Poszła do łazienki, umyła się i zostawiła włosy w klasycznym nieładzie. Laura spojrzała na siebie w lutrze i przyznała, że wygląda nawet ładnie. Pobiegła do pokoju Vanessy. Otworzyła prędko drzwi i skoczyła na łóżko siostry, by ją zbudzić.
- Co to za stwór? - mruknęła przez sen Ness i próbowała zrzucić z siebie brunetkę.
- Nie ma tak dobrze. Wstawaj, Ness! Miałaś mnie wspierać, wiesz? Wstawaj słoniu!
- Która godzina? - zaspana starsza córka państwa Marano nie orientowała się w niczym.
- 10:57! Ruszaj swój ospały tyłek i rusz się, po się spóźnimy! Musisz się ogarnąć. Mamy niecałe pół godziny na dojechanie na miejsce.
- Już, już. No idę.
Po dziesięciu minutach Vanessa była już gotowa. Też wyglądała niczego sobie. Miała na sobie białą koszulę, granatową spódnicę i wysokie niebieskie szpilki. Do tego granatowa torebka.
- Wow, choć raz wyglądasz w miarę dobrze - zażartowała Lau, za co oberwała poduszką.
Prędko wyszły z domu i wsiadły do ich samochodu. Laura jeszcze zdążyła zauważyć machającą przez okno Delly i ruszyły z piskiem opon spod domu.
Jechały szybko, Vanessa nawet przekroczyła ograniczenie prędkości i pędziła 120 km/h.
- Van, zwolnij! - zawołała Laura.
- Ale przecież nie zdążymy - zaczęła przedrzeźniać Ness swoją młodszą siostrę.
- Jeżeli złapie nas policja, to tym bardziej się spóźnimy. Proszę cię.
Brunetka westchnęła i zwolniła do 80 km/h.
- Zadowolona?
- Nawet nie wiesz, jak bardzo.
Jechały jeszcze 20 minut i zatrzymały się pod studiem o godzinie 11:25.
- Masz szczęście - powiedziała młodsza siostra Marano i uśmiechnęła się szeroko - zdążyłyśmy.
- A co, wątpiłaś we mnie?
- Żebyś się nie zdziwiła - zachichotała.
- Okej, idź. Bo na serio się spóźnisz.
- My razem idziemy. Tym razem się nie wymigasz.
Laura wzięła siostrę pod ramię i razem weszły do wytwórni płytowej.
- Dzień dobry - powiedziała uprzejmie Lau do ładnej i młodej sekretarki - jestem Laura Marie Marano. Jestem umówiona z panem Scottem na spotkanie o 11:30.
- Tak, tak - powiedziała roztargniona blondynka, a Van zachichotała pod nosem. Pani Elizabeth (bo tak miała na plakietce) szukała czegoś w komputerze - już mam. Niech panie poczekają chwilkę.
Podniosła słuchawkę i w telefonie wpisała numer telefonu.
- Panie Scott? Panna Laura Marano przyszła. Tak, tak. Dziękuję - odłożyła słuchawkę - za chwilę przyjdzie po was pomocnik pana Scotta, Robert - zwróciła się do dziewcząt.
- Dziękujemy - odpowiedziała za dwie Vanessa i odciągnęła siostrę na bok - kto takie zatrudnia? - zachichotała do Laury.
Młodsza wzruszyła tylko ramionami.
- W dzisiejszych czasach potrafią zatrudnić kogoś przez żadnego doświadczenia na przykład dlatego, że ma zgrabne nogi albo tyłek. Świeeetne czasy - mruknęła.
Siostry przez chwilę posiedziały w milczeniu, a kilka minut potem przyszedł pan Robert. Miły facet po 30-stce, z kilkoma siwymi włosami, ale świetnymi mięśniami.
- Dzień dobry Lauro - podszedł do brunetki i podał jej dłoń. Bez zastanowienia odwzajemniła uścisk - przyszedłem po panienki, żeby zaprowadzić je do pana Scotta.
- Dzień dobry. Dziękujemy bardzo.
