czwartek, 26 czerwca 2014

Rozdział trzydziesty [ EPILOG SEZONU I ]

"Nie wystarczy tylko pragnąć osoby jako dobra dla siebie. Trzeba ponadto - i przede wszystkim - pragnąć jej dobra" - Jan Paweł II

___
___

- Kiedy wyjeżdżacie?
- Dziś wieczorem - przyznałam ze smutkiem - tak strasznie mi przykro, że nie będzie was tam ze mną. 
- Tam też - popadłam w wir uścisków - będziemy za tobą tęsknić.
Od kiedy oni się tak zsynchronizowali? Wszystko robili jednocześnie, mówili jednocześnie i pocieszali mnie - jednocześnie! 
Uśmiechnęłam się smutno, kiedy podszedł do mnie Ross. Odwzajemnił mój gest i objął. Zarzuciłam mu ręce na szyje i wtuliłam w ramiona. 
Będę za nimi okropnie tęskniła. 
- Czyli z nami wszystko w porządku? - spytał po kilku sekundach - żadnych kłótni, uraz, fochów? 
- Jasne - skwitowałam to z uśmiechem - będziecie ze mną rozmawiać na czacie, prawda? - zwróciłam się do wszystkich. 
- Jasne! - odparli znów grupowo.
Przerażają mnie. 
- W sumie Laura, czemu się już ze wszystkimi żegnamy? - spytała Dove - wyjeżdżamy dopiero wieczorem, ja z Lukiem, ty oraz Matt z Mary także. Możemy spędzić ten dzień razem. 
Wzruszyłam ramionami.
- W sumie...
- Więcej entuzjazmu, proszę - dała mi kuksańca w bok.
- No właśnie - powiedział Rocky - jak możesz nie chcieć spędzić ostatnich wspólnych chwil na wspólnej zabawie? 
Zapadła chwilowa cisza, przy której przetrawiałam słowa.
- Już wiem! - krzyknęła Vanessa.
Wszyscy podskoczyli na jej głos. 
- Chodź, Rydel i weź któregoś z chłopaków. Najlepiej dwóch - zaczęła planować - zrobimy pożegnalną niespodziankę.
- Chodźcie, Riker i Ell - zadecydowała blondynka.
- Van? - spojrzałam na nią błagalnie - co ty kombinujesz?
- Nic nie zdradzę - powiedziała.
- Rydel? - przeniosłam wzrok na przyjaciółkę.
Blondynka zdziwiona jedynie wzruszyła ramionami, oddając mi niemą odpowiedź - ona też nic nie wie. 
- A ty, Natalie, pilnuj, aby rybki nam nie zwiały z domu. Narka - posłała nam słodki uśmiech niewinnej dziewczynki, a potem zatrzasnęły się za nimi drzwi. 

~*~

- Co robisz? - do mojego pokoju wparował Ross.
Odruchowo zamknęłam pamiętnik i schowałam go pod poduszkę, kładąc się na niej.
Posłałam mu uśmiech.
- A nic, tak tu sobie siedziałam - powiedziałam beztrosko - wciąż rozmyślam o tym, co wymyśliła Vanessa.
- Co nie? - zachichotałam, gdy się rozochocił i uśmiechnął - tak nagle wpadła na magiczny pomysł i wybiegła bez słowa wytłumaczenia.
- Zapewne to będzie coś głupiego typu dyskoteka. 
- Ja bym nie miał nic przeciwko, gdybym mógł z tobą zatańczyć - obdarzył mnie ciepłym spojrzeniem.
Zarumieniłam się i schowałam twarz w poduszki, wybuchając śmiechem.
- Zboczeniec! - wrzasnęłam i rzuciłam w niego jedną z nich. 
- Nie powiedziałem, że w kusej sukience.
- O BOŻE! - walnęłam się w czoło - Ross, zamknij się! 
Mimo groźnego spojrzenia i tonu, wciąż miałam uśmiech na ustach i nie mogłam przestać się śmiać. On też wybuchnął śmiechem.
- Nie przesadzaj. 
- Wolę nie wiedzieć, o czym teraz myślisz - powiedziałam, zakrywając się kocem tak na wszelki wypadek. 
Kiedy próbował zdjąć ze mnie koc, wrzeszczałam jak opętana, śmiejąc się jednocześnie. Wolę nie wiedzieć, co sobie myśleli ci na dole. 
- Ej, ej, gołąbeczki - do pokoju nagle wparował Rocky, więc natychmiast się uspokoiliśmy - zaprzestańcie swoje gierki i chodźcie. Vanessa napisała, że już wszystko gotowe.

