Z ogromną trudnością zamrugałam kilka razy powiekami, a potem szybko je zamknęłam, porażona bardzo jasnym światłem. Podniosłam rękę i przyłożyłam ją sobie do oczu, starając się je osłonić. Znowu ponowiłam próbę otworzenia oczu i poruszyłam się niespokojnie. Szybko zorientowałam się też, że nie mogę ruszać nogą.
- Doktorze! - usłyszałam głośniejszy, bliższy damski okrzyk i trzaśnięcie drzwiami.
Po kilku próbach udało mi się otworzyć oczy na dłużej, niż dwie sekundy. W pomieszczeniu był Ross, Rydel oraz Mary. Osobą, która wybiegła, była pewnie Vanessa.
- Witaj wśród żywych - uśmiechnął się chłopak.
Porozglądałam się dookoła. Wszystko było białe i domyślam się (brawo, Laura!), że jestem w szpitalu. W ekspresowym tempie zaczęły mi wracać wspomnienia sprzed kilku.. godzin? dni? tygodni? Ile tu tak leżę?
Spojrzałam znów do przodu i zobaczyłam ogromny gips na swojej nodze. Znów poruszyłam się niespokojnie i poczułam przeszywający ból w skroniach. Syknęłam; dotknęłam głowy i poczułam wilgotny materiał pod palcami.
- Co...? - nie musiałam kończyć pytania, aby wiedzieli, o co mi chodzi.
- Mieliśmy wypadek - wyjaśniła Mary - można powiedzieć, że ledwo żyjemy, ale dziękujmy Bogu.
Lekko zdekoncentrowana spojrzałam na przyjaciółkę i zobaczyłam, że sama nie była w najlepszym stanie. Miała złamaną rękę, co można było wywnioskować po gipsie, oraz mnóstwo zadrapań i siniaków. Na nodze miała owinięty niedbale bandaż.
- Gdzie jest reszta? - spytałam zachrypniętym głosem.
- Wszyscy mają się dobrze - pocieszyła mnie Rydel, uśmiechając się ciepło - miałaś najgorzej z całego zespołu, ale szczęście, że wszyscy żyjecie. Dopiero teraz wybudziłaś się ze śpiączki.
Zmarszczyłam brwi.
- Ile tak spałam?
Rydel i Ross wymienili między sobą zaniepokojone spojrzenia.
- Prawie dwa tygodnie.
Z przyzwyczajenia złapałam się za głowę i od razu tego pożałowałam. Ból przecinał mnie wskroś. Do pomieszczenia wszedł nagle lekarz w białym kitlu, a obok niego rozpromieniona Vanessa. Mężczyzna widząc mnie uśmiechnął się ciepło i podszedł do mnie trochę bliżej. Widząc grymas na mojej twarzy lekko się zaniepokoił.
- Boli - wyszeptałam niewyraźnie i wskazałam na głowę.
- Siostro! - krzyknął lekarz, a kobieta zjawiła się o wiele szybciej niż on.
Była młoda, zapewne nie miała więcej niż 25 lat. Zastukała ze zdenerwowania butami i podeszła do mnie szybko, aby podać mi lek. Ulga rozeszła się po moim ciele prawie natychmiast.
- A więc - zaczął siwowłosy mężczyzna, a pielęgniarka niepostrzeżenie zniknęła za drzwiami - jak się czujemy, pani Marano?
- Laura - skróciłam - a ja mogę się czuć? Bez obrazy doktorze, ale dopiero co się wybudziłam ze śpiączki, a wcześniej miałam wypadek. Jak mogę się czuć dobrze? Aktualnie nic mnie nie boli, ale chociażby najmniejszy ruch sprawia mi problem.
- Cóż, ma panienka charakterek - spojrzał znacząco na moją siostrę.
- Widzi pan, nie kłamałam - odpowiedziała i dumnie wypięła pierś.
- Laura poleży tu sobie ze dwa tygodnie, może miesiąc - powiedział, ignorując jakże dojrzałą Van - mogą wystąpić drobne komplikacje, zaniki pamięci, pourazówki po wypadku. Normalne rzeczy. Gdyby pani czegoś potrzebowała - teraz zwrócił się bezpośrednio do mnie - proszę wcisnąć ten czerwony guzik wbudowany w łóżko - wskazał mi palcem odpowiednie miejsce - włączy się u nas ostrzeżenie i szybko ktoś przyjdzie.
Pokiwałam delikatnie głową i westchnęłam głęboko. Lekarz kiwnął na wszystkich głową i wyszedł z pomieszczenia. Próbowałam się podnieść, aby poprawić sobie poduszkę, która od dłuższego czasu zaczęła mnie uwierać w plecy, ale poczułam ciepłą dłoń Ross'a na mojej dłoni.
- Pomogę ci - powiedział spokojnie.
