poniedziałek, 12 stycznia 2015

Serdecznie zapraszam! :))

Tak jak obiecałam, jest już ten nowy blog, bohaterowie dodani i coś na znak prologu też c:
Tym razem historia Austina i Ally. Naprawdę za nimi tęskniłam :))

Mam nadzieję, że wpadniecie i skomentujecie! ;3

austinandally-auslly.blogspot.com

Oraz zapraszam na bloga genialnej bloggerki i najwspanialszej osoby, jaką kiedykolwiek poznałam, aliven!

auslly-is-pure-love.blogspot.com

Kocham Was i miłego wieczoru, misie! 

niedziela, 11 stycznia 2015

(II) Rozdział trzynasty (KONIEC)

*Laura*

Tak. Nasze relacje są cholernie normalne.
- Co? - pytam bystro, patrząc na niego uważnie.
Wzdycha cicho i drapie się lekko po policzku.
- Posłuchaj mnie. Miałaś rację - wciąż szepcze i podchodzi powoli do mojego łóżka, aż w końcu siada na jego brzegu i dotyka swoimi zimnymi palcami mojej ręki; wyrywam ją z jego uścisku jak oparzona - jestem okropnym tchórzem i egoistą. Miałaś rację ze wszystkim, co mi wygarnęłaś.
Spuściłam wzrok.
- Tak. A uświadomiłeś to sobie dopiero wtedy, gdy mnie najbardziej zraniłeś, co?
- Przepraszam, jestem okropny.
- Jesteś - uśmiecham się pod nosem - i parszywy z ciebie gnojek. Szkoda tylko, że nie mogę zmienić swoich uczuć.
Dotyka teraz mojego policzka.
- Czemu? Twoje uczucia są unikalne.
Prycham lekceważąco i ledwo się powstrzymuję, aby na wierzch ponownie nie wyleciały łzy.
- Nieodwzajemnione. To powinno wystarczyć.
Podnosi mój podbródek, abym na niego spojrzała. Widzę w jego oczach coś na rodzaj szczerości, determinacji, trochę strachu, pewnie dlatego, że znowu zacznę krzyczeć i coś w stylu... czułości?
- Czemu tak sądzisz?
- Hmm, może dlatego, że unikałeś mnie jak ognia? - pytam z ironią i odsuwam się od niego, aby wstać z łóżka i podejść do okna - może dlatego, że traktowałeś mnie jak skończoną sukę? Tak, masz rację, to nie są wystarczająco dobre powody. Zachowywałeś się jak hipokryta.
Wzdycha ponownie.
- Masz ochotę mi przywalić? Poczujesz się lepiej - proponuje.
Chichoczę cicho.
- Czasami bym chciała, uwierz - odwracam się w jego stronę i patrzę na niego pewnie - ale to niczego nie zmieni, więc po co?
- Naprawdę dużo. Po pierwsze, będę miał sińca na pół twarzy i paparazzi mnie zeżrą - śmieje się cicho - po drugie, może nie będziesz już na mnie zła.
- Nie jestem - odpowiadam zgodnie z prawdą.
Nie byłam. Byłam po prostu zawiedziona i smutna. I czułam się zraniona.
- Przepraszam cię tak bardzo - mówi cicho i wstaje, a po sekundzie, dosłownie, jest już koło mnie i przytula mocno do siebie.
Wtulam się w jego klatkę piersiową i oddycham miarowo, słuchając bicia jego serca.
- Tak bardzo cię kocham - szepcze w moje włosy.
Patrzę na niego, mając łzy w oczach.
- Nieprawda.
- To jest cholerna prawda, nie do podważenia - jego głos drży.
- Moich uczuć nic nie pobije - mówię cicho.
Czuję, że się uśmiecha, a ja wtulam się w niego jeszcze bardziej. Podnoszę znowu głowę i patrzę w jego oczy, a po chwili nasze usta stykają się.
Wszystkie moje uczucia w tym momencie wylewają się oceanem na powierzchnie. Tym razem nie jestem pijana, on mnie nie odrzuca, a ja się przed nim nie rozbieram. Pomijając fakt, że nie mam na sobie koszulki, ale po co niszczyć tak romantyczną chwilę?
Zarzucam ręce na jego kark i przyciągam go jeszcze bliżej, choć to już niemożliwe. Ross podnosi mnie do góry, oplatam jego biodra nogami i zderzam się po chwili ze ścianą. Chłopak jeździ rękoma po moich nogach i biodrach, aby po chwili złapać mnie za policzki.
Odsuwam się od niego, a blondyn jeszcze muska moje usta.
- Tęskniłam, Ross.
- Tak. Ja też - po jego policzku płynie łza - dziękuję, Laura.