~*~

- Czemu mam zakryte oczy?! - krzyczałam, kiedy inni się ze mnie nabijali - no weźcie! Wiecie, że nie cierpię niespodzianek i być niewidoma!
- Akurat ty nie jesteś niewidoma, tylko masz opaskę na oczach. Jak ja - powiedziała Dove - to niesprawiedliwe. Ty jesteś główną atrakcją wieczoru i tej trasy. Dlaczego ja, Luke i Matt z Mary też mają zakryte oczy? 
- Uspokójcie się, już dojeżdżamy - pomimo spokojnego głosu zgadywałam, że Ross przewraca oczami. 
Westchnęłam i kopnęłam specjalnie w fotel, próbując się uspokoić. 
Po kilku minutach męczącej ciszy poczułam, że stajemy.
- Daj mi rękę - usłyszałam szept Rossy'ego - pomogę ci. 
Posłusznie podałam mu dłoń i wysiadłam z samochodu. Poczułam pod nogami miękki grunt, a fakt, że miałam sandały udowodnił, że jesteśmy na plaży. Albo na gigantycznym placu zabaw z morzem i piaskownicą zamiast innych rozrywek.
Zgadywałam, że to plaża.
Poczułam, jak lekka bryza rozwiewa mi włosy, a szum fal i głos mew uspokaja. 
- Idziemy - Ross delikatnie trzymał moje ramie i prowadził prosto.
- Jeżeli trafię do morza albo się wywalę i uwalę, to zginiesz jako pierwszy, razem z Vanessą - wysyczałam.
Poczułam, że się śmieje.
Coś dużo dziś czuję. 
- Stań - szarpnął mnie, ustawiając do porządku.
Jęknęłam i stanęłam, kopiąc nogą piasek. 
- Możecie już zdjąć im opaski - usłyszałam głos siostry.
Już szykowałam się do rzucenia na nią w celu wydrapania oczu. Szykowałam się, aby na nią nawrzeszczeć za nieodpowiedzialne gospodarowanie moim czasem (co faktycznie nie wiem, co oznacza), ale wtedy 'odzyskałam' wzrok.
Zauważyłam ognisko, a dookoła jego stały rozłożone pnie drzew. O jedno z nich stała oparta gitara, a na stojącym niedaleko stoliku zauważyłam mnóstwo prowiantu i przenośne radio. 
- Niespodzianka! - krzyknęli wszyscy.
Uśmiechnęłam się szeroko. 
- Jesteście niesamowici! 
- No, a ty chciałaś mi wydrapać oczy - mruknęła Van, udając obrażenie.
Zachichotałam. 
- No co ty! Chciałam się na ciebie rzucić i przytulić - podbiegłam do niej i rzuciłam na szyję.
Z rozbawieniem złapała mnie. 
- Udusisz mnie kiedyś, jeśli będziesz tak zawsze reagować. 
Puściłam ją i przytuliłam z całej siły Delly, Rikera i Ellingtona. Przecież to oni wszystko zorganizowali! 
- A ja? 
Uściskałam też Ross'a, co przyjął z uśmiechem.
Już po chwili wszyscy świetnie się bawiliśmy. Chłopcy, nie mam pojęcia skąd, przynieśli masę patyków i je naostrzyli, abyśmy mogli piec kiełbaski, chleb i pianki. 
No cóż, trochę dużo nas było. Lynchowie (wszyscy + Ellington), ja z Vanessą, Maia, Mary z Mattem, Natalie, Patrick, Kelly, Raini i Calum, Dove z Lukiem. Nawet Aileen z Johnem i Simon z Jasonem! Łącznie dwadzieścia trzy osoby. 
- Nie przypiecz jej za mocno.
Ross za moimi plecami zaczął pomagać mi upiec piankę, bo 'ja przecież robiłam to nieudolnie'. 
- Co ty tak dzisiaj do mnie cały dzień, co? Nie, żeby to było coś złego, ale wiesz...
- Nie mogę pogodzić się z tym, że przez trzy miesiące się nie zobaczymy. 
Pokiwałam głową ze zrozumieniem.
- Ja też. Ale codziennie video-chaty, rozmowy i SMS-y, a może i nawet będziemy mieli koncert w tym samym klubie! 
- Masz rację - uśmiechnął się - ale tak czy siak, będę za tobą bardzo tęsknić.
- Ja za tobą też, Ross. 
Znów go przytuliłam i poczułam, jak w brzuchu latało mi mnóstwo motyli. Czułam się dobrze.

