sobota, 25 października 2014

(II) Rozdział dziewiąty

*Laura*

Cholerne słońce, nawet wyspać się nie da!
Naciągnęłam kołdrę na swoją twarz. Nawet nie chodziło już tylko o kwestię słońca. Było mi zimno, miałam gęsią skórkę. Co się w ogóle dzieje? I czemu mnie tak piekielnie boli głowa?
A potem powolutku, jakby na paluszkach do moich myśli zaczęły wkradać się wspomnienia ze wczorajszego wieczoru. Jęknęłam cicho i złapałam się za głowę, przez którą przeszła kolejna fala bólu.
- Dzień dobry, słoneczko - do pokoju wparadował Ross.
Zaraz, zaraz, co on tu robi?
Odsłoniłam lekko oczy i spojrzałam na chłopaka, który był już całkowicie ubrany, a w rękach trzymał talerz z parującymi naleśnikami, a w drugiej ręce jakieś opakowanie tabletek i butelkę wody.
Zaraz, zaraz, co ja tu robię?
Bo to, to na pewno nie mój pokój.
- Wszystko w porządku? - chłopak zmarszczył brwi - na krześle zostawiłem ci ubrania Rydel, są dla niej trochę za małe, więc nie ma nic przeciwko, abyś je sobie wzięła.
- Ubrania? Naleśniki? Twój pokój? - pokręciłam przecząco głową - trochę tego dla mnie za dużo. Co ja tu w ogóle robię?
- Pamiętasz, że byliśmy wczoraj na otwarciu tego klubu?
- Nie odpowiada się pytaniem na pytanie - wytknęłam mu, ale po chwili westchnęłam i pokiwałam głową.
- Spotkałaś Amandę i upiłyście się prawie do nieprzytomności. Wyrabiałaś różne głupoty, dlatego wziąłem cię do domu, ale Vanessy jeszcze nie było, więc przywiozłem cię do nas.
- Jakie głupoty? Gadałam przez sen?
- Zadajesz strasznie dużo pytań - uśmiechnął się szeroko - powiem ci potem, ale najpierw zjedz.
Pokręciłam przecząco głową.
- Nie zjem, dopóki mi nie powiesz.
Westchnął głęboko i postawił talerz oraz cały ekwipunek na szafce koło łóżka.
- Pójdźmy na kompromis. Ty zaczniesz jeść, a ja ci powiem.
- Okej - wyszeptałam i wzięłam się za pałaszowanie śniadania - no to mów - powiedziałam widząc, że chłopak wciąż milczy - umowa to umowa.
- Weź jeszcze tabletki - zignorował mnie - pomoże to na kaca.
- Ross! - warknęłam - albo powiesz, albo wyjdę z domu.
- W bieliźnie chyba nigdzie nie pójdziesz - zaszydził, a ja się zarumieniłam. Zajrzawszy pod kołdrę stwierdziłam, że się nie mylił - po prostu zaczęłaś gadać o przyjacielu, który był latarnią. Potem powiedziałaś, że nie mogę go obrażać, ale po chwili zmieniłaś zdanie i wykąpałaś się w morzu i... to wszystko.
Wiedziałam, że kłamie.
- Łżesz - stwierdziłam - co jeszcze?
- Ale...
- Ross! Bo zacznę krzyczeć! A Rydel, kiedy jest zmęczona to ty też będziesz zmęczony. Psychicznie.
- Pocałowałaś mnie, może być? - prychnął - daj spokój. Weź te tabletki, zjedz, ubierz się i idź do domu. Po prostu idź.
Wstał prędkim ruchem i wyszedł z pokoju trzaskając drzwiami.