~*~

*Maia*

- Cześć, Elliot.
- Hmm, cześć? Tak, hej Maia.
Widocznie jest zdziwiony moim widokiem.
- Nie tęskniłeś? - śmieję się histerycznie i uderzam dłonią w czoło - przepraszam za najście, możemy porozmawiać w środku?
Ogląda się przez ramię wgłąb mieszkania, a potem niepewnie kiwa głową.
- Jasne, wejdź - mówi.
Wchodzę. Jasne, że wchodzę. Na dworze ziąb, ja jestem w lekkiej kurtce. Maia Geniusz Największy Idiota Świata Mitchell. Nauczyłam się tego od Laury, ha.
Dom jest ładnie urządzony, aż chce się w nim przebywać. Ściany są pomalowane ciepłymi kolorami, wiszą wszędzie zdjęcia rodzinne i obrazy, a z daleka widać palące się ognisko. Zdejmuję buty i odwieszam kurtkę na wieszak, a potem idę za chłopakiem w stronę kuchni.
- Przeszkadzam?
Mój głos jest tak suchy, że na pewno mnie nie usłyszał. Mam ochotę w tym momencie wypić wszystkie morza świata, aż pęknę.
- Nie, jasne, że nie. Jest tylko u mnie... kumpel? Tak, kumpel i trochę się niecierpliwi.
Coś kręcił. Ale to było jego życie i nie mogłam się wtrącać.
- Herbaty?
Pokręciłam przecząco głową, po chwili dopiero się orientując, że nie patrzy na mnie, więc mówię ciche nie.
- Coś poważnego się stało?
- Tak. To jest naprawdę ważne - na mojej twarzy widnieje grymas - słuchaj, pamiętasz nasze ostatnie spotkanie?
Zamyśla się na chwilę.
- Trochę się napiliśmy.
- Trochę to za mało powiedziane - odpowiadam opryskliwie, a po chwili wzdycham - pamiętasz, że byłam taka no... półnaga? I ty też?
- Boże, o co chodzi? - zaczyna się niepokoić - Maia, o co chodzi?
- Elliot, idziesz?! - słyszę krzyk z góry.
Damski krzyk. Przełykam głośno ślinę.
- Przepraszam, już sobie pójdę. Nie wiedziałam, że "kumpel" niecierpliwi się aż tak bardzo - mój głos brzmi ostro - chcę ci tylko powiedzieć, że jestem w ciąży. I jesteś ojcem. Nie mam zamiaru wnosić na ciebie skargi ani ścigać się o alimenty. To wszystko, co chciałam powiedzieć. Do widzenia.
Szybkim krokiem wychodzę do przedpokoju nakładając buty i wychodząc z domu, a po chwili przypominam sobie o zapomnianej kurtce. Z upokorzeniem na twarzy wracam do mieszkania i biorę ubranie. Elliot tępo wpatruje się w drzwi.
- Będę u Lynchów za pół godziny - mówi z głębokim żalem w głosie - wygonię Natashę i będę. Przepraszam.
Nie odpowiadam. Wątpię, żeby mu zależało. Wątpię, żeby to zrobił. Wychodzę już na zawsze.