_

Rozbrzmiały pierwsze dźwięki gitary.
- Moja piosenka, którą wszyscy znacie - powiedziała Rydel, kładąc mi rękę na ramieniu. 

So let’s sing na, na, na, na, na
Hey…ya
Come on and sing na, na, na, na, na
Hey…ya

This is our song
That’s all that matters
Cause we all belong
Right here together
There’s nothing better
Than singing along
This is our summer
This is our song

Come grab your guitar
And sit by the fire
‚Cause we all need a song
When we’re weary and tired

We’ll sit there together
And sing it out loud

This is our song
That’s all that matters
‚Cause we all belong
Right here together
There’s nothing better
Than singing along
This is our summer
And this is our song
This is our song
This is our song
This is our song
This is our song

Come on and sing na, na, na, na, na
Hey…ya
Come on and sing na, na, na, na, na
Hey…ya
Come on and sing na, na, na, na, na
Hey…ya

This is our song
That’s all that matters
‚Cause we all belong
Right here together
There’s nothing better
Than singing along
This is our summer
This is our song
That’s all that matters
Cause we all belong
Right here together
There’s nothing better
Than singing along
This is our summer
And this is our song
This is our song
This is our song
This is our song
This is our song
This is our song *

Wybuchnęłam szczerym śmiechem. Tak bardzo ich wszystkich kochałam.

_

- Zatańczysz? - znów usłyszałam głos Ross'a.
Zachichotałam..
- Normalnie jak rzep do psiego ogona. Ale chętnie - złapałam jego dłonie i pociągnęłam trochę dalej od ogniska. 
W radiu leciała moja ulubiona piosenka Nelly Furtado - All Good Things. Objęłam go za szyję, a on złapał mnie za talię. Wtuliłam się w niego i tańczyliśmy w rytm piosenki. 

_

- Laura, musimy się już zbierać - usłyszałam głos Simona, który wybudził mnie z radosnej atmosfery.
Westchnęłam głośno i wstałam z pnia, otrzepując sukienkę i poprawiając ją. 
- No to chyba musimy się zbierać - powtórzyłam głucho i wyszłam z kręgu - chodźcie już. 

_

Z oczu poleciały mi pierwsze łzy. Zza okna patrzyłam, jak Simon pakuje nasze bagaże do busa, a ja wpatrywałam się w moich przyjaciół. Wszyscy byli smutni.
Jak ja mam wytrzymać bez nich tyle czasu? 
- Damy radę - do mnie dosiadła się Dove, głaszcząc moje ramie - zobaczysz, te trzy miesiące miną szybciej, niż nam się wydaje. 
Westchnęłam.
- Chciałabym. 
Uśmiechnęła się smutno, a ja nie oderwałam wzroku od szyby. Gdy poczułam, że bus rusza, machałam do wszystkich, nie hamując łez.
Nie było czego udawać. 
Będzie mi ich brakować. 

**************************************************************
* Camp Rock Cast - This Is Our Song.

Cześć :)
Rozdział jest długi i jak już pewnie sam tytuł mówi, kończę sezon pierwszy. Od początku to sobie zaplanowałam, więc nic by na mnie nie zdziałało ;)
Wiem, że pomysł z ogniskiem jest już przereklamowany, ale nie miałam pomysłu. 

A więc, ja wracam do pisania bloga za 2 tygodnie, góra miesiąc, na pewno nie później. Muszę coś ogarnąć, co ma się mniej więcej dziać, a to niełatwe zadanie. Więc cierpliwości :)

Dziękuję za wszystkie miłe komentarze ♪ 
Chciałabym, aby pod tym rozdziałem napisali komentarz wszyscy, którzy czytali bloga. Chciałabym wiedzieć, ile mam wspaniałych czytelników ♥ 

Do napisania w lipcu ;) ♥ 


















PYTANIA CO DO BLOGA? ASK.

wtorek, 24 czerwca 2014

Zapraszam!

