środa, 26 marca 2014
wtorek, 25 marca 2014
Pytanie
No hej, hej, hej!
Next już niedługo, ale teraz nie o tym.
Ostatnio rozmyślałam o założeniu nowego bloga. Ale nie takiego z opowiadaniem (kolejny może będzie, kiedy skończę blog o A&A), ale takiego z one-shotami.
Ale nie byłyby tam tylko moje one-shoty.
Czasami może każdy z nas przesłałby jakiś na mój e-mail, a ja go z chęcią dodałabym, a być może to też byłaby niezła reklama dla waszego bloga albo waszego talentu. Ja też bym czasami coś dodawała.
To kto by chciał? Chciałby ktoś wysyłać mi czasami jakieś opowiadania, które z przyjemnością bym dodawała na tamten blog?
Jeśli będą chętni, to utworzę go jeszcze jutro, w wy piszcie mi w komentarzach, co myślicie. I czy ktoś by chciał coś tworzyć :)
Mylę się i kręcę, ale jestem już taka.
Proszę o odpowiedzi w komentarzach.
PS. Z boku dodałam ankietę, bo chcę wiedzieć, ile osób czyta opowiadanie ;)
Jeśli czytasz - kliknij.
Next już niedługo, ale teraz nie o tym.
Ostatnio rozmyślałam o założeniu nowego bloga. Ale nie takiego z opowiadaniem (kolejny może będzie, kiedy skończę blog o A&A), ale takiego z one-shotami.
Ale nie byłyby tam tylko moje one-shoty.
Czasami może każdy z nas przesłałby jakiś na mój e-mail, a ja go z chęcią dodałabym, a być może to też byłaby niezła reklama dla waszego bloga albo waszego talentu. Ja też bym czasami coś dodawała.
To kto by chciał? Chciałby ktoś wysyłać mi czasami jakieś opowiadania, które z przyjemnością bym dodawała na tamten blog?
Jeśli będą chętni, to utworzę go jeszcze jutro, w wy piszcie mi w komentarzach, co myślicie. I czy ktoś by chciał coś tworzyć :)
Mylę się i kręcę, ale jestem już taka.
Proszę o odpowiedzi w komentarzach.
PS. Z boku dodałam ankietę, bo chcę wiedzieć, ile osób czyta opowiadanie ;)
Jeśli czytasz - kliknij.
piątek, 14 marca 2014
Rozdział XIX
*Ross*
- Naprawdę cię nie rozumiem, Aileen, dlaczego byłaś taka wredna - powiedziałem rozgoryczony i niezdecydowany.
Tak naprawdę to była trochę moja wina, bo to ja tu zabrałem Laurę, ale już po wszystkim. Po całym incydencie.
Dziewczyna wzruszyła ramionami.
- Mówiłam całą prawdę.
- Żadne słowo, które padło z twoich ust nie było prawdą - warknęła Mary, która chyba polubiła Lau - nie było tam ani krzty prawdy. Czy ty dziewczyno jesteś głucha i ślepa?
- Bronisz jej? - blondynka zmarszczyła czoło - przecież to my jesteśmy przyjaciółkami.
- Nie przyjaźnię się z egoistkami - powiedziała brunetka, wstając - sama nie jesteś ani lepsza, ani ładniejsza. Nie tobie oceniać osoby, których nie znasz. Wszyscy są na równi, więc nie myśl, że jesteś lepsza albo ważniejsza.
- W moim świecie jestem najważniejsza - powiedziała dobitnie.
Patrzyłem oniemiały na koleżanki. Były przyjaciółkami i sąsiadkami od najmłodszych lat oraz nigdy się nie kłóciły. Przynajmniej przy mnie.
- Ale spójrz. Nie jesteś w swoim świecie, tylko w naszym wspólnym. I tu przypada ci udział średniego zainteresowania przeciwną płcią. Co, byłaś zazdrosna? O Johna czy o Rossa?
- Co? - szeroko otworzyła usta - nie byłam wcale zazdrosna. Ona nie ma szans u Johna. Prawda, kotku? - Aileen spojrzała na swojego chłopaka. Bała się odpowiedzi, czułem to i widziałem.
- Dajcie już sobie spokój z tymi bezsensownymi awanturami - rzekłem i również wstałem - nie rozumiem was. Przyprowadzam tylko na chwilę jedną przyjaciółkę, a wy już musicie się kłócić. Aileen jest jaka jest i nic tego nie zmieni. Jak już powiedziałem, egoistka pozostanie egoistką.
- Nie jestem egoistką - warknęła blondi.
- Spróbuj powiedzieć to sobie, nie kłamiąc. Miałem nadzieję, że jesteś inna.
- Bo jestem inna - powiedziała płaczliwie.
- Wątpię - odpowiedziałem obojętnie - spotkamy się kiedy indziej.
Ruszyłem w stronę wyjścia i wyszedłem z kawiarni.
~*~
*Laura*
- Co? Aileen jest zakochana w Rossie?! - wykrzyknęłam.
- Nie bądź zła ani zazdrosna - uśmiechnęła się Delly - Ailee ma problem w wyznawaniu uczuć. Podejrzewam, że kocha Johna, ale zawsze większą sympatią wielbiła Rossa.
Prychnęłam i spojrzałam obojętnie w ścianę.
- Nie jestem o niego zazdrosna.
- Powiedz to sobie - mruknęła Van.
- Przecież mówię! - krzyknęłam - i wiem, że mówię prawdę! Może i kiedyś będę w nim zakochana, ale on nie jest kompletnie mną zainteresowany.
Odwróciłam się na brzuch, chowając twarz w poduszkę.
- Mylisz się - powiedziała miękko Rydel - jesteś kompletnie w jego typie.
- Jestem zupełnie inna od Mai, a jednak był z nią przez kilka lat.
- Znał ją od dziecięcych lat. Przeżyli wiele pięknych chwil, ale i tak nigdy nie byli do końca ze sobą szczerzy. Są dwa typy miłości - tej prawdziwej i wymuszonej. Podejrzewam, że oboje wymusili u siebie miłość.
- W psychologa się bawisz? Każda miłość jest prawdziwa.
- Okej, źle to określiłam - powiedziała blondynka - jest ta jedyna i prawdziwa, i nie do końca prawdziwa.
Wzruszyłam ramionami.
- Mów, jak uważasz, ale nie będziesz żadnym naukowcem ani specem od miłości.
Dziewczyny wybuchnęły śmiechem.
- Oj Lau, Lau. Ty nigdy się nie zmienisz - Rydel pogłaskała mnie po plecach.
- No i dobrze - burknęłam - nie chcę być kimś innym, niż jestem naprawdę.
Zapanowała cisza, a ja wciąż chowałam głowę jak trusia za poduszkami. Nagle usłyszałam, jak dziewczyny wstają i próbują odejść. Uchyliłam rąbek falbanki, aby na nie spojrzeć. Kierowały się w stronę drzwi.
- A wy gdzie się wybieracie? - spytałam oskarżycielsko - chcecie mnie zostawić?
Vanessa spojrzała na mnie łagodnie.
- Idziemy do kina, bo ty wolisz siedzieć i się nad sobą użalać, a my nie chcemy tak spędzić pięknego przedpopołudnia. I jutro idziesz do szkoły, pamiętasz? Wolny czas już się skończył.
- Ja się nad sobą nie użalam - warknęłam - tylko nad słowami Aileen.