~*~

*Amanda*

- Dziękuję, że zgodziłeś się ze mną spotkać - mówię z trudem.
Cieszyłam się i to ogromnie, że mogę sobie w końcu z nim wszystko omówić, choć dziwnie jest mówić o swoich uczuciach z byłym chłopakiem. Ale musiałam skończyć tamten wątek raz na zawsze.
- Ta, ja też się cieszę - burknął - co się stało?
- Rocky, możesz mieć żal do Jacoba albo do mnie, ale chyba...
- Nie mam do was żalu - przerywa mi - po prostu... wspomnienia wracają - na jego twarz wstępuje cień uśmiechu.
- Tak - mój głos się trzęsie - możemy zostać przyjaciółmi, prawda?
Patrzy na mnie zaskoczony.
- Wiesz... jesteś i zawsze będziesz mi bardzo bliski, rozstaliśmy się na tyle lat, nie chcę cię znowu stracić - uśmiecham się lekko, ale po moim policzku płyną łzy.
- Boże, Des - podchodzi do mnie i momentalnie ściera wszystkie łzy - nie płacz, proszę.
- Wspomnienia wracają - cytuję go i pociągam nosem.
Przytula mnie mocno do siebie.
Wtulam się w niego jak w pluszowego misia i moczę mu kolejne milimetry idealnie wyprasowanej koszulki.  Głaszcze mnie delikatnie po plecach, jego ciepły oddech czuję we włosach.
- Kocham Cię, Rocky i zawsze będę, jak przyjaciela - mówię szeptem.
- Ja też cię kocham, Des. Zawsze będziesz w moim sercu, przyjaciółko - chichocze.
Wtóruję mu.
Niechętnie się od niego odsuwam i wycieram mokre policzki.
- Jaka jest Kelly?
Patrzy na mnie podejrzanie.
- No co? Muszę polubić dziewczynę mojego przyjaciela i być może moją przyszłą przyjaciółkę - śmieję się - coś mogę o niej wiedzieć, przecież niedługo się spotykamy.
- Razem z Laurą, Vanessą i Rydel, tłumoku - daje mi kuksańca w bok.
Uśmiecham się szeroko i oddaje go mu.
- Kiedy będziemy na lodach nie wywiniesz mi się - mówię - będziesz kolorowy. I smakowity - znowu wybucham śmiechem.
- Pożresz mnie? - żartuje.
Spuszczam głowę w dół.
- To już działka Kells.

~*~

*2 lata później*

*Laura*

Hmm. No cóż. Nie spodziewałam się takiego ciągu dalszego naszej wspólnej opowieści.
Może wszystko po kolei, co?
Odkąd Rocky i Amanda zostali przyjaciółmi nasze życie się jako tako unormowało. Mogliśmy teraz spotykać się całą ogromną paczką, choć teraz jesteśmy już po prostu rodziną. Des wzięła ślub z Jacobem i, co tu dużo mówić, tym razem z miłości. Nie zostali do niczego zmuszeni. Dziewczyna poprawiła relacje z rodzicami i jest u niej o wiele lepiej. Rocky kocha Kelly, co mnie bardzo cieszy. To moja najlepsza przyjaciółka odkąd pamiętam.
Rydel i Ellington także wzięli ślub. Czyż to nie słodkie? Tyle ślubów. Nasza wspaniała rodzina.
Ja, no cóż, szaleję za Rossem. Rok po tamtych wydarzeniach pojechaliśmy wspólnie w trasę światową. Było genialnie, bawiliśmy się wspaniale. Wciąż powtarza mi, jak bardzo mnie kocha, to takie urocze.
Vanka pokochała jakiegoś anglika. Andrew jest dla niej bardzo kochany. Siostra jest w ciąży. Będę ciocią!
Wszyscy pokochali kogoś i są bardzo szczęśliwi.
A, jeszcze sprawa Mai i Elliota. Są przyjaciółmi, Mitchell urodziła przesłodką Jenny. Chłopak pomaga jej w wychowaniu małej, jest dla niej po prostu ojcem. Drugim ojcem.
Nasza historia była ciekawa i emocjonująca, nadal taka jest.
Czekamy tylko, co przyniesie przyszłość.

*******************************

Pff.
Okropieństwo i barbarzyństwo.
Ugh, to tak okropnie mi wyszło.
Witajcie, kochani! Jak widać okropnie jako tako kończę ten blog. Z wielkim bólem serca muszę go zostawić :(
Ta historia była dla mnie bardzo ważna. Do tego zawaliłam epilog tej cudownej historii.
Możecie mnie zadźgać, macie na to pełne prawo.
Dobrze, może małe statystyki c:

Ogólna ilość wyświetleń - 45 222 (WOW! To naprawdę dużo, dziękuję!)
Liczba obserwatorów - 43 (Dziękuję ♥)
Najwięcej wyświetleń było w lipcu 2014 - 3901 c:
Najwięcej komentarzy - 21, rozdział kończący I sezon.
Ogólnie komentarzy - 477

Dziękuję wam, kochani! To był naprawdę cudowny czas spędzony na pisaniu moich wyobrażeń.
Mogę was prosić o komentarze jeszcze tutaj, pod tym rozdziałem?
CHCIAŁABYM WIEDZIEĆ, ILE WAS BYŁO, KOCHANE PTYSIE.
Kocham Was tak bardzo i ze łzami w oczach żegnam was! 