Zapraszam was na bloga, którego będę prowadzić wraz z Szanell Torres ♥
http://fight-for-this-love-raura.blogspot.com/

ASK

Jak chcecie, to podaje wam mojego aska :)
Jeśli potrzebujecie o coś zapytać, zapraszam ♪

PS. Muszę się wam pochwalić. Zdałam! :)


poniedziałek, 23 czerwca 2014

Rozdział dwudziesty dziewiąty

Jak szybko zaczęliśmy się cieszyć, tak szybko przestaliśmy.
Gdy R5 prosiło szefa naszej wytwórni, aby byli supportem na mojej trasie, on wymyślił, że zespół będzie miał swoją własną trasę. W tym samym czasie!
Gdy Vanessa obiecała mi, że cały czas będzie mnie wspierać, następnego dnia poinformowała mnie, że znalazła pracę nad jakimś dobrym filmem. Dostała się!
Niestety, trasa obejmowała wakacje, więc Natalie z Kelly też nie mogły pojechać. Natalie ze względu na rodzinę, a Kelly nad opieką nad Patrickiem; Raini także nie mogła ze względu na rodzinne wakacje, na które musiała pojechać do rodzinnej miejscowości, do rodziny.
Pamiętajcie więc, nie chwal dnia przed zachodem słońca.
Jedynymi osobami, które miały ze mną jechać jest mój zespół, który i tak by musiał, więc nie mają wyboru; Dove, a jak i ona, to i Luke (cieszę się, że chociaż będą tam znajome i przyjazne twarze); ku mojemu zaskoczeniu także Mary z Mattem! Brunetka upierała się, że naprawdę mnie polubiła i chętnie by pojechała.
Nie było to dużo, ale zawsze ktoś.
- Nie masz stresu? Nie boisz się? - wypytywała mnie Dove.
- Nie, nie boję się. Jakoś to będzie - odparłam ze słabym uśmiechem, pakując do walizki moje ubrania.
Bałam się tego, że będę okropnie tęsknić. Chyba jeszcze nigdy nie rozdzieliłam się z Vanessą na tak długo, a z Lynchami i Ell'em też się zżyłam. To będzie okropne...
- Naprawdę? Ja bym się bała. Tyle ludzi...
- Okej, teraz się boję - przyznałam się, patrząc na nią z boku - i stresuję. Może być?
Pokiwała głową i zachichotała.
- Nie chciałam ci zawracać głowy takimi pierdołami, ale wiesz, jak to ja - posłała mi słodki uśmieszek - ja lubię stresować ludzi. Wtedy ja się odstresowuję...
Gadanina Cameron trochę mnie uspokoiła.
- Na trasie masz mnie nie stresować, ale gadać jak wariatka - uśmiechnęłam się szczerze.
Złożyłam kolejną bluzkę i wsadziłam na dno, jeszcze pustej, walizki.
- Ach - założyła ręce za głowę, kładąc się na moim łóżku - nie powinnam mieć z tym problemu.

~*~

Postanowiłam nasze ostatnie wspólne chwile, przed rozłąką na kilka miesięcy, spędzić jak najlepiej.
Wczoraj zrobiliśmy imprezę, na której wszyscy się rozluźnili, a dziś postanowiliśmy pojechać na wycieczkę rowerową.
- Laura, co ty tam jeszcze robisz? - wrzasnęła z domu siostra.
- Wyjmuję rower! - odkrzyknęłam i zajęłam się dalej 'odkurzaniem' swojego roweru.
- Tak długo?
- Tak, tak długo!
- Spóźnimy się!
- To jedź sama! Dojadę!
Wyszła do ogrodu i westchnęła, patrząc na mnie. Byłam cała brudna.
- Trzeba było częściej sprzątać w garażu - wzruszyłam ramionami i strzepnęłam kurz z moich spodenek.
Schyliłam się, żeby zawiązać buta, gdy w niewielkiej odległości ode mnie coś zabłyszczało. Zaciekawiona, po zawiązaniu sznurówek oczywiście, przybliżyłam się. W trawie leżał piękny, złoty pierścionek.
- Van, to przypadkiem nie twoje? - spytałam brunetkę, która podeszła do mnie powolnym krokiem z miną strapionej matki.
Przyglądała się uważnie i nagle otworzyła usta szeroko ze zdziwienia.
- To babci - wzięła ode mnie pierścień - tylko skąd on tu się wziął?
Wzruszyłam ramionami.
- Ja nie wiem. Znalazłam to przypadkiem.
Uśmiechnęła się nagle szeroko.
- To dla ciebie - wzięła moją dłoń i nałożyła mi go na palec serdeczny - na szczęście. Żeby na trasie się dobrze powiodło.
Odwzajemniłam jej gest i przytuliłam mocno do siebie.
- Dziękuję - szepnęłam wzruszona.
- Po to tu jestem.

