sobota, 17 maja 2014

Rozdział dwudziesty piąty

Od razu rozpoznałam głos osoby, która to krzyknęła. Odwróciłam się do niego z lekkim ociąganiem.
Ross zeskoczył z drzewa i stanął zaledwie kilka kroków ode mnie.
- Teraz ja mam cię na muszce - uśmiechnął się złośliwie.
- Jakoś się ciebie nie boję - powiedziałam zgodnie z prawdą, obserwując z uwagą każdy jego ruch.
- Moim zdaniem powinnaś.
Zrobił krok w moją stronę, a ja się o ten krok cofnęłam, nie pozwalając na bliższy dystans. Bawiliśmy się w kotka i myszkę. On kilka kroków do przodu, ja kilka kroków. Nagle poczułam, że opieram się o chropowaty pień drzewa, a oddech mi przyspieszył. Ross znowu uśmiechnął się szeroko, nie zwalniając. Stanął tak blisko, że nasze oddechy prawie się zmieszały.
Swoim ciałem opierał się o moje nie umożliwiając mi szerokiego zakresu ruchu.
- Dalej uważasz, że nie powinnaś zacząć panikować? - poczułam jego ciepły, miętowy oddech.
- Tak - uśmiechnęłam się promiennie - dalej tak uważam.
- Nie wiem, czy to dobry pomysł - zrobił "brewki" na co prychnęłam śmiechem.
- A ja wiem! - krzyknęłam i natychmiastowo strzeliłam mu prosto w twarz wodą z pistoletu.
Blondyn zdezorientowany i orzeźwiony zimnym strzałem, cofnął się do tyłu, więc mogłam zacząć uciekać. Biegłam w stronę zagłębienia w las, co chwilę odwracając się do tyłu.
- Ja ci pokażę! - usłyszałam jego krzyk odbity przez echo.
Zachichotałam pod nosem i nie zwolniłam biegu.
- Laura, i tak cię znajdę! - roześmiałam się na jego słowa.
Dosłownie, dostałam głupawki. Nie mogłam przestać się śmiać. Łapałam się za brzuch i straciłam przez to równowagę. Runęłam na szczęście na kupkę liści, a to zdarzenie skomentowałam większym wybuchem śmiechu.
- Przez ciebie boli mnie brzuch! - echo odbiło mój krzyk.
Mój śmiech także odbijał się echem po całym lesie. Kurcze, jakby ktoś niewtajemniczony wszedł do lasu, to śmiała się hiena, nie ja. Po chwili usłyszałam też śmiech Ross'a.
- Ale ja nic nie zrobiłem!
Wstałam i prędko otrzepałam się z liści. Schowałam się za drzewem i obserwowałam przyjścia chłopaka.  Nigdzie go nie widziałam, za to kilka razy słyszałam szelest za swoimi plecami.
- Kuku - wyszeptał mi blondyn do ucha i złapał na ręce.  Zaczął iść przed siebie.
- O Boże. Możesz się tak nie skradać? Uważam, że jestem za młoda, by już umierać! - wygarnęłam mu.
Jego ciało zatrzęsło się ze śmiechu.
- Postaw mnie na nogi - poprosiłam grzecznie.
- Nie - uciął krótko.
- Ross!
- Nie ma mowy.
Warknęłam sfrustrowana i walnęłam go pięścią w plecy.
- Boże, dziewczyno, co ty dziś rano jadłaś?
- Sok z gumijagód, może być? - warknęłam wściekła upierdliwością chłopaka - a tak w ogóle, to gdzie my idziemy?
Próbowałam się jakoś przekręcić i coś zobaczyć, ale bez skutku.
- Prosto przed siebie.
- Idziemy na plac, prawda?
Poczułam, że Lynch kiwa głową.
- Ale wiesz, że plac jest po drugiej stronie? - spytałam go, jak kulturalnie przystało.
- Na pewno nie masz racji.
- Zgubiłeś się, prawda?
- Nie - uciął temat, ale po kilku minutach spaceru już nie był taki pewny siebie.
- Postaw mnie, to może razem coś wykombinujemy.
Ross westchnął i w końcu spełnił moją prośbę.
- No to Wszystkowiedząca Królowo, gdzie mamy się kierować? - spytał z sarkazmem.
- A ja wiem? Nie powiedziałam, że to wiem, ale we dwójkę mamy większe szanse zrobić coś pożytecznego, a na twoich plecach miałam z tym lekki problem - posłałam mu mordercze spojrzenie.
Gdyby wzrok umiał zabijać, Lynch leżałby już w grobie.
- Musimy zawrócić i szukać strzałek na drzewach, inaczej nie możemy. Chyba - zawahałam się.
Wzruszył ramionami.
- Może i masz rację.
- A tak w ogóle...
- Mm? - odwrócił się w moją stronę.
- To! - krzyknęłam i rzuciłam w niego balonem z farbą - WYGRAŁAM! Wygrałam! W-y-g-r-a-ł-a-m!
Odtańczyłam swój taniec zwycięstwa.
- Będziesz mi winny jakąś przysługę - uśmiechnęłam się do niego promiennie.
- Skoro i tak nie mam wyjścia - pociągnął mnie za rękę w stronę, w którą mieliśmy iść - ale dobrze, że to ty, a nie na przykład Aileen. Stała się jakaś... dziwaczna. To złe określenie, ale nie mam pomysłu na inny.