- Ciekawi mnie, od kiedy tak interesuje cię zdanie jednej osoby. Kiedyś mi powiedziałaś, że będziesz gotowa zrobić wszystko, aby dojść do celu. A teraz jedna idiotka cię zatrzymuje, a ty się poddajesz?
- Idę z wami - powiedziałam ostro, wstając i nakładając trampki na nogi.
- Ale Laura...
- Idę z wami - przerwałam jej - najwyżej, że mnie nie chcecie. Wtedy zrozumiem i pójdę nadal się użalać.
Blondynka westchnęła.
- Idziemy na wieczór filmowy do kina. Puszczą trzy filmy taneczne : w rytmie hip-hopu (polecam ;) - od aut), Step Up (także polecam) i Honey (polecam xd).
- Świetnie - podskoczyłam na jednej nodze jak małpka i zaklaskałam w dłonie - uwielbiam wszystkie trzy.
Zaczęłam tańczyć w kółko.
- Tancerek nie wpuszczą.
Wystawiłam jej język.
- Zapiszę się na kurs nauki hip-hopu - powiedziałam uśmiechnięta, podejmując natychmiastową decyzję.
- Ty potrafisz strasznie szybko zmieniać temat - odpowiedziała Vanessa - mogę pójść z tobą.
- Pójdą z wami też Ross i Riker. Ostatnio chcieli tam iść, ale jakoś nie wyszło. Teraz będą mieli powód - Rydel wybuchnęła śmiechem - widok tańczących, seksownych sióstr wprowadzi ich w zakłopotanie.
- Idziemy!
~*~
Gdy wszedłem do domu, nikogo nie było. Wkurzony na Aileen wywaliłem się na kanapę i zacząłem oglądać jakiś mecz piłki nożnej. Bez celu wpatrywałem się w toczącą się piłkę i wywalających oraz faulujących się piłkarzy. Po pół godzinie meczu sędzia dał jednemu czerwoną kartkę, a do domu wpadł Riker.
- Widziałeś dziewczyny?
Pokręciłem przecząco głową.
Zaczął się rozglądać po domu.
- Może gdzieś poszły - powiedziałem obojętnie.
- Stary, co jest?
- Nic - burknąłem niemiło - tylko wkurzają mnie dziewczyny. Nigdy ich nie zrozumiem. Jedna dla wszystkich potrafi być miła tylko nie dla drugiej, która jest dla ciebie ważna.
Spojrzał na mnie dziwnie.
- Aileen zaczęła obrażać Laurę i pokłóciły się w kawiarni.
Pokręcił zdegustowany głową.
- Aileen jest taka, a nie inna. Nie do ogarnięcia przez ludzki mózg.
- Byłeś w domu Marano? Może tam są.
- Kretynie, przecież ich dom jest zdemolowany i mieszkają u nas.
Walnąłem się w czoło.
- No tak. Ogarnięty ja.
Roześmiał się.
- Ale pójdę ich z tobą poszukać - zaproponowałem - chętnie wytłumaczę wszystko Lau.
- Chodźmy.
********************
Rozdział bez sensu, ale jest. Następny niedługo ;) ♥
- Naprawdę cię nie rozumiem, Aileen, dlaczego byłaś taka wredna - powiedziałem rozgoryczony i niezdecydowany.
Tak naprawdę to była trochę moja wina, bo to ja tu zabrałem Laurę, ale już po wszystkim. Po całym incydencie.
Dziewczyna wzruszyła ramionami.
- Mówiłam całą prawdę.
- Żadne słowo, które padło z twoich ust nie było prawdą - warknęła Mary, która chyba polubiła Lau - nie było tam ani krzty prawdy. Czy ty dziewczyno jesteś głucha i ślepa?
- Bronisz jej? - blondynka zmarszczyła czoło - przecież to my jesteśmy przyjaciółkami.
- Nie przyjaźnię się z egoistkami - powiedziała brunetka, wstając - sama nie jesteś ani lepsza, ani ładniejsza. Nie tobie oceniać osoby, których nie znasz. Wszyscy są na równi, więc nie myśl, że jesteś lepsza albo ważniejsza.
- W moim świecie jestem najważniejsza - powiedziała dobitnie.
Patrzyłem oniemiały na koleżanki. Były przyjaciółkami i sąsiadkami od najmłodszych lat oraz nigdy się nie kłóciły. Przynajmniej przy mnie.
- Ale spójrz. Nie jesteś w swoim świecie, tylko w naszym wspólnym. I tu przypada ci udział średniego zainteresowania przeciwną płcią. Co, byłaś zazdrosna? O Johna czy o Rossa?
- Co? - szeroko otworzyła usta - nie byłam wcale zazdrosna. Ona nie ma szans u Johna. Prawda, kotku? - Aileen spojrzała na swojego chłopaka. Bała się odpowiedzi, czułem to i widziałem.
- Dajcie już sobie spokój z tymi bezsensownymi awanturami - rzekłem i również wstałem - nie rozumiem was. Przyprowadzam tylko na chwilę jedną przyjaciółkę, a wy już musicie się kłócić. Aileen jest jaka jest i nic tego nie zmieni. Jak już powiedziałem, egoistka pozostanie egoistką.
- Nie jestem egoistką - warknęła blondi.
- Spróbuj powiedzieć to sobie, nie kłamiąc. Miałem nadzieję, że jesteś inna.
- Bo jestem inna - powiedziała płaczliwie.
- Wątpię - odpowiedziałem obojętnie - spotkamy się kiedy indziej.
Ruszyłem w stronę wyjścia i wyszedłem z kawiarni.
~*~
*Laura*
- Co? Aileen jest zakochana w Rossie?! - wykrzyknęłam.
- Nie bądź zła ani zazdrosna - uśmiechnęła się Delly - Ailee ma problem w wyznawaniu uczuć. Podejrzewam, że kocha Johna, ale zawsze większą sympatią wielbiła Rossa.
Prychnęłam i spojrzałam obojętnie w ścianę.
- Nie jestem o niego zazdrosna.
- Powiedz to sobie - mruknęła Van.
- Przecież mówię! - krzyknęłam - i wiem, że mówię prawdę! Może i kiedyś będę w nim zakochana, ale on nie jest kompletnie mną zainteresowany.
Odwróciłam się na brzuch, chowając twarz w poduszkę.
- Mylisz się - powiedziała miękko Rydel - jesteś kompletnie w jego typie.
- Jestem zupełnie inna od Mai, a jednak był z nią przez kilka lat.
- Znał ją od dziecięcych lat. Przeżyli wiele pięknych chwil, ale i tak nigdy nie byli do końca ze sobą szczerzy. Są dwa typy miłości - tej prawdziwej i wymuszonej. Podejrzewam, że oboje wymusili u siebie miłość.
- W psychologa się bawisz? Każda miłość jest prawdziwa.
- Okej, źle to określiłam - powiedziała blondynka - jest ta jedyna i prawdziwa, i nie do końca prawdziwa.
Wzruszyłam ramionami.
- Mów, jak uważasz, ale nie będziesz żadnym naukowcem ani specem od miłości.
Dziewczyny wybuchnęły śmiechem.
- Oj Lau, Lau. Ty nigdy się nie zmienisz - Rydel pogłaskała mnie po plecach.
- No i dobrze - burknęłam - nie chcę być kimś innym, niż jestem naprawdę.
Zapanowała cisza, a ja wciąż chowałam głowę jak trusia za poduszkami. Nagle usłyszałam, jak dziewczyny wstają i próbują odejść. Uchyliłam rąbek falbanki, aby na nie spojrzeć. Kierowały się w stronę drzwi.