~*~

Nie wierzę. Po prostu nie wierzę.
Wysoki kucyk, okulary przeciwsłoneczne, ubrania Rydel i wio! Nawet się z nim nie pożegnałam. Nie chciał mnie widzieć? Tak chciał pogrywać? Dobra. Ale niech liczy się z tym, że wojna dopiero się zaczyna.
Teoretycznie nie wiem, czemu tak zareagowałam. Nachlałam się i zrobiłam głupotę. Tyle. Nic wielkiego. Ale gdy o tym myślę, nawet o tym nie pamiętając w miejscu pod moim sercem rodzi się ciepłe uczucie. Chlolera!
Miał jednak powód. Nie chciał mnie. Byłam na tyle okropna, a jestem tylko jego przyjaciółką. Nie chciał mnie jako dziewczyny. Tylko wielka szkoda, że nie dał mi zareagować i uciekł, jak tchórz.
Miałam ochotę krzyczeć na cały świat, zacząć zachowywać się jak rozkapryszony bachor, niech wszyscy przy mnie skaczą. Ross zachowuje się jak dupek, a ja jak dziecko. Idealne połączenie. A jednak zaczęłam się w nim zakochiwać. Boże, jestem psychiczna.
Nie miałam pojęcia, że to wszystko tak wyjdzie. Miała to być tylko krótkotrwała, idealna historyjka zakończona happy endem. Przez moje uczucia nic nie wyjdzie. Wszystko się zniszczy. Jestem od nich tak cholernie uzależniona, jak gdyby byli najlepszym gatunkiem narkotyków. Po prostu nie potrafię już bez nich żyć.
Po moim policzku poleciała łza, którą natychmiastowo starłam. Nie zapłaczę po nim. Niech umawia się z Maią, chodzi na prostytutki czy robi co mu się żywnie podoba. Nie obchodzi mnie już to.
Teraz zaczęłam żywić do niego nieuzasadniony gniew, złość i żałość. Nie dał mi odpowiedzieć, po prostu wyszedł. Dupek!
Po prostu mnie to wszystko przerasta. Go pewnie też. Chyba będzie najlepiej, jak przez jakiś czas nie będę się z nimi widywać. Zajmę się swoją karierą, poukładam sobie wszystko w życiu. Tak będzie lepiej.
Wyciągnęłam telefon z kieszeni i odnalazłam w kontaktach numer.
- Jillian? Bardzo chętnie wystąpię w twoim programie. Dziś wieczorem.
Tak będzie lepiej.