Mężczyzna poszedł przodem, a dziewczyny za nim. Obie milczały. Po kilkudziesięciu metrach doszli do sali. Przechodzili właśnie przez salę prób, Laura była zachwycona. Były tu profesjonalne instrumenty i ogólnie było widać, że w ten budynek włożona dużo pieniędzy i pracy. Gdy weszli za drzwi Laura zobaczyła znanego już mężczyznę, pana Scott'a. Był to facet po 40-stce, z siwizną na głowie i wystającym brzuchem. Mimo to był to bardzo miły i uprzejmy mężczyzna szanujący kobiety.
- Dzień dobry - powiedziała uprzejmie Laura i uścisnęła wystawioną rękę szefa.
- Witaj Lauro. A to pewnie twoja siostra Vanessa?
- Tak.
- Dzień dobry panu - odezwała się i podała mężczyźnie dłoń. Odzwajemnił gest.
- Więc jak Lauro? Podpisujemy ten kontrakt?
- Jasne, że tak - brunetka uśmiechnęła się szeroko - zawsze o tym marzyłam.
- To świetnie. Będziesz musiała tylko podpisać ten papier i możemy iść spotkać się z twoim zespołem.
- Zespołem? - Laura się zdziwiła.
- Tak. To pięcioro fajnych chłopaków.
Zaprowadził ją za kolejne drzwi. Zobaczyła ich wszystkich. Wszyscy mieli około 17 lat.
- To Shane, Nick, Taylor, Jason i Nate - pokazywał kolejno na wszystkich chłopaków.
- Hej - przywitała się dziewczyna,
- Hej - podeszli wszyscy do niej i zaczęli się osobno witać i przedstawiać.
- Mam nadzieję, że będzie wam się dobrze pracowało razem - uśmiechnął się pan Scott - zostawię was samych, poznajcie się lepiej.
I wyszedł do pokoju obok. Laura się trochę skrępowała obecnością tylu chłopaków, ale na duchu podniosła ją obecność Vanessy obok jej.
Okazało się, że skrępowanie było niepotrzebne. Wszyscy byli bardzo mili i się lepiej poznali. Shane gra na perkusji, Nate i Taylor na gitarze elektrycznej, a Jason i Nick na basowych. Po kilku godzinach miło spędzonego czasu dziewczyny pożegnały się i wyszły.
- Panie Scott, będę przychodziła tu w weekendy. W czasie tygodnia nie będę miała za bardzo czasu.
- Ależ oczywiście słońce. Do widzenia.
- Do widzenia.
Dziewczyny wyszły i spotkały je miłe promienie słońca. Poranne zasnute chmury rozeszły się i zapowiadał się przepiękny dzień.
- Co powiesz, byśmy z Lynchami gdzieś poszły? - zaproponowała Ness.
- Spoko - uśmiechnęła się Laura - tylko gdzie?
- Może na plażę? Dzień zapowiada się niesamowicie!
- To fajny pomysł. Jedźmy na razie do domu, muszę się przebrać.
Dziewczyny wsiadły do auta i ruszyły w drogę powrotną. Całą drogę rozmawiały o nowo poznanych chłopakach.
- Są fajni i przystojni. Ale żaden nie wpadł mi w oko - zadecydowała Lau.
- Bo co? Chcesz mieć Ross'a, więc nie umówisz się z nikim innym? - zapytała zaczepnie siostra.
- Weź się słoniu ogarnij! Ross jest moim przyjacielem! Nie mam zamiaru się napraszać.
Vanessa zachichotała.
- Nie umiesz kłamać.
- Nie, czyli nie umiem mówić prawdy skoro uważasz to za oszustwo. Podrap sobie cycki, jeśli cię swędzą małpo.
Starsza siostra prychnęła.
- Kiedy ostatnio widziałaś się z Kelly?
- W dniu koncertu. A z Raini przedwczoraj - zastanowiła się młodsza siostra.