- A wy gdzie się wybieracie? - spytałam oskarżycielsko - chcecie mnie zostawić?
Vanessa spojrzała na mnie łagodnie.
- Idziemy do kina, bo ty wolisz siedzieć i się nad sobą użalać, a my nie chcemy tak spędzić pięknego przedpopołudnia. I jutro idziesz do szkoły, pamiętasz? Wolny czas już się skończył.
- Ja się nad sobą nie użalam - warknęłam - tylko nad słowami Aileen.
- Ciekawi mnie, od kiedy tak interesuje cię zdanie jednej osoby. Kiedyś mi powiedziałaś, że będziesz gotowa zrobić wszystko, aby dojść do celu. A teraz jedna idiotka cię zatrzymuje, a ty się poddajesz?
- Idę z wami - powiedziałam ostro, wstając i nakładając trampki na nogi.
- Ale Laura...
- Idę z wami - przerwałam jej - najwyżej, że mnie nie chcecie. Wtedy zrozumiem i pójdę nadal się użalać.
Blondynka westchnęła.
- Idziemy na wieczór filmowy do kina. Puszczą trzy filmy taneczne : w rytmie hip-hopu (polecam ;) - od aut), Step Up (także polecam) i Honey (polecam xd).
- Świetnie - podskoczyłam na jednej nodze jak małpka i zaklaskałam w dłonie - uwielbiam wszystkie trzy.
Zaczęłam tańczyć w kółko.
- Tancerek nie wpuszczą.
Wystawiłam jej język.
- Zapiszę się na kurs nauki hip-hopu - powiedziałam uśmiechnięta, podejmując natychmiastową decyzję.
- Ty potrafisz strasznie szybko zmieniać temat - odpowiedziała Vanessa - mogę pójść z tobą.
- Pójdą z wami też Ross i Riker. Ostatnio chcieli tam iść, ale jakoś nie wyszło. Teraz będą mieli powód - Rydel wybuchnęła śmiechem - widok tańczących, seksownych sióstr wprowadzi ich w zakłopotanie.
- Idziemy!
~*~
Gdy wszedłem do domu, nikogo nie było. Wkurzony na Aileen wywaliłem się na kanapę i zacząłem oglądać jakiś mecz piłki nożnej. Bez celu wpatrywałem się w toczącą się piłkę i wywalających oraz faulujących się piłkarzy. Po pół godzinie meczu sędzia dał jednemu czerwoną kartkę, a do domu wpadł Riker.
- Widziałeś dziewczyny?
Pokręciłem przecząco głową.
Zaczął się rozglądać po domu.
- Może gdzieś poszły - powiedziałem obojętnie.
- Stary, co jest?
- Nic - burknąłem niemiło - tylko wkurzają mnie dziewczyny. Nigdy ich nie zrozumiem. Jedna dla wszystkich potrafi być miła tylko nie dla drugiej, która jest dla ciebie ważna.
Spojrzał na mnie dziwnie.
- Aileen zaczęła obrażać Laurę i pokłóciły się w kawiarni.
Pokręcił zdegustowany głową.
- Aileen jest taka, a nie inna. Nie do ogarnięcia przez ludzki mózg.
- Byłeś w domu Marano? Może tam są.
- Kretynie, przecież ich dom jest zdemolowany i mieszkają u nas.
Walnąłem się w czoło.
- No tak. Ogarnięty ja.
Roześmiał się.
- Ale pójdę ich z tobą poszukać - zaproponowałem - chętnie wytłumaczę wszystko Lau.
- Chodźmy.
********************
Rozdział bez sensu, ale jest. Następny niedługo ;) ♥
niedziela, 9 marca 2014
Rozdział XVIII
Do domu wróciliśmy mokrzy, ale także rozbawieni i zadowoleni. Wspaniały początek dnia.
Jakież było nasze zdziwienie, gdy na kanapie siedziała cała nasza rodzinka, wpatrując się w nas wyczekująco.
- Co się wam stało?! - spytała bezradnie Rydel.
- No cóż - wycedziłam - Rossowi chciało się kąpać. Ale głupek wziął mnie ze sobą.
- No a jak - powiedziała Vanessa - mąż chyba musi dbać o higienę swojej żony.
Wybuchnęłam śmiechem.
- No to było tylko takie przedstawienie, no - próbowałam się tłumaczyć - ale nie miałabym nic przeciwko.
Mój komentarz sprawił jeszcze większą falę wesołości.
- No ale kurcze, nie będzie mnie klepał po tyłku i zdradzał z fankami - powiedziałam z sarkazmem - od tego jest tylko jedna osoba - ja - wskazałam na siebie.
- Ty, Panna Idealna - rzekł Ross, popychając mnie delikatnie w stronę łazienki - idź się przygotuj, bo za godzinę wychodzimy.
- A gdzie idziecie? - spytała podejrzliwie Delly.
Rossy westchnął.
- Nie ma tu żadnej intrygi. Idziemy się spotkać z Aileen i pozostałymi.
- Uu, ktoś tu ma dziś zły humorek - zarechotał Riker.
- Jasne. Ty też nie byłbyś zadowolony, gdyby napadło cię stado rozwcieczonych nastolatek - skrzywił się, przypominając sobie o bólu.
- Brawo, Laura. Zemsta udana - powiedział Rocky.
Uśmiechnęłam się do niego z wyższością.
- Szare myszki zawsze tak mają. One umieją najwięcej knuć.
Pomachałam im z kolejnym ironicznym uśmieszkiem, lecąc na górę przygotować się na spotkanie.
~*~
Ubrałam się w kremową sukienkę do połowy uda i jeansową kurteczkę. Włosy wysuszyłam szybko suszarką, podkręcając je lokówką. Na nogi nałożyłam fioletowe trampki i zeszłam na dół.
Tam zastałam już gotowego Ross'a, który był ubrany w białą koszulkę i znoszone jeansy. Na nogach miał tenisówki.
- Serio Laura, serio? - gdy tylko zeszłam z ostatniego schodka, napadły mnie dziewczyny (przypominam : Vanessa, Rydel i Kelly - od aut).
Zmarszczyłam czoło i pokręciłam głową.
- Nie wiem, o co wam chodzi.
Chłopcy odwrócili się zainteresowani. Siedzieli na kanapie, oglądając Toma i Jerry'ego.
- O twoje obuwie.
Spojrzałam w dół.
- Trampki do sukienki? - cały czas mówiły chórem.
- Przerażacie mnie - stwierdziłam, cofając się na opak.
- Mam się pobawić w superbohatera, wyławiającego ofiarę z opresji? - spytał retorycznie Ross.
Pokiwałam głową.
- Jakbyś mógł - dziewczyny wciąż zbliżały się w moją stronę - one mają jakąś obsesję.
- Po prostu zmień buty - powiedziała Van.
Blondyn wstał z kanapy, porwał mnie na ręce i wypadł z domu.
- Nigdy wam jej nie oddam! - krzyknął, a potem zamknął z hukiem drzwi.
Roześmiałam się.
- Wariat - pstryknęłam go w nos, gdy stanął już na chodniku przed ogródkiem.
- Ale twój kochany wariat - uśmiechnął się szeroko, mierzwiąc mi włosy.
- Jasne. Chodźmy już, bo się spóźnimy.
Złapał mnie za ramię.
- Tak ci się spieszy ich poznać?