- Dzięki - odchyliłam kąciki ust w uśmiechu, ale pewnie bardziej wyszedł z tego kolejny grymas - a gdzie reszta, tak w ogóle?
Jakoś to, że tak po prostu sobie poszli i mój stan ich obszedł było nie do zniesienia. Może to w deka egoistyczne, ale tak po prostu jest.
- Dove poszła z Luke'iem , Rylandem i Rikerem coś zjeść do kawiarenki, Simon miał iść do toalety, a Jason z Matt'em po kawę do automatu - wyliczała Vanessa - a Rocky, Kelly, Ell i Raini z Calumem poszli się czegoś więcej dowiedzieć o twoim stanie, ale pewnie też zatrzymają się, aby coś zjeść z pozostałymi.
- A co z resztą po wypadku? - zadałam kolejne pytanie.
- Jakoś tu stoję - zażartowała Mary - wszyscy mają się dość dobrze. Jasne, dużo ranek, siniaków, zadrapań, ja mam złamaną rękę, a Simon nogę, ale tak to dobrze.
Pokiwałam głową ze zrozumieniem.
- Mój magnez działa - wyszeptałam - nie wiecie może, co się dzieje z Natalie?
- Nie przyszła ani razu do szpitala - powiedziała smutno Rydel - nie wiem, może ma jakieś problemy? Nic nigdy nie wiadomo. Nie mamy z nią kontaktu, a jej matka zwolniła Kelly z funkcji niańki Patrick'a.
- Och - wympsnęło mi się z ust i opadłam bezwładnie na właśnie poprawioną przez Ross'a poduszkę.
- Panno Marano? - do pokoju wszedł jeszcze ten sam lekarz, co był tutaj niedawno - w odwiedziny przyszła jakaś dziewczyna, przedstawiła się jako Amanda Thompson. Wpuścić ją?
- Amanda? - wyszeptałam pod nosem - czy ja znam jakąś Amandę?
- Pewnie jakaś kolejna namolna fanka - powiedziała Vanessa.
- Kolejna? - spojrzałam na nią zdziwiona.
- A co ty myślałaś? Wiadomość o twoim wypadku rozniosła się tempem błyskawicy. Przychodzą tutaj tysiące fanów i pytają się, czy mogą wejść. Nawet pod szpitalem jest ich spora grupka, protestująca przeciwko niewpuszczaniem ich do ciebie - machnęła tylko ręką.
- To...? - spytał doktor, nie wiedząc, co czynić.
- Wpuścić ją / nie wpuszczać jej - powiedziałyśmy jednocześnie z siostrą.
Spojrzał na nas zdezorientowany i sam pewnie nie wiedział, której ma się posłuchać.
- Ja mówię, żeby ją tu wpuścić - powiedziałam hardo i ponownie poruszyłam się niespokojnie na łóżku.
Czy ja nie mam żadnych robaków? A może wszy?
Mężczyzna skinął głową i znowu zniknął za drzwiami. Vanessa posłała mi karcące spojrzenie, ale ją zignorowałam.
Po kilku sekundach, niepewnym krokiem, na salę weszła młoda dziewczyna. Miała na sobie brązowy, lekko rozciągnięty sweterek, czarne jeasny rurki, na nogach fioletowe trampki, a czarne włosy zaplecione w ciasnego warkocza położone na boku ramienia. Czarna, skórzana torba lśniła od jasnego światła w pomieszczeniu. Porozglądała się niepewnie wokół i pewnie nadal się zastanawiała, po co tu w ogóle przyszła. Potem jej wzrok poszedł na Ross'a, aby szybko go z niego spuścić i spojrzała na mnie. Zasłoniła twarz od strony mojego przyjaciela i widziałam, że miała nadzieję, że nie wie, kim jest.
- Amanda?!
AMANDA
Cholera. Poznał mnie.
Zignorowałam kompletnie głos Ross'a i z małym, nieśmiałym uśmiechem podeszłam do Laury. Nie znałam jej bliżej, byłam jej fanką prawie od samego początku i tak naprawdę nie wiedziałam, co mnie tchnęło, aby tu przyjść. Chęć, aby ją zobaczyć? Chęć, aby spróbować ją wesprzeć, choć tak naprawdę byłam dla niej nikim? Chęć, żeby wyrwać się z domu, a nie miałam gdzie się podziać?
Odkąd uciekłam z randki z Jacobem, on sam i moi rodzice mają do mnie wielki żal. A co mnie to? Kabanosem im przywalę w łeb i może coś tam im wleci - JA GO KOMPLETNIE NIE KOCHAM!
- Umm... cześć - wyszeptałam niepewnie.
- Amanda, to naprawdę ty? - zamiast słyszeć odpowiedź Laury, słyszę podniesiony, podniecony głos Ross'a.
- Nie, to nie ja - odparłam z sarkazmem i odwróciłam się szybko, czego od razu pożałowałam.
Zawsze to mówiłam. Teraz już na stówę wie, że to ja. Westchnęłam cicho.