~*~

- No w końcu się znaleźliście! - wykrzyknęła Rydel - gdzie tak długo byliście?
- No cóż - mruknęłam - Ross postanowił pobawić się w lasoznawcę i pójść w błędną stronę, niż trzeba.
- Daj spokój - wyszczerzył zęby w szerokim uśmiechu i dał mi kuksańca w bok - przecież wróciliśmy.
- Nie zapominaj, że dzięki mnie - popatrzyłam na niego zarozumiale.
Chłopak też na mnie spojrzał i patrzyliśmy się na siebie dość długo, ale ktoś na przerwał.
Aileen chrząknęła, wybudzając mnie z 'transu', a Rocky zadał normalnie piękne pytanie:
- Czy my wam nie przeszkadzamy?
Wszyscy wybuchnęli śmiechem.
- Tak, bardzo - powiedziałam uśmiechnięta - za karę nie dostaniesz żelków.
- Ej - mruknął zawiedziony.
- Dobra, wsiadajcie do aut. Wracamy - rzekła Vanessa, a wszyscy spełnili jej prośbę.
- Ja prowadzę! - krzyknęłam głośno i zanim ktoś zdążył się zorientować, wsiadłam na miejsce kierowcy - no to co, kto zaryzykuje i nie boi się mojej jazdy?

~*~

- Wspaniały dzień - jęknęłam, rzucając kluczyki na stolik i wwalając się jeszcze w kurtce na kanapę Lynchów - po prostu znakomity.
- A jakże inaczej - powiedział Rossy - każdy chciałby, abym to ja zrobił jego zadanie.
- A szczególnie Aileen - mruknęłam - nie bądź taki pewny siebie, Lynch. A jeśli powiem, że ty byłeś ostatnią parówką do schwytania?
- Parówką? - zmarszczył brwi.
- Parówką - potwierdziłam.
- Uważaj, ona uwielbia te słowo - ostrzegła do Vanessa - szczególnie mówić je osobie, której chce dopiec.
- Cicho - rzuciłam w siostrę poduszką, ale w porę się uchyliła, więc trafiłam prosto w twarz Rocky'emu - po prostu miałam taki głupi sen, że Ross'a złapał jakiś pijak i wrzucił go jak parówkę na grilla.
- Jak on się na tym grillu zmieścił? - Riker nie załapał.
- Grill był dachem jego tira. Choć nie wiem, skąd taki brudny pijak może mieć tira, ale pomińmy ten fakt.
Rydel zachichotała.
- Nie ma to jak usmażyć Ross'a. A w sumie wiesz? Podsunęłaś mi super pomysł. Teraz, gdy któryś mnie wkurzy, to usmażę go na grillu. Jak parówki.
Podskoczyła i zaklaskała w dłonie jak mała dziewczynka.
- No wiesz co Laura? - spytał z wyrzutem Ellington - teraz będę się bał wyjść z pokoju.
- No to fajnie. Będzie więcej żelków dla mnie - posłałam mu promienny uśmieszek.
Obaj z Rocky'm spojrzeli na mnie morderczo, na co się zaśmiałam. Nagle poczułam wibrację w kieszeni. Dzwonił mój telefon. Wyciągnęłam go i wcisnęłam zieloną słuchawkę.
- Halo?
- Cześć, Lau - w komórce usłyszałam głos Simona.
- No cześć - powiedziałam niepewnie - coś się stało?
- Nie. To znaczy tak. To znaczy...
- Daj mi to - usłyszałam stłumiony głos Jasona - cześć, Laura. Simon chciał ci powiedzieć, że procedury poszły szybciej, niż podejrzewaliśmy. Wytwórni podobały się twoje piosenki i zrobili to najszybciej, jak potrafili.
- Czyli co zrobili?
- Twój krążek trafi już jutro na półki sklepów.

*********************************************

Cześć wszystkim :)
Rozdziału dawno nie było (prawie miesiąc :o), ale miałam mało czasu (dużo nauki, szczególnie pytań do bierzmowania... masakra) i jakiś brak weny. Ten rozdział pisałam z chyba dwa tygodnie. Codziennie coś dodawałam i w końcu powstało to okropne coś. Nie bądźcie źli, ale wiecie, jak jest. Niedługo koniec roku, egzamin (Boże, ratujcie! ja chyba tego nie zdam!) z religii i w ogóle.
Następny pojawi się szybciej.
Wy życzcie mi powodzenia, żebym zdała ten pieprzony egzamin, a potem już będzie luz. :)
Pozdrowionka, xx ♥


8 komentarzy:

  1. Rozdział świetny, no i dużo Raury xD
    Życzę powodzenia w egzaminach ;)
    Czekam na następny superaśny rozdział :D

    OdpowiedzUsuń
  2. Rozdział jest mega!
    Czekam na next i trzymam kciuki!

    OdpowiedzUsuń
  3. To jest genialne!
    Dużo Raury, i mało Railen czy jak się to pisze. Ta wredna blondi zapłaci za swoje, ale jak Lau wyjedzie to będzie z Ross'em, omota go. Ja to wiem!
    Życzę powodzenia na egzaminach.
    Czekam na next!

    OdpowiedzUsuń
  4. Zarąbisty rozdział i dużo Raury!!! Powodzenia na egzaminach!!! Czekam na next!!!

    OdpowiedzUsuń