Wzruszyłam ramionami. Zaczęliśmy iść.
- Lubię nowe znajomości.
~*~
Najbardziej wkurzające w publicznych spacerach są fotoreporterzy. Zapewne już za kilka godzin w internecie powstanie afera, że jesteśmy razem.
- To tutaj - z zamyślenia wyrwał mnie Lynch, wchodząc do kawiarni "La Cafe".
Poszłam za jego przykładem.
To moich nozdrzy od razu dotarł zapach mielonej kawy, ciast i różnych wypieków. Umeblowanie i ten klimat tworzyło naprawdę sympatyczne miejsce.
Zauważyłam Rossa, który witał się przybiciem żółwika z dwoma chłopakami. Podeszłam niepewnie do zgromadzonej grupki.
- Pozwólcie, że wam przedstawię Laurę - Rossy objął mnie ramieniem, każąc podejść jeszcze bliżej. Sześć par oczu wpatrywała się we mnie.
- Cześć, Lau - Maia się uśmiechnęła, wstała i przytuliła mnie lekko.
Zaskoczyła mnie tym lekko, ale było to naprawdę miłe.
- Cześć - mruknął Stephen.
Po chwili podszedł do mnie jeden z nowopoznanych chłopaków, brunet.
Pocałował mnie w rękę.
- Jestem Matt.
- Laura.
- Powinnam być zazdrosna? - wstała jedna dziewczyna, chichocząc.
Uśmiechnęłam się szeroko.
- Nie, zupełnie nie - odrzekłam.
- Jestem Mary - podała mi rękę. Matt objął ją opiekuńczo ramieniem.
- A ja jestem John. John Craven - kolejny ucałował mi rękę.
- Laura. Laura Marano - starałam się trochę rozluźnić i tak napiętą sytuację.
Nastała cisza. Jedna blondynka nadal siedziała przy stoliku, popijając szarmancko napój.
- Aileen, może się przywitasz? - spytała ją trochę niemiło Maia.
- Hej - mruknęła.
- No cóż - westchnął Ross - zakochani w sobie na zawsze pozostaną zakochanymi w sobie.
- Nie jestem w sobie zakochana - warknęła, a na jej czoło wtargnęły zmarszczki. Zdenerwowała się - wiesz, że jestem aspołeczna.
Wzruszył obojętnie ramionami.
- Siadaj i zamów coś sobie - odsunął mi krzesło.
Posłusznie usiadłam. Spojrzałam w kartę.
- Coś polecasz? - szepnęłam do siedzącego obok Rossa.
- Spoko, zamówię za ciebie - uśmiechnął się łobuzersko, zabierając mi menu - kelner!
- Opowiedzcie mi coś o sobie - poprosiłam.
Z całej ich gadaniny zrozumiałam, że Mary, tak jak ja albo Lynchowie, interesuje się muzyką i umie grać na gitarze elektrycznej; Matt interesuje się chemią i chce zostać chemikiem oraz jest kapitanem szkolnej drużyny piłki nożnej; John też należy do drużyny i interesuje się jedynie sportem. Aileen prawie w ogóle się nie odzywała. O sobie nie powiedziała nic, a złośliwie komentowała moje wypowiedzi. Blondi podobno kocha biologię i chce iść na medycynę. Ciekawe, czy wpuszczą tam naburmuszoną nastolatkę.
Po wypiciu pysznej kawy i zjedzeniu pysznego kawałka ciasta, rozmawialiśmy teraz luźno o wszystkim, co ślina nam na język przyniosła.
- Ja tak naprawdę nigdy nie byłam na prawdziwym meczu piłki nożnej. Rodziców to nigdy nie interesowało.
- Oj, biedactwo - powiedziała ironicznie Aileen.
Zignorowałam ją zupełnie.
- Możesz przyjść kiedyś do nas, do szkoły - John mrugnął do mnie, na co się uśmiechnęłam.
- Bardzo chętnie, ale czy mnie wpuszczą?
- Jasne, że tak.
- Ross, jak to jest żyć z myślą, że jakaś marna blogerka bez talentu reklamuje się na was? - Aileen dawała mi popalić.
Wkurzyła mnie.
- Dość! - warknęłam, wstając i stukając rękoma w stół - mogłabyś dać w końcu spokój? Nie wiem, czemu mnie tak nie lubisz, ale mogłabyś już skończyć z tą pieprzoną arogancją.
Wstała również. Mierzyłyśmy się wzrokiem.
- Prawda boli, co? Bo gdyby nie Ross, to byłabyś nikim - wysyczała mi to prosto w twarz.
- No cóż, teraz się o tym nie przekonamy!
Mogę się założyć, że robimy niezłe widowisko.
- Ale ja to wiem - powiedziała jadowicie - nie masz ani grama talentu, a reklamujesz się na lepszych od siebie.
- Laura, usiądź - Ross próbował załagodzić sytuację, bo cała reszta siedziała zadziwiona z szeroko otwartymi oczami. Strzepnęłam jego dłoń.
- Nie mam talentu, co? To może się przekonamy?
- Nie będę się mierzyła z kimś, kto należy do marginesu społeczności.
Zadała mi cios poniżej pasa.
- Zamknij się, Aileen! - krzyknęła Mary, ale było już za późno.
Nałożyłam szybko na ramię torebkę i chciałam wstać, ale Rossy mnie zatrzymał.
- Zaczekaj.
Pokręciłam przecząco głową.
- Nie, Ross. Spotkamy się w domu. Trzymaj, zapłać za mnie - podałam mu do dłoni dziesięciodolarowy banknot i wyszłam z budynku.
~*~
- Naprawdę nie wiem, co ją mogło napaść - Rydel przytulała mnie w domu, na kanapie - znam dość dobrze Aileen i nigdy tak się nie zachowywała.
- Po prostu mnie nie lubi.
- Musi mieć jakiś powód - powiedziała Vanessa.
- Nazwała mnie marną blogerką, bez grama talentu i która się na was promuje.
Rydel się roześmiała.
- Aileen jest zazdrosna.
Zmarszczyłam czoło.
- Co? Niby o co?
- Wyznała mi kiedyś w tajemnicy, że podoba jej się Ross. W internecie świeci pełno waszymi fotkami, to wpada w paranoję. A no właśnie, nic nie słyszałyście.
I czego to się nie robi dla odwzajemnionej miłości?
Miłość niespełniona to specyficzny rodzaj nienawiści.
****************
Hej hej hej!
Rozdział miał być wcześnie, ale nie mogłam. Już jest!
Dziękuję za multum komentarzy.
Następny już niedługo (:
Mam zły humorek...
Jakież było nasze zdziwienie, gdy na kanapie siedziała cała nasza rodzinka, wpatrując się w nas wyczekująco.
- Co się wam stało?! - spytała bezradnie Rydel.
- No cóż - wycedziłam - Rossowi chciało się kąpać. Ale głupek wziął mnie ze sobą.
- No a jak - powiedziała Vanessa - mąż chyba musi dbać o higienę swojej żony.
Wybuchnęłam śmiechem.
- No to było tylko takie przedstawienie, no - próbowałam się tłumaczyć - ale nie miałabym nic przeciwko.
Mój komentarz sprawił jeszcze większą falę wesołości.
- No ale kurcze, nie będzie mnie klepał po tyłku i zdradzał z fankami - powiedziałam z sarkazmem - od tego jest tylko jedna osoba - ja - wskazałam na siebie.