Teraz jestem na : 
www.rauraandr5-myhistory.blogspot.com

oraz zapraszam na nowego bloga, którego działalność rozpoczynam już od jutra! 
www.austinandally-auslly.blogspot.com/ !!!!!!!!

KOCHAM WAS! 
Mam nadzieję, że ze mną jeszcze zostaniecie c: 


czwartek, 8 stycznia 2015

(II) Rozdział dwunasty

- Więc, Lauro - zaczęła Ellen - jak doszłaś do tego, że chcesz być piosenkarką?
No tak. Jaka wielka mi nowość. Zrezygnowałam z trasy koncertowej - mam wywiady. Tak dobijające, tak wwiercające się w mózg, tak bolesne, że już po prostu nie miałam sił. Musiałam robić dobrą minę do złej gry i nie miałam prawa powiedzieć, że nie chcę.
Nie chciałam. W tym momencie, zamiast siedzieć przed kamerą jak jakaś pokraka, odpowiadając po raz tysięczny na te same pytania i uśmiechając się sztucznie wolałabym obejrzeć jakiś tandetny hiszpański melodramat, który ciągnie się przez tysiące odcinków i opowiada o tym samym, zjeść całe pudełko lodów i spać do wieczora.
- Widzicie - uśmiech, aż bolały mnie policzki - to moje hobby od dzieciństwa, rodzice nauczyli mnie grać na pianinie jako pięciolatkę, odtąd chyba się zaczęło.
Byłam w totalnej rozsypce. Zaciskałam wciąż zęby, żeby się nie rozpłakać i nie przywalić komuś, bo wiem, że miałabym potem problemy, a paparazzi nie daliby mi spokoju do końca świata. Jeszcze tylko mi brakuje, abym przyniosła jakieś problemy siostrze.
- Planujesz zagrać w filmie? Są plotki, że zapisałaś się na przesłuchanie do horroru.
Kręcę przecząco głową.
- Nie rozumiem, skąd się biorą takie plotki. Uwierzcie, kocham swoich fanów, ale to muzyka jest moim powołaniem i nie zamierzam grać.
- Zauważ, Lauro, że plotki towarzyszą nam od lat. Tak samo jak plotka o tym, iż spotykasz się z Rossem Lynchem.
Miałam wrażenie, że cały świat teraz zagląda mi w twarz, aby zauważyć jakiekolwiek zmiany na mojej twarzy z powodu wymienienia jego imienia.
- To też fałsz - mówię prawie od razu.
W ukazywaniu obojętności doszłam już do perfekcji. Nikt nie mógł mnie już wytrącić bardziej z równowagi.
- Widzisz, Ellen - zaczynam sztucznie - jednak nie zawsze da się połączyć przyjaźń i miłość. Skończcie już te wygłupy, proszę was - zmęczenie można już było słyszeć w moim głosie - to jest naprawdę męczące, że próbujecie mnie połączyć w parę z moim kolegą. Nic nas nie łączy, nie kłamię.
Chciałabym kłamać.
- Kolegą? Niedawno byliście najlepszymi przyjaciółmi.
Pieprz się, kobieto. Nie łap mnie za słówka.
- Skończymy ten temat - zaciskam mocno usta - bo jeżeli nie, to wyjdę stąd.
- Co się między wami stało? - pyta prosto z mostu.
Posłałam jej twarde spojrzenie.
- Koniec wywiadu - warczę i wstaję z krzesła, prawie je przewracając, a potem szybkim krokiem wchodzę za kurtynę i wpadam w ramiona siostrze.
Łzy leją się cały czas, jakby nie miały ujścia.
Ugh. Pieprzone życie. Zawsze zakocham się w kimś nieodpowiednim.
Ale może to znak? Że nie powinniśmy być razem. Że jestem na tyle nieodpowiedzialna, aby popilnować kota, a co dopiero własnego związku.
- Laura, co jest? - nagle słyszę głos Rossa.
Spadaj stąd, chcę powiedzieć, ale nie mam siły. Na szczęście Vanessa zawsze jest w pogotowiu.
- Idź stąd, Ross. Nie widzisz, że ona to wszystko przeżywa?
- Ale...
Siostra wyrwała ramię z jego uścisku.
- Wiesz co, Ross? Najlepiej będzie, jeżeli będziesz się pieprzył. Albo Maię. Ale na pewno jej już nie skrzywdzisz.
Jej głos jest tak cholernie zimny, wręcz lodowaty, że sama zaczynam się bać. Wtulam twarz bardziej w jej szarawy sweter, który, ku niezadowoleniu Kelly, nałożyła dziś na siebie.
- Daj ją tutaj - słyszę przerywany głos, którego źródła nie odnajduję.
Ktoś podnosi mnie i tuli do swojego torsu. Mam ochotę zaprotestować, ale płacz, choć tak krótki, kompletnie wypompował ze mnie siły. Nie mam na nic ochoty, nawet podniesienie powieki. Choć po zapachu wnioskuję, że niesie mnie Rocky. Huh, słodko. Tylko on jadł dzisiaj czekoladowego batonika, którego tak uwielbiam i tylko on perfumuje się tym zapachem, który wręcz kocham.
- Możesz mnie postawić - mamroczę niewyraźnie, ale on tylko prycha cicho pod nosem.
- Nie tak szybko, księżniczko - szepcze - wiem o wszystkich twoich wieczorach. Nie możesz płakać z powodu mojego brata. Powiem szczerze, że tego się po nim nie spodziewałem. Niby to ja jestem najgłupszy w rodzinie - śmieje się łagodnie - Laura, śpij, słonko.
- Okej - mruczę i oddaję się jego władzy - dziękuję.
Nie wiem, jakim cudem on może mnie rozumieć.
- Nie ma za co. Dla przyjaciół wszystko.
Wtulam się w niego bardziej. Tak bardzo ich kocham.
- No cóż - staram się brzmieć wyraźnie - ja nie byłabym w stanie donieść cię do domu na rękach.
Chichocze.
- Tylko do samochodu. Rydel, zróbcie coś, bo paparazzi nas zjedzą.
- Co się dzieje? - pytam i gwałtownie próbuję wstać, aż chłopak prawie nie opuszcza. Mrugam zaskoczona powiekami.
- Nic - mówi spokojnie Dells - po prostu musimy jakoś wyglądać.
- Nie gadaj, myślisz tylko o swoim nowym kubraczku - mówi rozbawiony Riker.
Ile ich tutaj wszystkich jest?
- Śpij - mruczy chłopak trzymający mnie na rękach.
Postanawiam w końcu go posłuchać. To bez sensu kłócić się z kimś, kto mógłby mnie wrzucić do kałuży. Co jak co, ale nie chcę w niej wylądować.

