- Więc, Lauro - zaczęła Ellen - jak doszłaś do tego, że chcesz być piosenkarką?
No tak. Jaka wielka mi nowość. Zrezygnowałam z trasy koncertowej - mam wywiady. Tak dobijające, tak wwiercające się w mózg, tak bolesne, że już po prostu nie miałam sił. Musiałam robić dobrą minę do złej gry i nie miałam prawa powiedzieć, że nie chcę.
Nie chciałam. W tym momencie, zamiast siedzieć przed kamerą jak jakaś pokraka, odpowiadając po raz tysięczny na te same pytania i uśmiechając się sztucznie wolałabym obejrzeć jakiś tandetny hiszpański melodramat, który ciągnie się przez tysiące odcinków i opowiada o tym samym, zjeść całe pudełko lodów i spać do wieczora.
- Widzicie - uśmiech, aż bolały mnie policzki - to moje hobby od dzieciństwa, rodzice nauczyli mnie grać na pianinie jako pięciolatkę, odtąd chyba się zaczęło.
Byłam w totalnej rozsypce. Zaciskałam wciąż zęby, żeby się nie rozpłakać i nie przywalić komuś, bo wiem, że miałabym potem problemy, a paparazzi nie daliby mi spokoju do końca świata. Jeszcze tylko mi brakuje, abym przyniosła jakieś problemy siostrze.
- Planujesz zagrać w filmie? Są plotki, że zapisałaś się na przesłuchanie do horroru.
Kręcę przecząco głową.
- Nie rozumiem, skąd się biorą takie plotki. Uwierzcie, kocham swoich fanów, ale to muzyka jest moim powołaniem i nie zamierzam grać.
- Zauważ, Lauro, że plotki towarzyszą nam od lat. Tak samo jak plotka o tym, iż spotykasz się z Rossem Lynchem.
Miałam wrażenie, że cały świat teraz zagląda mi w twarz, aby zauważyć jakiekolwiek zmiany na mojej twarzy z powodu wymienienia jego imienia.
- To też fałsz - mówię prawie od razu.
W ukazywaniu obojętności doszłam już do perfekcji. Nikt nie mógł mnie już wytrącić bardziej z równowagi.
- Widzisz, Ellen - zaczynam sztucznie - jednak nie zawsze da się połączyć przyjaźń i miłość. Skończcie już te wygłupy, proszę was - zmęczenie można już było słyszeć w moim głosie - to jest naprawdę męczące, że próbujecie mnie połączyć w parę z moim kolegą. Nic nas nie łączy, nie kłamię.
Chciałabym kłamać.
- Kolegą? Niedawno byliście najlepszymi przyjaciółmi.
Pieprz się, kobieto. Nie łap mnie za słówka.
- Skończymy ten temat - zaciskam mocno usta - bo jeżeli nie, to wyjdę stąd.
- Co się między wami stało? - pyta prosto z mostu.
Posłałam jej twarde spojrzenie.
- Koniec wywiadu - warczę i wstaję z krzesła, prawie je przewracając, a potem szybkim krokiem wchodzę za kurtynę i wpadam w ramiona siostrze.
Łzy leją się cały czas, jakby nie miały ujścia.
Ugh. Pieprzone życie. Zawsze zakocham się w kimś nieodpowiednim.
Ale może to znak? Że nie powinniśmy być razem. Że jestem na tyle nieodpowiedzialna, aby popilnować kota, a co dopiero własnego związku.
- Laura, co jest? - nagle słyszę głos Rossa.
Spadaj stąd, chcę powiedzieć, ale nie mam siły. Na szczęście Vanessa zawsze jest w pogotowiu.
- Idź stąd, Ross. Nie widzisz, że ona to wszystko przeżywa?
- Ale...
Siostra wyrwała ramię z jego uścisku.
- Wiesz co, Ross? Najlepiej będzie, jeżeli będziesz się pieprzył. Albo Maię. Ale na pewno jej już nie skrzywdzisz.