- Ty, Panna Idealna - rzekł Ross, popychając mnie delikatnie w stronę łazienki - idź się przygotuj, bo za godzinę wychodzimy.
- A gdzie idziecie? - spytała podejrzliwie Delly.
Rossy westchnął.
- Nie ma tu żadnej intrygi. Idziemy się spotkać z Aileen i pozostałymi.
- Uu, ktoś tu ma dziś zły humorek - zarechotał Riker.
- Jasne. Ty też nie byłbyś zadowolony, gdyby napadło cię stado rozwcieczonych nastolatek - skrzywił się, przypominając sobie o bólu.
- Brawo, Laura. Zemsta udana - powiedział Rocky.
Uśmiechnęłam się do niego z wyższością.
- Szare myszki zawsze tak mają. One umieją najwięcej knuć.
Pomachałam im z kolejnym ironicznym uśmieszkiem, lecąc na górę przygotować się na spotkanie.
~*~
Ubrałam się w kremową sukienkę do połowy uda i jeansową kurteczkę. Włosy wysuszyłam szybko suszarką, podkręcając je lokówką. Na nogi nałożyłam fioletowe trampki i zeszłam na dół.
Tam zastałam już gotowego Ross'a, który był ubrany w białą koszulkę i znoszone jeansy. Na nogach miał tenisówki.
- Serio Laura, serio? - gdy tylko zeszłam z ostatniego schodka, napadły mnie dziewczyny (przypominam : Vanessa, Rydel i Kelly - od aut).
Zmarszczyłam czoło i pokręciłam głową.
- Nie wiem, o co wam chodzi.
Chłopcy odwrócili się zainteresowani. Siedzieli na kanapie, oglądając Toma i Jerry'ego.
- O twoje obuwie.
Spojrzałam w dół.
- Trampki do sukienki? - cały czas mówiły chórem.
- Przerażacie mnie - stwierdziłam, cofając się na opak.
- Mam się pobawić w superbohatera, wyławiającego ofiarę z opresji? - spytał retorycznie Ross.
Pokiwałam głową.
- Jakbyś mógł - dziewczyny wciąż zbliżały się w moją stronę - one mają jakąś obsesję.
- Po prostu zmień buty - powiedziała Van.
Blondyn wstał z kanapy, porwał mnie na ręce i wypadł z domu.
- Nigdy wam jej nie oddam! - krzyknął, a potem zamknął z hukiem drzwi.
Roześmiałam się.
- Wariat - pstryknęłam go w nos, gdy stanął już na chodniku przed ogródkiem.
- Ale twój kochany wariat - uśmiechnął się szeroko, mierzwiąc mi włosy.
- Jasne. Chodźmy już, bo się spóźnimy.
Złapał mnie za ramię.
- Tak ci się spieszy ich poznać?
Wzruszyłam ramionami. Zaczęliśmy iść.
- Lubię nowe znajomości.
~*~
Najbardziej wkurzające w publicznych spacerach są fotoreporterzy. Zapewne już za kilka godzin w internecie powstanie afera, że jesteśmy razem.
- To tutaj - z zamyślenia wyrwał mnie Lynch, wchodząc do kawiarni "La Cafe".
Poszłam za jego przykładem.
To moich nozdrzy od razu dotarł zapach mielonej kawy, ciast i różnych wypieków. Umeblowanie i ten klimat tworzyło naprawdę sympatyczne miejsce.
Zauważyłam Rossa, który witał się przybiciem żółwika z dwoma chłopakami. Podeszłam niepewnie do zgromadzonej grupki.
- Pozwólcie, że wam przedstawię Laurę - Rossy objął mnie ramieniem, każąc podejść jeszcze bliżej. Sześć par oczu wpatrywała się we mnie.
- Cześć, Lau - Maia się uśmiechnęła, wstała i przytuliła mnie lekko.
Zaskoczyła mnie tym lekko, ale było to naprawdę miłe.
- Cześć - mruknął Stephen.
Po chwili podszedł do mnie jeden z nowopoznanych chłopaków, brunet.
Pocałował mnie w rękę.
- Jestem Matt.
- Laura.
- Powinnam być zazdrosna? - wstała jedna dziewczyna, chichocząc.
Uśmiechnęłam się szeroko.
- Nie, zupełnie nie - odrzekłam.
- Jestem Mary - podała mi rękę. Matt objął ją opiekuńczo ramieniem.
- A ja jestem John. John Craven - kolejny ucałował mi rękę.
- Laura. Laura Marano - starałam się trochę rozluźnić i tak napiętą sytuację.
Nastała cisza. Jedna blondynka nadal siedziała przy stoliku, popijając szarmancko napój.
- Aileen, może się przywitasz? - spytała ją trochę niemiło Maia.
- Hej - mruknęła.
- No cóż - westchnął Ross - zakochani w sobie na zawsze pozostaną zakochanymi w sobie.
- Nie jestem w sobie zakochana - warknęła, a na jej czoło wtargnęły zmarszczki. Zdenerwowała się - wiesz, że jestem aspołeczna.
Wzruszył obojętnie ramionami.
- Siadaj i zamów coś sobie - odsunął mi krzesło.
Posłusznie usiadłam. Spojrzałam w kartę.
- Coś polecasz? - szepnęłam do siedzącego obok Rossa.
- Spoko, zamówię za ciebie - uśmiechnął się łobuzersko, zabierając mi menu - kelner!
- Opowiedzcie mi coś o sobie - poprosiłam.
Z całej ich gadaniny zrozumiałam, że Mary, tak jak ja albo Lynchowie, interesuje się muzyką i umie grać na gitarze elektrycznej; Matt interesuje się chemią i chce zostać chemikiem oraz jest kapitanem szkolnej drużyny piłki nożnej; John też należy do drużyny i interesuje się jedynie sportem. Aileen prawie w ogóle się nie odzywała. O sobie nie powiedziała nic, a złośliwie komentowała moje wypowiedzi. Blondi podobno kocha biologię i chce iść na medycynę. Ciekawe, czy wpuszczą tam naburmuszoną nastolatkę.
Po wypiciu pysznej kawy i zjedzeniu pysznego kawałka ciasta, rozmawialiśmy teraz luźno o wszystkim, co ślina nam na język przyniosła.
- Ja tak naprawdę nigdy nie byłam na prawdziwym meczu piłki nożnej. Rodziców to nigdy nie interesowało.
- Oj, biedactwo - powiedziała ironicznie Aileen.
Zignorowałam ją zupełnie.
- Możesz przyjść kiedyś do nas, do szkoły - John mrugnął do mnie, na co się uśmiechnęłam.
- Bardzo chętnie, ale czy mnie wpuszczą?
- Jasne, że tak.
- Ross, jak to jest żyć z myślą, że jakaś marna blogerka bez talentu reklamuje się na was? - Aileen dawała mi popalić.
Wkurzyła mnie.
- Dość! - warknęłam, wstając i stukając rękoma w stół - mogłabyś dać w końcu spokój? Nie wiem, czemu mnie tak nie lubisz, ale mogłabyś już skończyć z tą pieprzoną arogancją.
Wstała również. Mierzyłyśmy się wzrokiem.
- Prawda boli, co? Bo gdyby nie Ross, to byłabyś nikim - wysyczała mi to prosto w twarz.
- No cóż, teraz się o tym nie przekonamy!
Mogę się założyć, że robimy niezłe widowisko.
- Ale ja to wiem - powiedziała jadowicie - nie masz ani grama talentu, a reklamujesz się na lepszych od siebie.