~*~

- Pospieszcie się!
Jęknęłam.
- Nie każdy ma taką dobrą kondycję jak ty, Rydel.
Usłyszałam jej melodyjny śmiech.
- Nie flirtujcie tam ze sobą tylko ruszcie te dupy i jedźcie szybciej.
Zarumieniłam się, wpieniona, a Ross tylko się uśmiechnął. Nie raczył nawet zaprzeczyć.
- Dupek - rzuciłam prawie bezgłośnie.
Zaśmiał się.
- Nie ma co się z nią sprzeczać. I tak nam nie uwierzy.
- Nie musi. Wystarczy, że ja będę wiedziała, że to nieprawda.
- Oj Laura, Laura. Ty chyba nigdy nie przestaniesz wątpić w możliwości Delly.
Machnęłam na niego ręką i skupiłam się na moich nogach, próbując pedałować. Niezbyt dobrze mi to szło z powodu okropnego bólu kolana, który pojawił się, gdy Rocky 'przypadkiem' popchnął mnie na trawę.
Chyba mi się coś tam poprzestawiało... Jak w mojej głowie, więc to normalka.
- Staję! Muszę odpocząć - oznajmiłam i nie pomyślawszy, gwałtownie zahamowałam, lądując na ziemi.
Wciągnęłam głośno powietrze przez usta.
- Oj, ty moja wariatko - Rossy wybuchnął śmiechem.
- Ostrożnie - syknęłam, kiedy próbował mnie podnieść do góry.
Dzisiaj jest chyba pechowy dzień.
- I to wcale nie jest zabawne - walnęłam go w ramię - to wina Rocky'ego!
- Ale co ja?!
- Gdybyś mnie nie popchnął mnie na tę pieprzoną trawę, nie walnęłabym się w te cholerne kolano i nie bolałoby mnie ono tak cholernie, więc mogłabym normalnie jechać! - z każdym krokiem podchodziłam do niego co raz bliżej, posyłając w jego stronę pioruny.
Pisnął jak mała dziewczynka i uciekł do pierwszego lepszego drzewa, nieudolnie próbując się po nim wspiąć.
- Ninjo, przyzywam się! Daj mi moc wspinania!
Westchnęłam i usiadłam na trawie. To naprawdę zły dzień for me.
- Nie martw się, wszystko będzie dobrze - Ross objął mnie ramieniem, siadając koło mnie.
Wtuliłam się w niego.
- Jeśli tak nie będzie, zginiesz śmiercią męczeńską.

**********************************

To naprawdę jakaś masarka -,-
Uciekła mi wena i nie chce wrócić! :C
Do tego jutro mam ten egzamin z religii (przełożyli go).
Sikam ze strachu! ;_;
Życzcie mi szczęścia, bo będzie mi potrzebne ♪
A teraz ja zwiewam się uczyć na ostatnią chwilę, a wy komentujcie. Może duża ilość waszych komentarzy mnie zmotywuje *.*
Do następnego ♥

