czwartek, 29 maja 2014

Rozdział dwudziesty szósty.

Po krótkiej rozmowie z Jasonem przekazałam radosną dla mnie nowinę, a w domu rozpętały się tańce, harce i wiwaty. Mówię dosłownie.
Wszyscy tańczyli i wrzeszczeli radośnie. Nie wiedziałam, że wszystkich aż tak interesuje moja muzyka.
- Ej, no dobra. Spokój.
Kurcze, nikt nie reaguje.
- SPOKÓJ! - wydarłam się. Wszyscy stanęli w miejscu i popatrzyli na mnie zainteresowani - dziękuję wam za ogromne wsparcie, ale to nie powód, aby demolować dom!
- Gratulacje! Gratulacje! - wyśpiewała radośnie Raini, podbiegając do mnie i mocno przytulając - nie przypuszczałam, że to się tak szybko zdarzy!
I potem popadłam w wir uścisków. Od kiedy jestem pępkiem wszechświata?

~*~

Kiedy ogarnęłam swój wygląd (niecodziennie stado słoni jednocześnie mnie przytula!) przebrałam się w sukienkę w kwiaty z paskiem oraz czarne balerinki i postanowiłam się przejść. Miałam ochotę pobyć chwilę sama i wszystko przemyśleć.
Naprawdę się cieszę, że moja płyta być może będzie już niedługo na półkach moich fanów, ale to wszystko dzieje się tak szybko. Nawet się nie zorientowałam, a poznałam swoich największych idoli, na których zawsze się inspirowałam oraz robię czynność, którą kocham od dzieciństwa - piszę i śpiewam!
- Wychodzę - powiedziałam spokojnie, nałożyłam okulary przeciwsłoneczne na nos i zamknęłam drzwi.
Przeszłam przez ogród Lynchów i weszłam na chodnik. Skierowałam się w stronę parku - odkąd sięgam pamięcią, zawsze to mnie uspokajało, choć wiązało jednocześnie przyjemne i nieprzyjemne wspomnienia.
Słońce grzało mi twarz, a wiatr rozwiewał moje włosy. Stawiałam ostrożnie kroki, aby choć dziś na kogoś nie wpaść. Przeliczyłam się.
Szłam powoli i w pewnej chwili, przechodząc obok rzeczki w parku, przymknęłam oczy. W tej jakże przewspaniałej sekundzie, ktoś, kto biegł z przodu popchnął mnie mocno w bok. Poleciałam do rzeczki. Byłam cała mokra, a woda spływała po całym moim ciele.
- Naprawdę cię przepraszam! - zaczęła się tłumaczyć, trochę żałośnie, dziewczyna.
Konkretniej, szatynka. Jak Raini.
- Nie chciałam! Naprawdę! Musisz mi uwierzyć!
- Spokojnie - powiedziałam, wstając - nic wielkiego się nie stało.
- Ależ tak. Wiesz, taka ze mnie niezdara, a jeszcze chciało mi się biegać.
Uśmiechnęłam się lekko.
- To witaj w klubie. Ja też często kogoś tratuję.
Dziewczyna podała mi dłoń, a ja chwyciłam się jej i wyszłam z dołka. No i co z tego, że ludzie się na mnie patrzyli? To się nie liczyło, każdy popełniał błędy.
- Może chciałabyś iść do mnie i się wysuszyć? Mieszkam niedaleko - wskazała w jedną stronę - a tak w ogóle, jestem Natalie.
- Laura. Bardzo chętnie. Moi przyjaciele pewnie przestraszyliby się, gdyby mnie zobaczyli w takim stanie.
Natalie wybuchnęła śmiechem.
- Spokojnie, mamy chyba podobny rozmiar - przejechała po mnie wzrokiem - powinnam mieć coś dla ciebie. Tylko proszę, nie śmiej się na widok mojego brata. On jest dość... wrażliwy i specyficzny.
- Jasne. Obiecuję, choć i tak nie rozumiem, czemu miałabym.
Gdy weszłam z dziewczyną do domu, nadal tego nie rozumiałam.
Natalie miała młodszego brata, Patrick'a, z zespołem downa. Przecież nie ma w tym nic śmiesznego.
- Ile ma lat?
- Dopiero 8, ale jak na swój wiek jest dość dojrzały i inteligentny. Wszystko rozumie, co się do niego mówi. I uwielbia się uczyć.
Pokiwałam głową ze zrozumieniem i uśmiechnęłam smutno.
Choroba dotyka zawsze tych osób, które mają wielkie serce. Zero sprawiedliwości na tym świecie.
Podeszłam do chłopca siedzącego przy stole i kucnęłam obok.
Patrick kolorował przystojnego rycerza, który jechał na koniu.
- Cześć Patrick, jestem Laura.
Chłopiec odwrócił się w moją stronę i spojrzał na mnie z uwagą. Potem, z wielką ostrożnością, wyciągnął ku mnie rękę.
- Mówi bardzo rzadko - poinformowała mnie Natie - mamo!
- Słucham? - do salonu weszła z kuchni starsza kobieta.
Miała na sobie jedną ze staromodnych sukienek do kolana, do tego fartuch. Pewnie robiła obiad, bo po domu roznosił się wspaniały zapach.
- Chciałam po prostu się przywitać - szatynka cmoknęła w policzek swoją matkę - i poinformować, że wróciłam. To jest Laura - dziewczyna wskazała na mnie.
- Dzień dobry - uśmiechnęłam się lekko i podałam kobiecie rękę.
Uścisnęła ją.
- Witaj, słońce.
Przypominała mi taką dobrą i ciepłą babcię z różnych opowiadań dla dzieci. Na samą myśl o dzieciństwie na moją twarz wstąpił smutny uśmiech.
- Mamo, pójdziemy na górę. Niechcący wrzuciłam Laurę do stawu w parku.
- Czemu mnie to nie dziwi?
Roześmiałam się.
- W sumie, trafił swój na swego. Mam podobnie do Natalie - powiedziałam ciepło.
- Chodź już - szatynka pociągnęła mnie dość mocno za ramię w jakichś drzwi - tu jest łazienka. Za chwilę przyniosę ci jakąś sukienkę. Tutaj jest suszarka - wskazała mi urządzenie - lepiej ty je podłącz, bo zaraz znowu coś sknocę i tym razem na serio cię zabiję.
- Wątpię, żeby to było możliwe.
- Oj, uwierz.
Czemu w jej towarzystwie nie mogę przestać się uśmiechać?
Weszłam do łazienki i podłączyłam suszarkę do kontaktu. Ustawiłam na najniższy poziom suszenia i zaczęłam suszyć włosy.
- Proszę - koleżanka położyła na sedesie ubranie - powinno na ciebie pasować.
- Dzięki.
- Ja też dziękuję. Szczególnie za wyrozumiałość. Wiele osób w naszym wieku nie rozumie, że to nie jest wina Patricka, że ma downa. Szkoda mi go trochę, bo w szkole go wyśmiewają, ale nauczycielka co raz częściej zwraca im uwagę. Sytuacja się trochę poprawiła.
- Przykro mi - powiedziałam cicho.
- Nie masz za co. To nie twoja wina.
Między nami zapadła cisza.
- Daj, pomogę ci - Natalie szarpnęła suszarkę i delikatnie przebierała moimi włosami.
- Przepraszam, że o to zapytam, ale... Gdzie wasz ojciec?
Westchnęła.
- Sama chciałabym to wiedzieć. Narobił nam rachunków i zwiał z kochanką. Pewnie za granicę. Teraz zabawia się z pierwszą lepszą prostytutka, zdradzając obecną partnerkę.
- Nienawidzę takich osób.
- Ta, ja też nie.
Później przebrałam się, a dziewczyna zaplątała mi włosy z warkocza.
Po jakimś czasie zeszłyśmy na dół, zawołane przez jej matkę. Zjedliśmy przepyszny obiad oraz zajęłyśmy się trochę Patrickiem, który nabrał już do mnie zaufania.
Nie wierzę, jak ludzie tak mogą. Rzadko, naprawdę rzadko spotyka się rodziny aż tak kochające się. Ich matka zaharowuje się, zarabia pieniądze, aby mogli przeżyć.
- Przydałaby się Patrickowi opiekunka - westchnęła Natalie - niedługo wakacje, a ja chcę pomóc mamie zarabiać na letniej pracy.
Zastanowiłam się.
- A jeżeli znalazłabym kogoś, kto jest bardzo tolerancyjny i kochany dla ludzi, a pracowałby za bardzo małą stawkę?