Jej głos jest tak cholernie zimny, wręcz lodowaty, że sama zaczynam się bać. Wtulam twarz bardziej w jej szarawy sweter, który, ku niezadowoleniu Kelly, nałożyła dziś na siebie.
- Daj ją tutaj - słyszę przerywany głos, którego źródła nie odnajduję.
Ktoś podnosi mnie i tuli do swojego torsu. Mam ochotę zaprotestować, ale płacz, choć tak krótki, kompletnie wypompował ze mnie siły. Nie mam na nic ochoty, nawet podniesienie powieki. Choć po zapachu wnioskuję, że niesie mnie Rocky. Huh, słodko. Tylko on jadł dzisiaj czekoladowego batonika, którego tak uwielbiam i tylko on perfumuje się tym zapachem, który wręcz kocham.
- Możesz mnie postawić - mamroczę niewyraźnie, ale on tylko prycha cicho pod nosem.
- Nie tak szybko, księżniczko - szepcze - wiem o wszystkich twoich wieczorach. Nie możesz płakać z powodu mojego brata. Powiem szczerze, że tego się po nim nie spodziewałem. Niby to ja jestem najgłupszy w rodzinie - śmieje się łagodnie - Laura, śpij, słonko.
- Okej - mruczę i oddaję się jego władzy - dziękuję.
Nie wiem, jakim cudem on może mnie rozumieć.
- Nie ma za co. Dla przyjaciół wszystko.
Wtulam się w niego bardziej. Tak bardzo ich kocham.
- No cóż - staram się brzmieć wyraźnie - ja nie byłabym w stanie donieść cię do domu na rękach.
Chichocze.
- Tylko do samochodu. Rydel, zróbcie coś, bo paparazzi nas zjedzą.
- Co się dzieje? - pytam i gwałtownie próbuję wstać, aż chłopak prawie nie opuszcza. Mrugam zaskoczona powiekami.
- Nic - mówi spokojnie Dells - po prostu musimy jakoś wyglądać.
- Nie gadaj, myślisz tylko o swoim nowym kubraczku - mówi rozbawiony Riker.
Ile ich tutaj wszystkich jest?
- Śpij - mruczy chłopak trzymający mnie na rękach.
Postanawiam w końcu go posłuchać. To bez sensu kłócić się z kimś, kto mógłby mnie wrzucić do kałuży. Co jak co, ale nie chcę w niej wylądować.
~*~
Budzę się we własnym pokoju, we własnym łóżku, otoczona swoimi własnymi czterema ścianami, nakryta własną kołdrą i zaznajomiona z każdym własnym zakamarkiem. Królestwo Laury Jestem Najmądrzejsza Na Świecie Marano.
Nagle widzę jakiś cień na ścianie. Podskakuję i piszczę cicho, gdy podbiega do mnie... Ross?!
- Co ty tu robisz? - syczę.
- Proszę, bądź cicho - szepcze przerażony - i nie krzycz, proszę.
- Jak się tutaj w ogóle znalazłeś? - pytam wściekła.
Ogląda się wokół siebie i oblizuje zaschnięte usta. Jego tętno pulsuje, było to widać na jego umięśnionej ręce. Czułam się jak w jakiejś taniej czarnej komedii. Może zaraz zza ściany wyskoczą Meryl Streep z Brucem Willisem i wykrzykną radośnie, że mnie mają.
- Przez okno. Nie chcieli mnie do ciebie wpuścić.
Klepię się mentalnie w czoło o głupocie swojej siostry, gdy widzę szeroko otwarty balkon, Nawet wiewiórka mogłaby tu wpaść. Na herbatkę, w odwiedziny. Czemu nie? Dałabym jej orzecha.
- No i bardzo dobrze. Idź stąd, Ross.
Kręci przecząco głową.