- Laura, usiądź - Ross próbował załagodzić sytuację, bo cała reszta siedziała zadziwiona z szeroko otwartymi oczami. Strzepnęłam jego dłoń.
- Nie mam talentu, co? To może się przekonamy?
- Nie będę się mierzyła z kimś, kto należy do marginesu społeczności.
Zadała mi cios poniżej pasa.
- Zamknij się, Aileen! - krzyknęła Mary, ale było już za późno.
Nałożyłam szybko na ramię torebkę i chciałam wstać, ale Rossy mnie zatrzymał.
- Zaczekaj.
Pokręciłam przecząco głową.
- Nie, Ross. Spotkamy się w domu. Trzymaj, zapłać za mnie - podałam mu do dłoni dziesięciodolarowy banknot i wyszłam z budynku.
~*~
- Naprawdę nie wiem, co ją mogło napaść - Rydel przytulała mnie w domu, na kanapie - znam dość dobrze Aileen i nigdy tak się nie zachowywała.
- Po prostu mnie nie lubi.
- Musi mieć jakiś powód - powiedziała Vanessa.
- Nazwała mnie marną blogerką, bez grama talentu i która się na was promuje.
Rydel się roześmiała.
- Aileen jest zazdrosna.
Zmarszczyłam czoło.
- Co? Niby o co?
- Wyznała mi kiedyś w tajemnicy, że podoba jej się Ross. W internecie świeci pełno waszymi fotkami, to wpada w paranoję. A no właśnie, nic nie słyszałyście.
I czego to się nie robi dla odwzajemnionej miłości?
Miłość niespełniona to specyficzny rodzaj nienawiści.
****************
Hej hej hej!
Rozdział miał być wcześnie, ale nie mogłam. Już jest!
Dziękuję za multum komentarzy.
Następny już niedługo (:
Mam zły humorek...
niedziela, 2 marca 2014
Rozdział XVII
Gdy wstałam z samego rana, zrobiło mi się głupio. Bez potrzeby nakrzyczałam na Rossa i do tego zrobiłam z siebie idiotkę na oczach moich idoli i jednocześnie przyjaciół. Marzenie każdej nastolatki...
Na zegarku wybijała godzina szósta, a ja na palcach zeszłam po skrzypiących schodach na dół. Nie miałam żadnego obranego celu, po prostu nie miałam ochoty siedzieć w pustym pokoju. Chociaż salon też nie był inny. Bez tej kochanej rodzinki było tak... cicho i pusto.
Za piżamę miałam spodenki dresowe do kolana i ukochaną bluzkę taty. Nigdy się z nią nie rozstawałam, zawsze ją nosiłam.
Weszłam do kuchni, aby napić się wody i ze zdziwienia wpadłam na drzwi.
- Cześć - mruknął ponuro Ross - słuchaj, ja przepra...
- Nie, to ja przepraszam - podeszłam do niego trochę bliżej - po prostu miałam wczoraj gorszy dzień i nienawidzę, jak ktoś bez powodu wtrąca się w moje sprawy.
- Misiek? - zaproponował.
- Misiek - zgodziłam się, uśmiechając się szeroko.
Przytuliliśmy się naprawdę bardzo mocno i na bardzo długo. Aż jego dziewczyna, której na razie nie ma, powinna już teraz być zazdrosna.
Kurcze, ja nie potrafię się długo gniewać na tego gościa. Po prostu on mnie zaraża optymizmem i zawsze jest mi weselej. Ot tak, po prostu.
- No to jakie na dziś mamy plany? - wskoczyłam na blat, siadając wygodnie, machając nogami i patrząc na blondyna. Właśnie wyjmował wszystko z lodówki na stół.
- My? - zdziwił się.
- A co, przeszkadza ci moja obecność? - udawałam, że się obrażam.
- Nie, nie - zaśmiał się - jakoś dziwi mnie fakt, że chcesz ze mną spędzać tyle czasu.
- To takie dramatyczne - powiedziałam z sarkazmem. Spojrzałam na rzeczy wyjmowane przez Rossa z lodówki - to ty taki głodny? - wskazałam na górę jedzenia.
Rzucił mi wyzywające spojrzenie.
- A nawet jeśli, to co?
Wzruszyłam ramionami.
- Tak pytam. Nie wiedziałam, że mamy goryla w domu - odpowiedziałam znużona.
Prychnął.
- Milutka jesteś.
- No a jak inaczej - wyszczerzyłam zęby w uśmiechu - jak milutka, to tylko Laura.
Roześmiał się.
- Ta, jasne. A jeśli tak bardzo chcesz ze mną spędzać czas, to możesz iść ze mną do kawiarni. Umówiłem się tam z kilkorgiem moich znajomych. Możesz ich poznać. W sumie, dwójkę już znasz.
- Maia i Stephen? - próbowałam zgadnąć.
Pokiwał głową.
- Maia uparła się, żebyśmy się przyjaźnili - nalał trochę oleju na patelnię - i postarałem się zaakceptować Stephena. Przyjdą jeszcze Mary wraz z Mattem i Aileen z Johnem. Wszyscy są w związku.
- Czyli tylko my będziemy niezależni.
Uniósł kąciki ust w uśmiechu.
- Tylko my - mruknął sam do siebie i zaczął rozbijać jajka nad patelnią. Wstałam z blatu i podeszłam do nowego rodzinnego kucharza.
- To co tam? Robisz jajecznicę?
Pokiwał głową.
- To mi też zrób, kochanie - powiedziałam, uśmiechając się znowu. Spojrzał na mnie pytająco - no co? Też chcę spróbować nowego dania zrobionego przez Rossa Lyncha!
Parsknął śmiechem.
- Dobre sobie.
- Zaraz wracam - rzuciłam mu i pobiegłam na górę.
Pomimo wczesnej godziny postanowiłam umyć się i ubrać. Wzięłam szybki prysznic i ubrałam się w krótkie jeansowe spodenki i białą koszulkę. Na nogi założyłam czarne trampki i gotowa zeszłam na dół. Tam na stole czekała już parująca jajecznica i herbata.
- Siadaj - uśmiechnął się blondyn, który już zajadał śniadanie.
- Dzięki - mruknęłam, siadając na krześle naprzeciw niego.
Spoglądałam na niego ukradkiem.
- Mam coś na twarzy czy co? - spytał mnie rozbawiony po kilku chwilach.
Spaliłam buraka i nie odpowiedziałam. Wbiłam wzrok w mój talerz i nie odezwałam się do niego ani razu.
- Czy coś się stało? - spytał mnie zmartwiony - powiedziałem coś nie tak?
Pokręciłam przecząco głową.
- Nie ważne. O której jesteś umówiony ze swoimi znajomymi? - zmieniłam zwinnie temat.
- O jedenastej.
Spojrzałam na zegarek.
- Jest siódma - westchnęłam - co by tu robić przez prawie cztery godziny? - zastanawiałam się na głos.
Ross spojrzał na mnie krzywo.
- Czy ty wątpisz w umiejętności Rossa Lyncha, nowego kucharza rodziny?
- No co ty, jakbym śmiała - powiedziałam z ironią i uśmiechnęłam się.
- Chodź, przejdziemy się - wyciągnął do mnie rękę. Uścisnęłam ją, ale potem spojrzałam na jego ubranie.
Uniosłam brwi do góry.
- Ale w piżamie?