~*~

Dopiero wieczorem wróciłam do domu. Spędziłam z rodziną McGeorgów miło dzień.
- Gdzieś ty tak długo była? - spytała Vanessa opiekuńczo.
- Spokojnie. Nikt mnie nie zabił, nie pokaleczył. Żyję.
- Skąd masz tą sukienkę i kto ci zrobił fryzurę? - spytała Rydel.
Wow, jacy spostrzegawczy.
- Od nowej koleżanki. No właśnie, mam sprawę do Kelly - znalazłam wzrokiem obecną przyjaciółkę - prawda, że kochasz dzieci?

******************************

Cześć :)
Nowy rozdział. Nie jest zbyt dobry, ale mam naprawdę niewiele weny. Ale postaram się, aby następny był lepszy ;)
Bez rozpisywania się, komentujcie!

I przypominam o wpadaniu :

www.rossandlaura-another.blogspot.com


Do następnego :)



5 komentarzy:

  1. Sweet rozdział..
    Czekam na nexta!

    OdpowiedzUsuń
  2. Zaczepisty....!!!!!!
    Dawaj szybiutko next!
    Już chcę Raurę!

    OdpowiedzUsuń
  3. Wspaniały! Czekam na next i zapraszam do mnie i koleżanki: http://raurarealstory.blogspot.com/ :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Super rozdział xD
    Masz dużo weny, widać po rozdziałach xD

    OdpowiedzUsuń