Kocham ten gif *.*



Żegnam :)

niedziela, 15 czerwca 2014

Rozdział dwudziesty ósmy

- Witaj, skarbie. Wstawaj - wyszeptałam śpiącemu blondynowi na ucho - wstawaj, kochanie. Śniadanie gotowe.
- Jeszcze pięć minut, mamo - odpowiedział chłopak, przekręcając się na drugi bok i nakrywając się po głowę kołdrą.
- Ej, nie jestem aż taka stara, żeby być twoją matką! - krzyknęłam tak głośno i pociągnęłam koc tak mocno, że Ross upadł na podłogę.
Zachichotałam.
- Laura... - mruknął zniesmaczony - dzięki za pobudkę, ale preferuję delikatniejsze formy budzenia.
- Na przykład takie? - spytałam i strzeliłam w niego z pistoletu na wodę.
Schował twarz za rękoma i zaczął piszczeć. Wybuchnęłam śmiechem.
- Nie, nie o takie mi chodzi!
- No okej. Chodź już na dół, śniadanie jest gotowe.
Lynch pokiwał głową i razem za mną skierował się w stronę drzwi.
- Czekaj, czekaj... ty nazwałaś mnie swoim skarbem? I kochaniem? - zajarzył, co mówiłam wcześniej.
Zarumieniłam się i zakryłam twarz włosami, aby chłopak nie mógł tego widzieć.
- A tak jakoś - wydukałam - sorry.
- Laaauuuraaa - specjalnie przedłużył - mnie nie oszukasz, wiesz o tym? Jesteś taka słodka, gdy się rumienisz - wyznał.
Odwróciłam się w jego stronę.
- A ty jesteś taki słodki, że strzelasz mi komplementy - cmoknęłam go prędko w policzek i klepnęłam w ramię - berek!
Prędko zbiegłam po schodach, śmiejąc się.
- Oooo, nie uciekniesz mi! - krzyknął i ruszył w pościg za mną.
Wybuchaliśmy co chwilę śmiechem, biegając wokół kanapy. Potem zmieniłam kierunek i wbiegłam do kuchni.
- Pomocy! On chce mnie zabić! - schowałam się za Vanessą - ją bierz zamiast mnie! Ona jest smaczniejsza!
- No ej! - oburzyła się Van - gdzie ta twoja solidarność?
- Sorki - uśmiechnęłam się słodko - ale ja nie chcę zginąć w tak młodym wieku.
- Siadajcie w końcu do stołu. Ross, czemu jesteś mokry? - Rydel znów chciała mieć pierwszeństwo we wszystkim.
- Nieważne - mruknął - mogę tylko powiedzieć, że to jej wina - wskazał na mnie palcem.
Udałam obrażoną i usiadłam na krześle, które przypadkiem było naprzeciwko Ross'a. I przypadkiem kopnęłam go w kostkę.
- A więc... ogłaszam wszem i wobec... ogłaszam całemu światu... mam dla was... - udawałam kretynkę.
- Daj spokój i zaczynaj - zgasiła mnie Vanessa, nadal obrażona, że byłam gotowa oddać ją do zjedzenia.
- No dobra - westchnęłam - rozmawiałam wczoraj z szefem wytwórni, Simonem i Jasonem i jadę w trasę koncertową! Na razie po USA, ale nigdy nic nie wiadomo - zakończyłam z wielkim bananem na twarzy.
- Serio?! - spytał zdziwiony Rocky, wstając gwałtownie z krzesła.
- Spokojnie.
Naprawdę ciężko było mi żyć z tą wiadomością. Naprawdę wszystko działo się tak szybko. Jeszcze niedawno byłam tak naprawdę nikim w show-biznesie, a teraz jadę w trasę koncertową.
- Będziemy twoim supportem! - krzyknęła Rydel, a chłopcy jej zawtórowali.
- Ja będę cię wspierać - powiedziała zadowolona Vanessa.
- I ja też - powiedziały jednocześnie Kelly, Dove oraz Raini, na co wybuchnęły śmiechem.
- To ja chyba nie będę miał wyboru - powiedział Luke, patrząc czule na Dove.
I nikt nie może powiedzieć, że mam złych przyjaciół.
Oni potrafili mi pomóc, wesprzeć w każdej najgorszej sytuacji.
Kochali mnie, a ja kochałam ich.
To się liczy.

**********************************

Cześć :)
Dziś taka króciutka niespodzianka na niedzielny wieczór ♪
Mam dziś dobry humor i tak jakoś wyszło, że nigdzie nie wychodziłam z domu. Do tego, za niecałe 2 tygodnie wakacje! *.*
Okej, to następny będzie niedługo!







