Kelly. Nawet imię ma lepsze.
- Usiądźcie - nakazała Rydel - obiad już stygnie. A ciebie, Rocky, zamknę kiedyś na klucz w piwnicy. Brakuje ci czegoś bardzo ważnego.
- Czego?
- Dojrzałości. Jakbyś nie mógł pogodzić czegoś ważnego z czymś innym ważnym.
No tak. Rydel jak zawsze próbuje być dyskretna, choć nie zawsze jej to wychodzi.
Chłopak przewrócił teatralnie oczami, a potem cała nowo przybyła trójka usiadła do stołu. Ta Kelly patrzyła na mnie z zaciekawieniem. Starałam się nie myśleć o tym i robiłam dobrą minę do złej gry. Jake nałożył mi trochę jedzenia i zaczęłam jeść, wciąż patrząc w talerz.
Nie mogę uwierzyć, jak Jacob mógł się zmienić przez tak niewiele czasu. Jeszcze kilka tygodni temu nienawidziliśmy się i staraliśmy się zrobić wszystko, aby tylko nie spędzać w swoim towarzystwie ponadczasowo chwil. Chyba jednak mu zależało.

Atmosferę w jadalni można było ciąć nożem. Maia coś wciąż szeptała do Rossa, Laura mierzyła dokładnym wzrokiem Rikera, który wyglądał, jakby chciał się rzucić na Jacoba; Rydel rozmawiała cicho z Ellem, a Vanessa kręciła swoje włosy na palcu. Rocky chyba udawał, że mnie tu nie ma, tak samo jak ja udawałam, że nie ma tu ani jego, ani Kelly.
- Kelly, idziesz z nami jutro do kina? - spytała ją Delly.
O kur...de.
- Poznałabyś lepiej Amandę - dopowiedziała Van.
Rocky zmierzył je zabójczym spojrzeniem.
- Nie sądzę, aby...
- Bardzo chętnie - blondynka uśmiechnęła się do mnie szczerze - chciałabym poznać nową koleżankę. Wiem, jakie były relacje między tobą, a Rockym, ale... - potem uświadomiła sobie, że powiedziała coś, co było tutaj nie na miejscu - przepraszam - oklapła.
Przełknęłam ślinę i gorączkowo szukałam słów, które mogłabym teraz powiedzieć.
- W... w porządku - głos mi zadrżał - bardzo chętnie bym z tobą porozmawiała. I się poznała - zdobyłam się na lekki uśmiech.
Dziewczyna szybko go odwzajemniła. Mogłaby pozować na okładkę "Vogue", była taka piękna.
- W sumie czasami bywam samotna w domu - wyznałam - moją jedyną przyjaciółką jest jednocześnie moja 'nauczycielka', a Jacob też nie może mi zapewnić przyjacielskich rozrywek. Musimy się przecież nauczyć żyć jako zakochani.
Ups. Powiedziałam o jedno zdanie za dużo. Rocky zmierzył bruneta złym spojrzeniem, a potem odłożył widelec.
- Zaraz wracam.
- Siadaj - zaoponowała Rydel - musisz się nauczyć żyć z Amandą i Jacobem. Dorośnij w końcu.
- Nie rozumiesz.
- To ty tego nie rozumiesz! Masz Kelly, Amanda ma Jacoba! Naucz się z tym żyć, każdy ma prawo być szczęśliwy!
Zacisnął mocno dłonie w pięści i usiadł z powrotem na krześle. Z biegiem lat spędzanych w ich gronie nauczyłam się, że każdy z chłopców nie umiał sprzeciwić się jedynej dziewczynie w domu. Ciekawe...
A teraz atmosfera była jeszcze gorsza. Boże, czemu?