~*~
Już po pół godzinie spacerowaliśmy po plaży. Gorący piasek parzył trochę w nogi, a słońce pięknie grzało. Mnóstwo ludzi się już kąpało w wodzie pomimo tak wczesnej godziny.
Żartowaliśmy sobie, śmialiśmy się ze wszystkiego i rozmawialiśmy o wszystkim.
- A z kim pierwszy raz się całowałaś? - rzucił temat Ross.
Zaczerwieniłam się trochę.
- Z kolegą. Byliśmy ze sobą przez tydzień, ale potem stwierdziliśmy, że nic nam z tego nie wyjdzie.Teraz siedzi z rodzicami we Francji. A ty?
Zamilkł na dłuższy moment.
- Z Maią - mruknął.
Między nami zapanowała długa i niezręczna cisza.
- Poznaliśmy się mając 14 lat. Po roku zaczęliśmy ze sobą chodzić.
- Serio? Chodziliście ponad 2 lata, a ona tak po prostu cię rzuciła dla kolegi, który do niej przyjechał?
Wzruszył ramionami.
- Najwidoczniej nie jest ona przeznaczona dla mnie.
- A ciekawe kto jest.
- A kto wie - zrobił brewki - że to nie możesz być nawet ty, kochanie?
Klepnął mnie w tyłek.
- Jasne, chciałbyś. I nie klep mnie, bo się zemszczę.
- Ciekawe jak - normalnie zachichotał.
- Chcesz się przekonać?
- Pokaż mi swoje umiejętności aktorskie, które tak wychwalasz.
Dałam mu sójkę w bok.
Szliśmy dalej w ciszy, tylko że ta była miła.
- No co? Rezygnujesz? - spytał zaczepnie po kilkunastu minutach.
- Obmyślam plan.
Szliśmy tak jeszcze z kwadrans, kiedy zobaczyłam, że niedaleko nas stoi tłumek fanek R5, które widziałam na koncercie.
- Zaczynamy przedstawienie - uśmiechnęłam się szeroko - Ej, ludzie, patrzcie, to Ross Lynch z R5! - wydarłam się.
Mnóstwo osób zwróciło na mnie uwagę.
- Laura, co ty...
- Widzicie? On do mnie coś mówi! - przerwałam mu - no to jest już miłość, no!
Niektórzy się roześmiali.
- Lau, nie wiem, co ty wyrabiasz, ale...
Rzuciłam mu się na ramiona, jednocześnie wywalając go na piasek.
- No to co, Rossiu, będziesz moim mężem? - powiedziałam zadowolona z siebie.
- Jasne, czemu nie - uśmiechnął się, podnosząc mnie na rękach - ludzie, przedstawiam wam moją nową żonę, Laurę!
Zeskoczyłam mu z ramion. Zazdrosne fanki spojrzały na mnie z nienawiścią, a po chwili, przepychając się jedna przez drugą, zaczęły biec w stronę Lyncha. Rzuciły się na niego grupką, a ja wybuchnęłam melodyjnym śmiechem.
- To jest mój mąż...
- No ty chyba żartujesz...
- Nie zasługujesz na niego...
Takie i inne teksty słyszałam z ust zazdrosnych nastolatek. Ross cudem wydostał się spod ich kupki.
- No dobra, zemsta była słodka, co? - spytał zdyszany.
- Jasne - wystawiłam mu język - nie ma to jak patrzeć, jak fanki rzucają się na mojego nowego męża. Jak śmiesz mnie zdradzać, śmieciu? - spoliczkowałam go lekko.
Chłopak się roześmiał.
- Śmieciu, tak? Popływamy razem, kochanie?
- Nie odważysz się. Już raz mi to zrobiłeś.
- Teraz zrobię to razem z tobą.
Podniósł mnie na rękach i razem ze mną wskoczył prosto do morza. Zakrztusiłam się wodą i ledwo łapałam oddech. Gdy unormowało mi się wszystko i poczułam twardy grunt pod nogami, zaczęłam bić chłopaka po klacie. Jęknął z bólu.
- Co ty tak jesz, co?
- Twoją jajecznicę. Chcesz mnie utopić, co? Wtedy będziesz mnie mógł zdradzać bez skrupułów.
- Już, cicho - przyłożył mi rękę do ust - jesteś jak typowa żona - marudzisz cały czas. Idziemy już do domu - podniósł mnie i posadził sobie na baranach.
Zadowolona machałam nogami, jak wcześniej w kuchni.
- Kocham mojego nowego męża - krzyknęłam i znów się roześmiałam.
****************************************************
Rozdział nijaki i krótki z powodu braku czasu i weny. Ale ja tak mam często xd
W następnym rozdziale będzie spotkanie z znajomymi Rossa, a Laura niezbyt polubi jego jedną koleżankę... :D
Za tydzień? Zapewne ♥
Czekam na komentarze!
Do następnego ♥
Na zegarku wybijała godzina szósta, a ja na palcach zeszłam po skrzypiących schodach na dół. Nie miałam żadnego obranego celu, po prostu nie miałam ochoty siedzieć w pustym pokoju. Chociaż salon też nie był inny. Bez tej kochanej rodzinki było tak... cicho i pusto.
Za piżamę miałam spodenki dresowe do kolana i ukochaną bluzkę taty. Nigdy się z nią nie rozstawałam, zawsze ją nosiłam.
Weszłam do kuchni, aby napić się wody i ze zdziwienia wpadłam na drzwi.
- Cześć - mruknął ponuro Ross - słuchaj, ja przepra...
- Nie, to ja przepraszam - podeszłam do niego trochę bliżej - po prostu miałam wczoraj gorszy dzień i nienawidzę, jak ktoś bez powodu wtrąca się w moje sprawy.
- Misiek? - zaproponował.
- Misiek - zgodziłam się, uśmiechając się szeroko.
Przytuliliśmy się naprawdę bardzo mocno i na bardzo długo. Aż jego dziewczyna, której na razie nie ma, powinna już teraz być zazdrosna.
Kurcze, ja nie potrafię się długo gniewać na tego gościa. Po prostu on mnie zaraża optymizmem i zawsze jest mi weselej. Ot tak, po prostu.
- No to jakie na dziś mamy plany? - wskoczyłam na blat, siadając wygodnie, machając nogami i patrząc na blondyna. Właśnie wyjmował wszystko z lodówki na stół.
- My? - zdziwił się.
- A co, przeszkadza ci moja obecność? - udawałam, że się obrażam.
- Nie, nie - zaśmiał się - jakoś dziwi mnie fakt, że chcesz ze mną spędzać tyle czasu.
- To takie dramatyczne - powiedziałam z sarkazmem. Spojrzałam na rzeczy wyjmowane przez Rossa z lodówki - to ty taki głodny? - wskazałam na górę jedzenia.
Rzucił mi wyzywające spojrzenie.
- A nawet jeśli, to co?
Wzruszyłam ramionami.
- Tak pytam. Nie wiedziałam, że mamy goryla w domu - odpowiedziałam znużona.
Prychnął.
- Milutka jesteś.
- No a jak inaczej - wyszczerzyłam zęby w uśmiechu - jak milutka, to tylko Laura.
Roześmiał się.
- Ta, jasne. A jeśli tak bardzo chcesz ze mną spędzać czas, to możesz iść ze mną do kawiarni. Umówiłem się tam z kilkorgiem moich znajomych. Możesz ich poznać. W sumie, dwójkę już znasz.
- Maia i Stephen? - próbowałam zgadnąć.