- Wiesz, że w taki oto sposób zaniedbujesz swoje przyjaciółki? I ty mi tutaj wmawiasz, że oni nic dla ciebie nie znaczą. ( chodzi o R5 - od Cristal )
- Ja tak nie powiedziałam. Z resztą, czego się wtrącasz do mojego życia?
- Bo to też jest moje życie - Vanessa się trochę wkurzyła.
- Jasne - z sarkazmem powiedziała Laura - byś się mogła wtrącać, kiedy najbardziej tego potrzebuję, wiesz? A nie wtedy, kiedy sama sobie radzę. Zahamuj i daj mi wysiąść. Chcę się przejść.
- Myślisz, że ja sobie taki los wybrałam? - Van puściła ostatnie dwa zdania mimo uszu.
- A nie? Nie wiedziałam, że wielka Vanessa Marano poszła na aktorstwo z woli swoich ukochanych rodziców. Nie taka mi się pokazywałaś.
Dziewczyny zaparkowały pod domem i Laura normalnie wybiegła z auta. Pobiegła do domu i weszła do swojego pokoju, padając na łóżko. Może i Vanessa ma rację? Tak bardzo podekscytowała się, że poznała R5 i jest ich przyjaciółką, że zapomniała o własnych?
Westchnęła głęboko. Jutro do szkoły, pomyślała. Wzięła telefon.
- Kelly? - zapytała niepewnie - chcesz się spotkać?
~*~
- Przepraszam was bardzo za moje ostatnie zachowanie - powiedziała Laura - za bardzo byłam pyszna z powodu poznania R5, że o was praktycznie zapomniałam.
- Nic nie szkodzi - uśmiechnęła się szeroko Kelly.
- Ale... - powiedziała źle wróżącym głosem Raini - za karę stawiasz nam lody.
Dziewczyna rozejrzała się wokoło i zobaczyła budkę z lodami włoskimi.
- Spoko - uśmiechnęła się - może was to ucieszy, ale podpisałam dziś umowę.
- Gratuluję słońce - brunetkę przytuliła Kelly.
- Ja także - do uścisku dołączyła się szatynka - ale i to nie zwalnia cię z obowiązku kupienia mi loda.
Laura dała Raini kuksańca w bok.
- A gdzie twoje R5? - spytała zaczepnie szatynka.
- Na plaży z Vanessą. Pokłóciłam się z nią o was i R5, więc nie miałam najmniejszej ochoty iść z nimi. Ale z wami oczywiście, że mogę.
- To szybko! Jest już 13! - krzyknęła Kelly, aż kilka osób się odwróciło.
- Spokojnie, zdążysz się nasmarować kremem.
- Lecimy do domu? - spytała Marano.
- Ej, ej, ej gdzie lecisz? A gdzie moje lody? - spytała wesoło Raini.
- W sklepie, nie widzisz? Idziemy szybko! - odpowiedziała szybko Moon. I pociągnęła przyjaciółki za ręce.
~*~
- Rydel, czy naprawdę nie ma żadnego innego miejsca? - Lynchowie z Ratliffem i Vanessą dotarli właśnie na plażę. Byli blisko toalet.
- To sobie zobacz. Jeśli znajdziesz jakieś inne miejsce bliżej wody, to wtedy się przyznam, że jestem upośledzona - warknęła blondynka na Ross'a.
- Chętnie to zobaczę - zaśmiał się.
- Leć już, idź zobacz.
- A może podejdźmy bliżej siatki. Możemy zagrać w siatkówkę - zaproponowała Vanessa - widzę trochę wolnego miejsca.
- Bardzo chętnie zagram z tobą - Riker puścił oczko do Van.
- Ej, stary, nie flirtuj mi tu z Vanessą - zaprotestował Rocky - to odrzucające. Ruszmy dupy, bo do juta nie dojdziemy do tej siatki.
Przyjaciele wzięli swoje manatki i przenieśli się w miejsce zaproponowane przez Marano. Gdy doszli do siatki, to zobaczyli trzy znajome twarze. To nikt inny jak Laura, Raini i Kelly!