~*~

Budzę się we własnym pokoju, we własnym łóżku, otoczona swoimi własnymi czterema ścianami, nakryta własną kołdrą i zaznajomiona z każdym własnym zakamarkiem. Królestwo Laury Jestem Najmądrzejsza Na Świecie Marano.
Nagle widzę jakiś cień na ścianie. Podskakuję i piszczę cicho, gdy podbiega do mnie... Ross?!
- Co ty tu robisz? - syczę.
- Proszę, bądź cicho - szepcze przerażony - i nie krzycz, proszę.
- Jak się tutaj w ogóle znalazłeś? - pytam wściekła.
Ogląda się wokół siebie i oblizuje zaschnięte usta. Jego tętno pulsuje, było to widać na jego umięśnionej ręce. Czułam się jak w jakiejś taniej czarnej komedii. Może zaraz zza ściany wyskoczą Meryl Streep z Brucem Willisem i wykrzykną radośnie, że mnie mają.
- Przez okno. Nie chcieli mnie do ciebie wpuścić.
Klepię się mentalnie w czoło o głupocie swojej siostry, gdy widzę szeroko otwarty balkon, Nawet wiewiórka mogłaby tu wpaść. Na herbatkę, w odwiedziny. Czemu nie? Dałabym jej orzecha.
- No i bardzo dobrze. Idź stąd, Ross.
Kręci przecząco głową.
- Musisz mnie posłuchać - mówi, gdy szykuję się do krzyku - zerwałem z Maią. Proszę, musimy w końcu porozmawiać.