Pokiwał głową.
- Maia uparła się, żebyśmy się przyjaźnili - nalał trochę oleju na patelnię - i postarałem się zaakceptować Stephena. Przyjdą jeszcze Mary wraz z Mattem i Aileen z Johnem. Wszyscy są w związku.
- Czyli tylko my będziemy niezależni.
Uniósł kąciki ust w uśmiechu.
- Tylko my - mruknął sam do siebie i zaczął rozbijać jajka nad patelnią. Wstałam z blatu i podeszłam do nowego rodzinnego kucharza.
- To co tam? Robisz jajecznicę?
Pokiwał głową.
- To mi też zrób, kochanie - powiedziałam, uśmiechając się znowu. Spojrzał na mnie pytająco - no co? Też chcę spróbować nowego dania zrobionego przez Rossa Lyncha!
Parsknął śmiechem.
- Dobre sobie.
- Zaraz wracam - rzuciłam mu i pobiegłam na górę.
Pomimo wczesnej godziny postanowiłam umyć się i ubrać. Wzięłam szybki prysznic i ubrałam się w krótkie jeansowe spodenki i białą koszulkę. Na nogi założyłam czarne trampki i gotowa zeszłam na dół. Tam na stole czekała już parująca jajecznica i herbata.
- Siadaj - uśmiechnął się blondyn, który już zajadał śniadanie.
- Dzięki - mruknęłam, siadając na krześle naprzeciw niego.
Spoglądałam na niego ukradkiem.
- Mam coś na twarzy czy co? - spytał mnie rozbawiony po kilku chwilach.
Spaliłam buraka i nie odpowiedziałam. Wbiłam wzrok w mój talerz i nie odezwałam się do niego ani razu.
- Czy coś się stało? - spytał mnie zmartwiony - powiedziałem coś nie tak?
Pokręciłam przecząco głową.
- Nie ważne. O której jesteś umówiony ze swoimi znajomymi? - zmieniłam zwinnie temat.
- O jedenastej.
Spojrzałam na zegarek.
- Jest siódma - westchnęłam - co by tu robić przez prawie cztery godziny? - zastanawiałam się na głos.
Ross spojrzał na mnie krzywo.
- Czy ty wątpisz w umiejętności Rossa Lyncha, nowego kucharza rodziny?
- No co ty, jakbym śmiała - powiedziałam z ironią i uśmiechnęłam się.
- Chodź, przejdziemy się - wyciągnął do mnie rękę. Uścisnęłam ją, ale potem spojrzałam na jego ubranie.
Uniosłam brwi do góry.
- Ale w piżamie?
~*~
Już po pół godzinie spacerowaliśmy po plaży. Gorący piasek parzył trochę w nogi, a słońce pięknie grzało. Mnóstwo ludzi się już kąpało w wodzie pomimo tak wczesnej godziny.
Żartowaliśmy sobie, śmialiśmy się ze wszystkiego i rozmawialiśmy o wszystkim.
- A z kim pierwszy raz się całowałaś? - rzucił temat Ross.
Zaczerwieniłam się trochę.
- Z kolegą. Byliśmy ze sobą przez tydzień, ale potem stwierdziliśmy, że nic nam z tego nie wyjdzie.Teraz siedzi z rodzicami we Francji. A ty?
Zamilkł na dłuższy moment.
- Z Maią - mruknął.
Między nami zapanowała długa i niezręczna cisza.
- Poznaliśmy się mając 14 lat. Po roku zaczęliśmy ze sobą chodzić.
- Serio? Chodziliście ponad 2 lata, a ona tak po prostu cię rzuciła dla kolegi, który do niej przyjechał?
Wzruszył ramionami.
- Najwidoczniej nie jest ona przeznaczona dla mnie.
- A ciekawe kto jest.
- A kto wie - zrobił brewki - że to nie możesz być nawet ty, kochanie?
Klepnął mnie w tyłek.
- Jasne, chciałbyś. I nie klep mnie, bo się zemszczę.
- Ciekawe jak - normalnie zachichotał.
- Chcesz się przekonać?
- Pokaż mi swoje umiejętności aktorskie, które tak wychwalasz.
Dałam mu sójkę w bok.
Szliśmy dalej w ciszy, tylko że ta była miła.
- No co? Rezygnujesz? - spytał zaczepnie po kilkunastu minutach.
- Obmyślam plan.
Szliśmy tak jeszcze z kwadrans, kiedy zobaczyłam, że niedaleko nas stoi tłumek fanek R5, które widziałam na koncercie.
- Zaczynamy przedstawienie - uśmiechnęłam się szeroko - Ej, ludzie, patrzcie, to Ross Lynch z R5! - wydarłam się.
Mnóstwo osób zwróciło na mnie uwagę.
- Laura, co ty...
- Widzicie? On do mnie coś mówi! - przerwałam mu - no to jest już miłość, no!
Niektórzy się roześmiali.
- Lau, nie wiem, co ty wyrabiasz, ale...
Rzuciłam mu się na ramiona, jednocześnie wywalając go na piasek.
- No to co, Rossiu, będziesz moim mężem? - powiedziałam zadowolona z siebie.
- Jasne, czemu nie - uśmiechnął się, podnosząc mnie na rękach - ludzie, przedstawiam wam moją nową żonę, Laurę!
Zeskoczyłam mu z ramion. Zazdrosne fanki spojrzały na mnie z nienawiścią, a po chwili, przepychając się jedna przez drugą, zaczęły biec w stronę Lyncha. Rzuciły się na niego grupką, a ja wybuchnęłam melodyjnym śmiechem.
- To jest mój mąż...
- No ty chyba żartujesz...
- Nie zasługujesz na niego...
Takie i inne teksty słyszałam z ust zazdrosnych nastolatek. Ross cudem wydostał się spod ich kupki.
- No dobra, zemsta była słodka, co? - spytał zdyszany.
- Jasne - wystawiłam mu język - nie ma to jak patrzeć, jak fanki rzucają się na mojego nowego męża. Jak śmiesz mnie zdradzać, śmieciu? - spoliczkowałam go lekko.
Chłopak się roześmiał.
- Śmieciu, tak? Popływamy razem, kochanie?
- Nie odważysz się. Już raz mi to zrobiłeś.
- Teraz zrobię to razem z tobą.
Podniósł mnie na rękach i razem ze mną wskoczył prosto do morza. Zakrztusiłam się wodą i ledwo łapałam oddech. Gdy unormowało mi się wszystko i poczułam twardy grunt pod nogami, zaczęłam bić chłopaka po klacie. Jęknął z bólu.
- Co ty tak jesz, co?
- Twoją jajecznicę. Chcesz mnie utopić, co? Wtedy będziesz mnie mógł zdradzać bez skrupułów.
- Już, cicho - przyłożył mi rękę do ust - jesteś jak typowa żona - marudzisz cały czas. Idziemy już do domu - podniósł mnie i posadził sobie na baranach.
Zadowolona machałam nogami, jak wcześniej w kuchni.
- Kocham mojego nowego męża - krzyknęłam i znów się roześmiałam.
****************************************************
Rozdział nijaki i krótki z powodu braku czasu i weny. Ale ja tak mam często xd
W następnym rozdziale będzie spotkanie z znajomymi Rossa, a Laura niezbyt polubi jego jedną koleżankę... :D
Za tydzień? Zapewne ♥
Czekam na komentarze!
Do następnego ♥
Subskrybuj:
Posty (Atom)