- No hej - westchnęła Laura - możemy się dosiąść?
- Hej laski - powiedział radośnie Ratliff - właśnie mieliśmy zamiar zagrać w siatkówkę. Chcecie się przyłączyć?
- No jasne - odpowiedziała za wszystkie blondynka.
Lau posłała jej mordercze spojrzenie, a Kel udawała, że nie widzi.
- Macie piłkę? - spytał głupkowato Rocky.
- Nie, przecież myślałam, że odetniemy ci głowę i w nią pogramy w zbijaka - Laura była zła.
Wszyscy się zaśmiali, uważali to za żart.
- Czego się śmiejecie? Ja mówiłam całkowicie poważnie.
Tymi słowami wywołała jeszcze większą falę śmiechu.
- No ok, dzielimy się na dwie drużyny. Kto wybiera? - spytała Delly.
- Ja! ja! ja! - krzyczeli jednocześnie Ross, Riker i Rocky. Ross aż naskoczył na Rikera i zakrył mu usta.
- Ok. Ross i Rocky.
- Ale małpy - warknął Riker.
- Ross wybieraj.
- No nie wiem. Laura, chodź.
Dziewczyna uśmiechnęła się lekko.
- Rocky?
- Ja zapraszam Kelly.
- Calum.
- Vanessa.
- Delly.
- Raini.
- Ratliff.
- No już, Riker. Jeśli musisz - westchnął.
(Czyli drużyna Ross'a - Laura, Calum, Delly i Ratliff. Drużyna Rocky'iego - Kelly, Vanessa, Raini i Riker xd - od Cristal).
Zaczęła się gra. Pierwsza serwowała Laura. Podpiła piłkę i tym zaczęła się gra. Niektórzy mogliby myśleć, że to była gra na śmierć i życie. Laura chciała wyautować Vanessę i nawzajem. Kelly też nie szczędziła skosień (czy jak to się nazywa xd - od Cristal).
Po dwóch godzinach wygrała drużyna Ross'a - 40 : 36.
Wszyscy przybili sobie piątki i zaczęli się pakować. Laura postanowiła pokąpać się trochę w morzu, więc na ochotnika zgłosił się Ross.
- Super gra, nie? - spytał dziewczyny, gdy zostali sami.
- Może być. Fajnie, że wygraliśmy.
- Jesteś smutna, co jest? - trochę się zaniepokoił.
- Nie. nic. Jutro szkoła. Po prostu zmuła.
- Będę z tobą w klasie - pochwalił się blondyn.
- Fajnie. Przepraszam, ale idę się wytrzeć. Jest mi zimno.
- Poczekaj - Lynch odwrócił brunetkę w swoją stronę - widzę, że tu nie chodzi o szkołę. Mała, przyjaciele mogą sobie zaufać.
- Słuchaj, znam cię trzy dni. Ty mnie też. Skąd możesz wiedzieć, co mi w duszy gra? - powiedziała podniesionym głosem - mam już dość. Daj mi już dziś spokój.
Gdy dziewczyna odeszła, chłopak długo trawił jej słowa.
Widział jak prawie wszyscy przyjaciele wychodzą z plaży.
- Ross, idziesz? - zawołała Rydel.
- Tak, chwila. Idź, dogonię was.
- Okej.
Wytarł się i ubrał. Gdy szedł w stronę domu wciąż brzmiały mu w głowie słowa Laury "Słuchaj, znam cię trzy dni. Ty mnie też. Skąd możesz wiedzieć, co mi w duszy gra? mam już dość. Daj mi już dziś spokój." W ponurym nastroju zasnął.
==================================================
Długo nie mogłam się zdecydować, czy ma być wieczna sielanka czy mam lekko namieszać. Wybrałam to drugie. Niewiele, ale zawsze xd
Przepraszam, że tak długo ale brak czasu, wiecie.
Następny rozdział należy do Cherry. Jeszcze się z nią dogadam, bo sama nie wiem, co chcę by było dalej.
Dobranoc i prosimy o komentarze ♥
Cristal.