- Musisz mnie posłuchać - mówi, gdy szykuję się do krzyku - zerwałem z Maią. Proszę, musimy w końcu porozmawiać.
~*~
*Maia*
I cały plan spalił na panewce. Ale może w sumie nie. Ross dowiedział się o swoich uczuciach do Laury, dlatego znowu ze mną zerwał. Byliśmy w związku, który nawet do końca nie był związkiem. Moje życie jest chore.
Martwił się dziś o nią, a ci zakichani paranoicy nie pozwolili mu do niej dojść. Jasne, kocham ich, a oni się o nią martwili, ale halo! Ross nie jest gwałcicielem ani pedofilem, choć Laur nie jest już dzieckiem. Nie jest też złodziejem ani płatnym zabójcą. Nawet niepłatnym zabójcą nie jest.
Lecz teraz nie powinnam o tym myśleć. Patrzyłam tępo w kartkę trzymaną przeze mnie w dłoniach i stałam bez ruchu na progu mieszkania Elliota. Bałam się zapukać, nie zareagowałby pewnie dobrze. Stałam więc tylko, przystępowałam czasami z nogi na nogę i zaciskałam mocno powieki, aby po chwili znowu wpatrywać się w pozytywny wynik.
Co miałam powiedzieć?
Cześć, Elliot, wiem, że jesteśmy tylko znajomymi i w ogóle, sam pewnie układasz sobie dopiero życie, ale wiesz co? Będziesz ojcem!
Tak, to na pewno wypali.
Zazgrzytałam zębami i w końcu zapukałam. Słyszałam tylko kroki za drzwiami i ktoś otworzył drzwi.
~*~
*Amanda*
- Żartujesz, Jake? - spytałam ze śmiechem - żartujesz, prawda?
Pokręcił głową i szelmowsko się uśmiechnął, a potem wstał z kolana i spojrzał na mnie znacząco.
- Więc jak? - pyta zadowolony ze swojego własnego gestu - chcesz?
Uśmiecham się szeroko i ze łzami w oczach rzucam się na jego szyję, a po chwili na moim serdecznym palcu ląduje srebrnie połyskujący pierścionek zaręczynowy.
Cóż, byliśmy już zaręczeni. Z musu. Nasz plan rozwalenia tego przyszłego małżeństwa się niestety nie udał, nie mieliśmy innego wyboru, aby w końcu lepiej się poznać. I jesteśmy naprawdę dobrymi przyjaciółmi, a nawet mogę stwierdzić, że jestem w nim zakochana. Więc Jacob zastąpił stary, kupiony z musu złoty pierścionek na srebrny pierścień swojej rodziny, który jest przekazywany z pokolenia na pokolenie. Albo został kupiony na szybko, ale halo! Liczy się gest, nie?
I teraz jesteśmy narzeczeństwem. Tak na serio. Pewnie do ślubu dzieli nas kilka lat, nie śpieszy mi się.
Spuszczam głowę i wypuszczam cicho powietrze z ust.
- Słuchaj, Jake, pozwolisz, że cię zostawię na jakiś czas? Muszę z kimś poważnie porozmawiać.
Kiwa głową, a po chwili żegna się ze mną, całując mnie w policzek.
Pakuję wszystko do małej torebeczki, ubieram się do końca i wychodzę z domu.
*****************************
Masakra. Mówię Wam.
I mówię też, choć z wielkim bólem, że to jest przedostatni rozdział na tym blogu. W ostatnim rozdziale, który będzie również epilogiem wyjaśnię wszystkie sprawy poruszone w tym rozdziale, będzie oczywiście happy endzik, nie potrafię inaczej c:
Po zakończeniu tego bloga zaczynam nowy. Jeden. Będę prowadziła ich dwa, ale na nową historię znowu mam mnóstwo weny.
Mały szantażyk c:
Jeżeli będzie ponad 15 komentarzy, to rozdział pojawi się jeszcze w ten weekend (:
Kocham Was, ptysie!
Do napisania.