środa, 11 czerwca 2014

Rozdział dwudziesty siódmy

*2 tygodnie potem*

Po obgadaniu paru spraw Kelly i Natalie, które się zaprzyjaźniły, Kel dostała pracę, a Natalie mogła spokojnie też pójść i pomóc mamie zarabiać.
Nie planowałam nic na wakacje, więc postanowiłam pomóc czasami Kelly w opiekowaniu się Patrickiem. To naprawdę miły chłopczyk, a spędzanie z nim czasu to czysta przyjemność.
Patrick naprawdę polubił mnie i Kelly, stał się bardziej rozmowny i śmiały. Rozmawiał, bawił się oraz śmiał. Do tego ma naprawdę ogromny talent artystyczny!
- Co tam robisz?! - krzyknęła z dołu Vanessa, przerywając moje przemyślenia.
Cholera, zapomniałam! Umówiłam się wczoraj z dziewczynami (Rydel, Vanessa, Natalie, Kelly, Dove i Raini - od aut), że spędzimy dziś babski dzień. Rocky upierał się, że chce z nami iść, ale Ryd mu zabroniła. Znając życie i tak się za nami przypałęta.
Zapomniałabym, Rocky i Kelly są razem. Poszli wczoraj rano PONOWNIE na spacer, a potem wrócili trzymając się za rękę. Kel była ostro zarumieniona, ale i szczęśliwa. Jestem zadowolona, że są szczęśliwi.
- Już schodzę! - odkrzyknęłam siostrze.
Wstałam szybko z łóżka i spakowałam prędko do małej, podręcznej torebki telefon, chusteczki, słuchawki i pieniądze. Na nogi nałożyłam balerinki i zbiegłam po schodach na dół.
- Gdzie ty tak długo byłaś? Zaraz musimy wychodzić po dziewczyny.
- Kurcze, dopiero co wróciłyśmy do domu i chcę się nim nacieszyć, a ty mnie wyganiasz - udawałam, że się obrażam.
- Och, daj spokój - Van dała mi kuksańca w bok - sama się zgodziłaś.
- Bo mnie do tego zmusiłaś. Nie lepiej byłoby przebrać się w piżamę, zamówić górę żarcia i oglądać filmy do upadłego?
Tak, ta wizja zdecydowanie mnie pobudzała.
- Nie. Nie myśl tyle o jedzeniu, co Rocky o żelkach, bo zniszczysz sobie psychikę. A teraz idziemy...
Porozglądałam się po domu, a potem po siostrze, która zaczęła odchodzić.
- No chodź.
Dopiero po chwili dotarły do mnie jej słowa.
- Ej, czemu porównujesz mnie do Rocky'ego?!