Dziewczyny będące w tym pokoju patrzyły na nas zaciekawione.
- Rydel, nie poznajesz jej? To Amanda, nasza Amanda! - wykrzyknął zadowolony i podbiegł do Delly, aby zacząć szarpać ją za ramię - to naprawdę ona! Nasza Destiny!
- Ross, uspokój się - Rydel jak zawsze opanowana - widzę, że to nasza Destiny, ale mógłbyś nie robić przedstawienia przed naszymi siostrzyczkami?
Chłopak się zarumienił i uśmiechnął słodko do Laury. Kiedyś i mnie obdarowywał takimi uśmiechami. Kiedyś, dopóki ich nie porzuciłam.
- Ale skoro już zaczął robić przedstawienie - pierwszy raz od mojego przyjścia odezwała się moja idolka - to może byście mi, przepraszam, nam wytłumaczyli, o co chodzi.
Blondynka posłała swojemu bratu mordujące spojrzenie.
- Hmm... no cóż, jeszcze dwa lata temu Amanda była bliską przyjaciółką rodziny - wytłumaczyła Rydel - ale niestety, nasze drogi się rozeszły.
Laura zmarszczyła czoło.
- Była waszą bliską przyjaciółką, a ja nawet nie wiedziałam o jej istnieniu? Co ze mnie za fanka?
Prychnęłam śmiechem i schowałam twarz w dłoniach, wciąż się śmiejąc. To było silniejsze ode mnie.
Nie tylko ja się śmiałam. Wszyscy obecni wybuchnęli śmiechem.
- Cóż, nienawidziłam być w centrum uwagi - odezwałam się cicho, uspokajając się i doprowadzając do porządku - nie chciałam, żeby i mnie potem atakowali paparazzi.
Laura pokiwała głową ze zrozumieniem i resztką sił pogłaskała mnie po ramieniu.
- Co się z tobą działo przez te trzy lata? - spytał mnie Ross.
Odwróciłam się w jego stronę i popatrzyłam prosto w oczy, gdzie widać było smutek i rozczarowanie. Przeze mnie.
- Hmm... jestem zaręczona, mam domową nauczycielkę, która jednocześnie jest moją jedyną przyjaciółką i osobą, która mnie rozumie. Reszta jest bez zmian - starałam się, aby moja twarz nie wyrażała żadnych uczuć, ale na próżno. Po policzku popłynęła mi łza, którą natychmiast starłam wierzchem dłoni.
- Jesteś zaręczona?! - wrzasnęła Rydel - Jezu, masz dopiero 19 lat.
- Przymknij się - rzuciłam - nie z własnego wyboru, ja nawet tego dupka nie trawię.
- Czekaj, czekaj - zaczęła siostra Marano, Vanessa - z własnego doświadczenia i ludzi wokół mnie wiem, że jeśli przyjaźnisz się z dużą grupką przyjaciół, a tam jest chłopak, to w jednym z nich się zakochujesz. Tak na przykład jest z Ross'em i Laurą.
- Właśnie - Ross klasnął w dłonie - ej, zaraz... co?!
- Van... - zaczęła piosenkarka - jeśli chcesz żyć, to radzę ci się przymknąć.
Vanessa machnęła na nich ręką.
- Więc... kto to był?
Rozejrzałam się po pomieszczeniu bojąc się wyjawić prawdę.
- Tak naprawdę... spotykałam się z Rocky'm.
KELLY
- Jesteś taki słodki - cmoknęłam Rocky'ego w nos - pójdziemy coś zjeść?
- Jasne - chłopak złożył na moich ustach przelotny, delikatny pocałunek - co tylko byś chciała, księżniczko.
****************************
Cześć :)
Rozdział krótki, bo jakoś tak... dziwnie mi się go pisało, wiecie? Nie wiem, czemu tak jest, ale to prawda. Krótki punkt widzenia Kelly, bo chcę podkreślić, że Amanda spotykała się z chłopakiem przyjaciółki Laury. Nie wiem, może to was zaciekawi :3 Mam już powoli dość, że jak pojawia się ktoś nowy, to zawsze musi rozwalać tylko Raurę (u mnie to jeszcze jest niedoszła, ale to pomińmy XD), ale nie powiedziałam, że Amanda rozwali Kocky/Relly :D Tylko może coś namieszać, ale... nic więcej nie zdradzę :D I tak za dużo już napisałam.
Więc, wy komentujcie, ja dziękuję za motywujące komentarze (WIECIE, JAK NA ZANIK WENY ŚWIETNIE SIĘ CZYTA CZYJEŚ MIŁE SŁOWA? ♥), a ja postaram się szybciutko dodać next'a, ale nic nie obiecuję :3
Zapraszam na http://dancingcinderellastory.blogspot.com/ - świetny blog inspirowany fajnym filmem :3
Kocham was, buzi :D