~*~

*Laura*

Po całej tej wspaniałej akcji na obiedzie zaczęłam zbierać talerze ze stołu. Rydel kazała mi to zostawić, sama poszła się chyba odświeżyć w łazience (źle przeżywa sytuację między Rockym a Amandą), ale ja, jako pyszna i uparta osoba, nie zamierzałam jej nie pomóc. Chłopacy są okropni, tyle pracy zwalają tylko na barki Dells.
Brałam po kilka talerzy i przemywałam je pod wodą, a potem wsadzałam do zmywarki. Z własnego doświadczenia wiem, że nieprzemyte naczynia zachodzą pleśnią, blee. Od kiedy stałam się takim specem od naczyń? Jestem naczynioznawcą, powinnam nosić znak rozpoznawczy i ratować świat przed... nawet nie wiem czym. Przed pleśnią? Naczyniami? Pff.
Popchnęłam biodrem drzwi, aby kolejną porcję zanieść do kuchni, gdy usłyszałam za sobą chrząknięcie. Podskoczyłam lekko, naczynia się zachwiały, ale w porę udało mi się je ogarnąć. Nawet się nie odwróciłam w stronę przybysza.
- Czego chcesz? - spytałam miło.
Miło. 
- Możemy porozmawiać?
Minęłam blondyna w drzwiach.
- Sądzę, że nie mamy o czym.
- A ja myślę, że mamy.
Znowu go minęłam i postawiłam całą wieżę na stół.
- No to mów - mruknęłam, ale nie zamierzałam przerywać.
- Możesz posłuchać mnie przez chwilę? - spytał zirytowany.
Przewróciłam teatralnie oczami.
- Przecież cię słucham. Cały czas. To już za dużo.
Teraz postanowił nie dać mi przejść, łapiąc mnie za ramię. Szarpnęłam się, ale był nieustępliwy.
- Nie zachowuj się jak dziecko, Laura.
Prychnęłam.
- Jasne, ja zawsze wszystkiemu jestem winna. Jeżeli jestem takim dzieciakiem, to nie proś mnie o rozmowy, bo po twoim tonie sądzę, że nie masz na to ochoty. I podzielam twój zapał.
Znowu próbowałam wyszarpać rękę z jego dłoni, ale i tym razem nic.
- Jesteś strasznie uparta i upierdliwa, ale i tak mnie wysłuchasz.
- Skąd ta pewność? - starałam się nie zabrzmieć słabo.
Co dziwne, nie widziałam twarzy Rossa, ale wiedziałam, że jest na mnie zły. I może na siebie, ale jest zbyt dumny, aby to przyznać. Zupełnie jak ja.
- Bo cię nie puszczę, dopóki nie porozmawiamy jak ludzie.
- A jak rozmawiamy? Jak psy? Hau hau - "zaszczekałam" z ironią.
Znając życie przewrócił teatralnie oczami. Znam go lepiej niż nawet siebie.
- Proszę cię, nie bądź taka.
- Ty też nie bądź taki - odważyłam się spojrzeć mu prosto w twarz - to ja zachowuję się jak dziecko? To nie ja próbuję udawać, jaka jestem od ciebie niezależna. Będę pilnować swoich spraw, nawet jeśli mamy się nienawidzić. Nie rozumiesz, Ross. Nie zrozumiesz moich uczuć, bo ledwo rozumiesz swoje. Jesteś pieprzonym egoistą i parszywym tchórzem. Uciekłeś i nie dałeś nic mi wytłumaczyć. Zachowujesz się jak dzieciak, bo próbujesz wywołać we mnie zazdrość.
W moich oczach zebrały się łzy.
- Ale ja...
- Wiesz co? - przerwałam mu, próbując wyjść jeszcze z tej sytuacji z godnością - zobacz, udało ci się. Osiągnąłeś co chciałeś.
- Ale ja...
- Nie próbujesz wywołać we mnie zazdrości? - spojrzałam na niego uważnie - naprawdę? Uważasz mnie za idiotkę? Spójrz mi prosto w oczy i powiedz, że naprawdę kochasz Maię. Że naprawdę chcesz jeszcze z nią być.
- Ja... nie mogę.
Spuścił wzrok.
- Tak właśnie myślałam - korzystając z chwili nieuwagi chłopaka wyrwałam się w końcu z jego uścisku - to ja ci pomagałam wyjść z dołka, kiedy cię zostawiła. To ja starałam się zawsze być przy tobie. To mi zawsze zależało bardziej na tobie niż tobie na mnie. Nawet nie próbuj zaprzeczać - powiedziałam, widząc jego reakcję - kocham Maię, jest moją przyjaciółką i życzę jej jak najlepiej, ale mogłaby się pohamować. Ty mógłbyś. Oboje moglibyście. Naprawdę cieszysz się widząc, jak cierpię? Osiągnąłeś co chciałeś, gratuluję.
Wybiegłam z kuchni Lynchów i ubrałam buty, a potem zniknęłam z ich domu. Gdy tylko przekroczyłam ich teren po moich policzkach pociekły łzy. Tak przejmujące i tak dużo ich było, że zamazały mi cały widok.

****************************

Więc...
Dzień dobry...
Dobry wieczór...
Witajcie kochani!
Kocham pisać emocjonujące dla mnie rozdziały. Łatwo mi się jakoś pisze o czyiś uczuciach. Łatwiej niż o moich.
Cóż, takie życie.
Nie mam pojęcia, co mogę tu jeszcze napisać. Kocham was tak bardzo! Głowa mnie boli, szklanka po kawie stoi obok mnie, a ja pracowałam nad rozdziałem. I znowu miesiąc w plecy... chyba muszę się nauczyć systematyczniej pisać tutaj rozdziały.
A dużo ich już nie zostało. Wiadomo, wielki happy end, z OGROMNYM udziałem Raury i koniec. Nienawidzę zostawiać swoich blogów :(
Komentujcie kochani! Kocham was ptysie i czekajcie cierpliwie. :))


I LOVE IT ♥ I LOVE HER, I LOVE HIM. 




wtorek, 23 grudnia 2014

Życzenia ((:

W związku ze zbliżającymi się świętami chcę Wam życzyć kochani wszystkiego dobrego ze zbliżającym się nowym rokiem 2015, spełnienia marzeń, zdrowia, szczęścia, pomyślności (zupełnie jak na urodziny :')), dostania się do wymarzonej szkoły (jeśli ktoś już kończy, tak jak ja!), dobrych wyników w nauce i ogólnie wszystkiego dobrego!
KOCHAM WAS, PTYSIE :') ♥