~*~

- Dasz radę - promienny uśmiech Vanessy - jesteś wspaniała i piękna, na pewno dasz radę.
Odwzajemniłam jej gest.
- Dziękuję. Za wszystko.
Miałam najwspanialszą siostrę na świecie. Zrozumiała mnie i obiecała nie zapraszać Lynchów do nas do domu, kiedy ja jestem. Oczywiście ona utrzymuje nadal z nimi normalny kontakt, ale ja już w tym nie uczestniczę. Na razie.
- Nie masz za co. Wiesz, że zawsze możesz na mnie liczyć.
Pokiwałam smutno głową i westchnęłam.
- Uczucia nie wybierają.
- Może jak pobędziesz z dala od niego to się okaże, że to tylko zauroczenie. Albo po prostu ci się podoba. Czemu od razu ma być to miłość?
Spuściłam wzrok w dół.
- Ale... ja nie muszę sobie tego udowadniać - powiedziałam cicho - Vanessa, ja znam swoje uczucia. Ty też mnie znasz.
- Wiem - objęła mnie lekko ramieniem - kogo ja okłamuję?
- Ja nie rzucam słów na wiatr. A tym bardziej uczuć. Wiesz o tym doskonale, że od wielu lat mam wciąż te same zainteresowania, ten sam szampon do włosów, pastę do zębów, ulubione piosenki, moich ulubionych aktorów, którzy mi się podobają, a już na pewno te same uczucia. I jednak pomimo tego, jak bardzo Bobby mnie zranił, nadal go kocham. Tak samo jak kocham Rossa. W moim słowniku nie istnieje takie coś jak "tymczasowa miłość", "romans", "zdrada" lub "zauroczenie", które zawsze kończy się źle.
Wiedziałam, że mam rację. I siostra też to wiedziała.
Usiadłam na wygodnym fotelu w opustoszałym pomieszczeniu, biorąc do ust kilka kulek winogron. Jeszcze niedawno wesoło gawędziłam z Debby Ryan oraz Peyton List też zaproszone dziś do programu, a teraz siedziałam smętnie, bo ciężkiej rozmowie z moją siostrą.
- Laura Marano, wchodzisz za pięć minut - powiedział mężczyzna, który nagle otworzył drzwi do pomieszczenia, by po chwili je zamknąć i zniknąć za kolejnymi korytarzami.
Wstałam na równe nogi, przez chwilę się zachwiałam na miętowych koturnach, więc musiałam przetrzymać się ściany, aby nie wywinąć orła. Poprawiłam sukienkę w tym samym kolorze co buty i sprawdziłam, czy na szyi nadal mam naszyjnik z fioletową ozdobą. To było automatycznie. Naszyjnik po mamie. Znalazłam go dziś rano.
- Wszystko będzie dobrze - Van za wszelką cenę próbowała mnie rozluźnić - jeśli tylko nie zdemolujesz studia Jillian.
- Ha-ha, bardzo śmieszne - powiedziałam z sarkazmem, ale potem wyobrażając sobie siebie w roli złej rockmenki demolującej studio talk-showu zachichotałam - jaką piosenkę mam zaśpiewać? Z nowej płyty, oczywiście.
Starsza siostra spojrzała na mnie jak na idiotkę, a potem uśmiechnęła się szeroko.
- "Parachute" - westchnęłam cicho wiedząc, jak Ness uwielbia tę piosenkę.
Ja też ją bardzo lubię.
Wyszłyśmy z pokoiku i poszłyśmy znajomym korytarzem ku scenie. Zza kurtyny widziałam jeszcze, jak Debby i Peyton żegnają się z Jillian, więc musiałam popędzić trochę dalej, ku mojemu zespołowi.
- Pamiętacie wszystkie chwyty i dźwięki do "Parachute"? - spytałam chłopców.
- Jasne - Simon uśmiechnął się lekko, a Paul przygryzł kawałek swojej kanapki pokazując mi kciuk do góry.
- To dobrze - odetchnęłam - wchodzimy za trzy, dwa, jeden...
- Proszę, powitajmy na scenie gorącymi oklaskami Laurę Marano!
Kurtyna się podniosła. Mój zespół zaczął przygrywać na swoich instrumentach, a ja swoim głosem zaczęłam śpiewać słowa własnej piosenki.
Pamiętałam jeszcze, gdy zaczęłam ją pisać. Miałam wtedy piętnaście lat, inspirowałam się pierwszymi kawałkami R5 oraz Christiny Aguilery i napisałam swój pierwszy utwór. Nie miałam wtedy pojęcia jak daleko dziś zajdę.
Gdy piosenka się skończyła podeszłam do fotelu obok Jillian, a długonoga szatynka wstała i objęła mnie delikatnie. Byłyśmy znajomymi, byłam z nią kilka razy na kawie.
- Cześć, Laura. Wykonanie twojej piosenki na tej oto scenie było genialne, prawda?
Gdy siadałam tłum zaczął bić mi brawa. Nie zasługiwałam na nie. Na pewno nie dziś, skoro jestem tutaj tylko dlatego, aby odreagować Lynchów.
- Dziękuję wam serdecznie - sztuczny uśmiech na mojej twarzy - jest mi naprawdę miło.
- Sama napisałaś tę piosenkę?
Pokiwałam twierdząco głową.
- Jak wszystkie pozostałe z płyty.
- Naprawdę? - Jillian była zdziwiona, nigdy jej się z tego nie spowiadałam. Z resztą, nikt o tym nie wiedział z wyjątkiem Ness'y.
- Tak. Ta piosenka była pierwszą, którą kiedykolwiek napisałam. Ma dla mnie ogromną wartość sentymentalną.
- Wow, to niesamowite. Jesteś jedną z niewielu gwiazd, które piszą własne piosenki.
- Gdyby ktoś inny je za mnie napisał nie czułabym ich. Nie opowiadały by o moich doświadczeniach, przeżyciach, uczuciach.
No właśnie, uczuciach.
- Kim się zainspirowałaś?
- Christiną Aguilerą oraz pierwszymi kawałkami R5 - wyznałam zgodnie z prawdą.
I wtedy zapadła cisza.
- R5? Jesteś ich fanką od tak długiego czasu?
Pokiwałam twierdząco głową.
- Cenię ich od bardzo dawna.
- A teraz kim dla ciebie są?
- Przyjaciółmi. Wszyscy. Bez wyjątku - powiedziałam twardo, starając się tak brzmieć - miałam wielkie szczęście mogąc ich poznać, już nie mówiąc o tym, jak bliską jestem dla nich koleżanką.
- Taa, przyjaciółmi - Jill pokiwała twierdząco głową. Ten wywiad przechodził na niebezpieczne tory, a ja nie mogę na to pozwolić - nie wiem, czy słyszałaś, ale niektórzy twoi fani shippują cię z Rossem Lynchem. Miałam za zadanie zadać ci pytanie, czy coś was łączy.
- Nie. Tylko przyjaźń. Ross to naprawdę świetny facet, ale nie widzę go w roli mojego chłopaka. Z resztą, on kocha inną dziewczynę. I Jillian, przyszłam tu tylko dla rozmowy o mojej muzyce i o podstawowych rzeczach, a nie o moim życiu prywatnym. Proszę, aby ono zostało w cieniu.
- Dobrze - kobieta westchnęła - szybkie pytania, a potem będziesz już wolna.
- Albo dobrze, zaczekaj. Posłuchajcie mnie uważnie. Jeśli was to tak ciekawi to jestem w kimś zakochana. Jego tożsamość pozostanie w cieniu, jeśli on będzie odwzajemniał moje uczucia zapewne zauważycie nasze zdjęcia w internecie i wszystko będzie wiadomo. Proszę, nie shippujcie mnie z moimi przyjaciółmi, to jest zawstydzające, kochani. Jeśli coś mnie będzie z kimś łączyło, dowiecie się o tym jako pierwsi. Możemy zaczynać ten quiz?