~*~

*Maia*

I cały plan spalił na panewce. Ale może w sumie nie. Ross dowiedział się o swoich uczuciach do Laury, dlatego znowu ze mną zerwał. Byliśmy w związku, który nawet do końca nie był związkiem. Moje życie jest chore.
Martwił się dziś o nią, a ci zakichani paranoicy nie pozwolili mu do niej dojść. Jasne, kocham ich, a oni się o nią martwili, ale halo! Ross nie jest gwałcicielem ani pedofilem, choć Laur nie jest już dzieckiem. Nie jest też złodziejem ani płatnym zabójcą. Nawet niepłatnym zabójcą nie jest.
Lecz teraz nie powinnam o tym myśleć. Patrzyłam tępo w kartkę trzymaną przeze mnie w dłoniach i stałam bez ruchu na progu mieszkania Elliota. Bałam się zapukać, nie zareagowałby pewnie dobrze. Stałam więc tylko, przystępowałam czasami z nogi na nogę i zaciskałam mocno powieki, aby po chwili znowu wpatrywać się w pozytywny wynik.
Co miałam powiedzieć?
Cześć, Elliot, wiem, że jesteśmy tylko znajomymi i w ogóle, sam pewnie układasz sobie dopiero życie, ale wiesz co? Będziesz ojcem!
Tak, to na pewno wypali.
Zazgrzytałam zębami i w końcu zapukałam. Słyszałam tylko kroki za drzwiami i ktoś otworzył drzwi.

~*~

*Amanda*

- Żartujesz, Jake? - spytałam ze śmiechem - żartujesz, prawda?
Pokręcił głową i szelmowsko się uśmiechnął, a potem wstał z kolana i spojrzał na mnie znacząco.
- Więc jak? - pyta zadowolony ze swojego własnego gestu - chcesz?
Uśmiecham się szeroko i ze łzami w oczach rzucam się na jego szyję, a po chwili na moim serdecznym palcu ląduje srebrnie połyskujący pierścionek zaręczynowy.
Cóż, byliśmy już zaręczeni. Z musu. Nasz plan rozwalenia tego przyszłego małżeństwa się niestety nie udał, nie mieliśmy innego wyboru, aby w końcu lepiej się poznać. I jesteśmy naprawdę dobrymi przyjaciółmi, a nawet mogę stwierdzić, że jestem w nim zakochana. Więc Jacob zastąpił stary, kupiony z musu złoty pierścionek na srebrny pierścień swojej rodziny, który jest przekazywany z pokolenia na pokolenie. Albo został kupiony na szybko, ale halo! Liczy się gest, nie?
I teraz jesteśmy narzeczeństwem. Tak na serio. Pewnie do ślubu dzieli nas kilka lat, nie śpieszy mi się.
Spuszczam głowę i wypuszczam cicho powietrze z ust.
- Słuchaj, Jake, pozwolisz, że cię zostawię na jakiś czas? Muszę z kimś poważnie porozmawiać.
Kiwa głową, a po chwili żegna się ze mną, całując mnie w policzek.
Pakuję wszystko do małej torebeczki, ubieram się do końca i wychodzę z domu.

*****************************

Masakra. Mówię Wam.
I mówię też, choć z wielkim bólem, że to jest przedostatni rozdział na tym blogu. W ostatnim rozdziale, który będzie również epilogiem wyjaśnię wszystkie sprawy poruszone w tym rozdziale, będzie oczywiście happy endzik, nie potrafię inaczej c:
Po zakończeniu tego bloga zaczynam nowy. Jeden. Będę prowadziła ich dwa, ale na nową historię znowu mam mnóstwo weny.

Mały szantażyk c: 
Jeżeli będzie ponad 15 komentarzy, to rozdział pojawi się jeszcze w ten weekend (: 

Kocham Was, ptysie!
Do napisania.