~*~

Mimo pozorów, dobrze się bawiłam.
Chodziłyśmy z dziewczynami po sklepach, rozmawiałyśmy i żartowałyśmy, szczególnie z braci Lynch i Ellingtona. Kupiłam sobie śliczną małą czarną sukienkę na bal maturalny oraz dopasowane do niej czarne szpilki. Napakowane po pachy torbami udałyśmy się do salonu piękności, gdzie pozwoliłam sobie na masaż i maseczkę. Po tylu tygodniach ciężkiej pracy mogłam sobie pozwolić na odrobinę relaksu.
Po całym zabiegu rozanielone i zadowolone poszłyśmy do kawiarni. Tam spotkałam kilka osób, które chciało autograf ode mnie, Rydel bądź Vanessy i usiadłyśmy w fotelu. Tym fotelu, gdzie siedziałam, kiedy Aileen mnie obraziła. No cóż, raz się żyje.
- A pamiętacie, jak Rocky wpadł do basenu i myślał, że się topi, bo jest na titanicu? - spytała roześmiana Kelly. Wszystkie wybuchnęłyśmy śmiechem.
- A jak Ellington szorował usta szczotką przez kilka godzin, bo jego zdaniem brzydka dziewczyna się na niego rzuciła? - Rydel jechała po swoich braciach, jak popadło.
Uśmiechy nie schodziły nam z ust.
- Co podać? - spytała kelnerka, podchodząc do nas.
Każda po kolei mówiła, co chciała dostać. Ja z Raini zamówiłyśmy latte z sernikiem, Rydel, Vanessa i Kelly cappuccino z murzynkiem, a Natalie i Dove zapragnęły także latte, ale z blokiem czekoladowym. Gdy dziewczyna odeszła, przyjaciółki i siostra wróciły do pogaduszek, a ja rozejrzałam się po pomieszczeniu. Nie było mnie tu około z miesiąc, a ani jedna rzecz nie zmieniła miejsca.
Kawiarnia była jak zawsze zatłoczona, pełna pracy oraz głośna. Wszyscy dookoła wybuchali co chwilę śmiechem, siedzieli razem i rozmawiali. Zupełnie jak my.
Już miałam wrócić do rozmowy, ale mój wzrok przykuł wchodzący do środka klient. Rysy twarzy, muskulatura, styl ubierania i chodzenia. Szczęścia to ja nie mam. Czy wszędzie i zawsze, kiedy chcę się dobrze bawić, musi się pojawiać Bobby?
- Przepraszam was na sekundkę, zaraz wrócę - mruknęłam do grupki.
- Coś się stało? - spytała zatroskana Vanessa.
Zaprzeczyłam ruchem głowy.
- Nie, po prostu zrobiło mi się trochę słabo. Pójdę na chwilę do łazienki.
Jak powiedziała, tak zrobiłam. Skierowałam się w stronę toalet, aby schować się przed moim eks. Nie miałam dziś ochoty, aby znów z nim stanąć twarzą w twarz.
Trzasnęłam drzwiami i podeszłam do zlewu. Lodowatą wodą przemyłam sobie twarz i opierając się o ścianę, przyglądałam się swojemu odbiciu w lustrze. Byłam okropna. Jestem taka brzydka.
Ze zdenerwowania pociągnęłam się mocno za włosy i rozpłakałam się. Jestem do niczego. Usiadłam w kącie i zakryłam twarz dłońmi.
Po kilku minutach poczułam, że ktoś mnie przytula. Odkryłam twarz.
- Ross? Co tu robisz? - spytałam zaskoczona i znów przetarłam twarz rękoma, czy przypadkiem nie mam zwidów - to znaczy, cieszę się, że cię widzę, ale co ty robisz w tej restauracji? I do tego w damskiej toalecie.
Blondyn spojrzał na mnie spokojnie i uśmiechnął się.
- Nie bój się, za to nie karają. Chcę cię tylko stąd zabrać. Van zadzwoniła do mnie, że zauważyłaś Bobby'ego, a ty nie wracasz dłuższy czas z toalety.
- Nie mogła sama przyjść, tylko dzwoniła do ciebie?
Roześmiał się.
- Mnie się pytasz? To ja nie umiem zrozumieć waszej psychiki. Z resztą, byłem w pobliżu i chciałem cię zobaczyć.
Zarumieniłam się lekko i uśmiechnęłam.
- Cieszę się.
- No to... idziemy. Chyba - powiedział cicho i podniósł mnie na ręce.
- Co ty robisz?
- Wynoszę, księżniczko.
Nie obchodziły go wzrok innych na nas. Ciche szepty dookoła. Wyszedł ze mną z restauracji i szliśmy w stronę domu.
- Ross?
- Hmm? - najwidoczniej wyrwałam go z rozmyśleń.
- Dziękuję - pocałowałam go w policzek - za wszystko.

*********************************

Cześć.
Rozdział krótki, nawet nie wiem, czy powinnam wam to oddawać. Ale co tam xd
Tak się zastanawiałam... piszę co raz nudniej? Gorzej? Z kolejnym rozdziałem jest co raz mniej komentarzy i wyświetleń. Powinnam zrobić sobie przerwę?
Z resztą, niedługo koniec I sezonu, a przed rozpoczęciem II zrobię sobie kilka tygodni przerwy na obczajenie, co będzie się dziać.
Dziękuję wam ♥

PS. Może spóźnione, ale kocham tę piosenkę. Nie dość, że nasza piękna Laura tam wystąpiła, to zaśpiewała moja największa idolka, Dems ♥ Kto jeszcze nie przesłuchał, musi to zrobić, bo przegapi prawdziwy hit :)




Dacie radę dodać chociaż 10 komentarzy? :)

Pozdrawiam, xx.