***************************************

Rozdział jest do dupy ;')
Opowiada tylko o Laurze, ale kompletny brak weny, zero.
Długo już tego bloga nie pociągnę. Wymyślę tylko, jak się to wszystko skończy i zajmę się pozostałymi blogami.
Pisząc to męczę nie tylko was, ale i siebie. Od kilku tygodni nie mogę wymyślić, co ma się dziać, jak to wszystko ubrać w słowa. To jest bez sensu. Zabiorę się za pozostałe dwa blogi, zacznę pisać kolejny, już założony, będzie wtedy łatwiej.
Skończę też blog "Czasami coś w nas umiera i nie chce zmartwychwstać", bo go kompletnie zawaliłam. Historia miała być kompletnie inna, a wyszło jeszcze inaczej. Wybaczcie ;c
Jeśli chcecie się o coś zapytać lub po prostu porozmawiać szukajcie mnie na twitterze : https://twitter.com/kalinowska_ola
Tam ostatnio jestem najczęściej :3
Kocham Was!


9 komentarzy:

  1. Super :)
    Czekam na ciąg dalszy :D

    OdpowiedzUsuń
  2. Super rozdział :*
    Czekam na next <3

    OdpowiedzUsuń
  3. Super! Trochę nieskumałam końcówki, ale ok!
    Fajnie, że rozdział o Laurze. Na razie mam dość Ross'a.
    Wkurzył mnie ^^
    Czekam na next!

    OdpowiedzUsuń
  4. Super!!!Wkurzyło mnie zachowanie Ross'a

    OdpowiedzUsuń
  5. Kochana ja cię rozumiem. Sama prosiłam o pomoc przy pierwszym blogu i zakończyłam go przed czasem. Wyszedł bez sensu i bez zakończenia. Takiego normalnego. Powiem ci że i tak mimo braku weny rozdział genialny

    OdpowiedzUsuń
  6. Cristal, moja najdroższa i ukochana Cristal, a co ja mam Ci w tym momencie powiedzieć?
    To jasne, że dla mnie rozdział jest niezastąpiony, bezbłędny i wspaniały.
    Lubię gdy jest takie małe odrzucenie chociaż z jednej ze stron Raury. Lubię też jak są o siebie zazdrośni, zapamiętaj, może Ci się to przydać na przyszłość ^^

    Czytając wczoraj ten rozdział o 00:00, nie mogłam się z tym pogodzić, ale w końcu zbyt dużo miłości zaczyna mnie nudzić. Aż się boję co będzie z moim blogiem. Zamiast pisać o miłości Raury, znienawidzę ich ze sobą i nigdy nie będą razem. Cóż, dzieje się i tak.

    Tak czy inaczej, czekam z niecierpliwością na rozdział dziesiąty, sezonu 2. bloga. :) x

    OdpowiedzUsuń
  7. Mi osobiście bardzo podoba się rozdział i podziwiam cię za to, że jest już drugi sezon, ale jeśli czujesz, że już dalej nie pociągniesz, to zrozumiemy:) Powiem ci, że ja niekiedy też mam problemy z prowadzeniem dwóch blogów, a co dopiero ty. Ja niekiedy mam tak, że mieszam opowieści, a kiedy chcę opublikować, to orientuje się, że przecież ten rozdział jest do tego drugiego bloga xd Nom i zawsze jest lepiej skupić się na czymś bardziej:)

    OdpowiedzUsuń